Lekarze biją na alarm: co szóste dziecko ma wadę wzroku

Z badań przeprowadzanych przez Ośrodek Medycyny Szkolnej i Promocji Zdrowia SANITAS w Suwałkach wynika, że uczniów słabowidzących z roku na rok jest coraz więcej.

- To ogromny problem, który zauważamy w szkołach - alarmuje Bożena Gościewska, kierownik placówki. - Staramy się zwracać na to uwagę, zwłaszcza rodzicom, ale często bezskutecznie.
Dzieci tracą wzrok, bo zbyt długo, całymi godzinami, a nieraz i dniami ślęczą przed komputerem.

- Oglądają też zdecydowanie za dużo telewizji - dodaje Danuta Iwaszko, kierownik poradni rodzinnej Vita-Med w Suwałkach. - Na dodatek, siedzą źle, czyli zbyt blisko ekranu, albo oglądają przy zgaszonym świetle.

Za mało ruszają się, źle odżywiają i w ogóle nie ćwiczą oczu. Mają też za słabe oświetlenie w pokojach, gdzie odrabiają lekcje.

- To wszystko powoduje, że co szóste dziecko powinno nosić okulary - dodaje lekarka.

A dlaczego nie noszą? Zdaniem Ewy Cichanowicz, pielęgniarki ze Szkoły Podstawowej nr 9, winni są przede wszystkim rodzice, którzy nie dbają o swoje pociechy.

- Stwierdzamy, że dziecko źle widzi i nie mamy do kogo zwrócić się po pomoc - mówi Cichanowicz. - Nieraz dzwonimy do opiekunów, prosimy, żeby poszli do lekarza i przeprowadzili dokładne badania. Na próżno. Tłumaczą się najczęściej brakiem czasu albo pieniędzy.

- Na wizytę u okulisty, który ma podpisaną umowę z Narodowym Funduszem Zdrowia, trzeba czekać prawie pół roku - tłumaczy Iwona Radzewicz, matka 9-letniego Krzysia, który ma wadę wzroku. - Natomiast wizyta w gabinecie prywatnym to wydatek 50, a nawet 80 złotych. A na jednej konsultacji najczęściej się nie kończy.

Próbowaliśmy wczoraj zapytać suwalskich okulistów, czy dostrzegają problem i jak można go rozwiązać. Żaden z lekarzy nie zgodził się na rozmowę.