Latające blachy

Prace prowadzone są w Suwałkach naprzeciw domu handlowego Wigry. Podczas czwartkowej wichury robotnicy pozostawili niezabezpieczone arkusze blachy - długie na osiem metrów i szerokie na półtora metra. Wiatr bez problemu zdmuchnął je z dachu. Potężne płaty runęły na chodnik. Tylko dlatego, że nikt w pobliżu nie przechodził, nie doszło do nieszczęścia.
Jak ustaliliśmy, do zdarzenia mogło w ogóle nie dojść.
- Mieszkam w bloku, gdzie trwają prace - mówi Dariusz Siwicki, zastępca komendanta Straży Pożarnej w Suwałkach. - Zanim jeszcze blachy spadły, przyszedł do mnie sąsiad skarżąc się, że blachy fruwają po dachu. Zadzwoniliśmy z interwencją do właściciela budynku - Suwalskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Niestety, bez odzewu.
Przedstawiciel spółdzielni pojawił się, jak już było po wszystkim, a na miejsce przyjechała straż pożarna.
Tadeusz Guzy, właściciel remontującej dach firmy z Bakałarzewa nie kryje radości, że nikomu nic się nie stało. Z drugiej strony stara się jednak problem zbagatelizować.
- Nie tylko tutaj wiatr narobił szkód - tłumaczy.
Zapewnia jednocześnie, że teraz wszystko będzie już prawidłowo zabezpieczone.
Nie udało nam się dowiedzieć, dlaczego spółdzielnia nie zareagowała na alarmujący telefon.
- Nie mogę udzielać informacji bez zgody prezesa - usłyszeliśmy od kierownika osiedla Stanisława Sieczkowskiego. Z kolei prezes był nieuchwytny przez cały dzień.