Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Małgorzata Kadysz: Wolę gdy mój facet nosi spodnie i ciężkie zakupy

Agata Sawczenko
– To, że mamy równouprawnienie, to jest ok. Tylko pytanie, co rozumiemy pod pojęciem równouprawnienie i jak to pojęcie interpretujemy - mówi pisarka.
– To, że mamy równouprawnienie, to jest ok. Tylko pytanie, co rozumiemy pod pojęciem równouprawnienie i jak to pojęcie interpretujemy - mówi pisarka. Andrzej Zgiet
- Pozwólmy naszym mężczyznom, by poczuli się przy nas prawdziwymi facetami - radzi Małgorzata Kadysz, autorka książki "Mężczyzna prosty w obsłudze, czyli kobieta szczęśliwa w związku".

Pani Małgosiu, porozmawiamy o gender?

- Mało się tym interesuję. Wiem tyle, co z telewizji.

To ja wytłumaczę, o co mi chodzi. Istnieje płeć biologiczna i płeć kulturowa. Czyli to, jak nam się teraz żyje, jak postrzegane są kobiety i mężczyźni, a także ich rola w społeczeństwie, wykształciła przede wszystkim kultura, historia. Gdy czytałam pani książkę, miałam wrażenie, że pani podoba się ten tradycyjny podział ról. Nie uważa pani, że już czas to zmienić?

- Od zarania dziejów był podział na kobietę i mężczyznę, ale ruchy kobiece, głównie w XX wieku, spowodowały, że kobiety w walce o równouprawnienie zapomniały, iż oprócz tego, że są ludźmi, są również kobietami. Stawały się coraz silniejsze, starały się we wszystkim dorównać mężczyznom, co spowodowało, że mężczyźni przy nich zaczęli czuć się coraz mniej męscy.

I co? Źle, że jest równouprawnienie? Bo pani napisała, że zaburzyłyśmy odwieczny porządek świata i same sobie narobiłyśmy bigosu.

- To, że mamy równouprawnienie, to jest ok. Tylko pytanie, co rozumiemy pod pojęciem równouprawnienie i jak to pojęcie interpretujemy. Bo to, że możemy głosować - fajnie! To, że możemy pracować - super. To wszystko pięknie. Tylko zapominamy, że to myśmy walczyły o równouprawnienie, a nie mężczyźni. Mężczyznom wcale na tym aż tak nie zależało.

Bo po prostu nam, kobietom, było na świecie gorzej.

- I tu warto zadać sobie pytanie, czy aby na pewno we wszystkim było nam gorzej?

Proszę pomyśleć: gdyby nie to równouprawnienie, to czy pani mogłaby pracować? Czy mogłaby pani napisać książkę? Czy mogłaby pani głośno mówić, co pani myśli?

- Dobrze, że jest równouprawnienie. Niestety nieco gorzej, że feministki w walce o równość trochę jakby spychały na dalszy plan rolę mężczyzn. Jakby mężczyźni w ogóle przestali być potrzebni. A oni są potrzebni!

Ależ feministki nie mówią, że mężczyźni są niepotrzebni.

- Nie? Moim zdaniem feministkom potrzebni są ludzie, bez rozróżniania płci. A pani zdaniem do czego feministkom potrzebni są mężczyźni?

Do wspólnego partnerskiego życia. Takiego życia, gdzie wszyscy mają równe prawa. Ale chyba rozumiem, o co pani chodzi. Te radykalne ruchy feministyczne są po to, by pokazać, uświadomić tym najbardziej opornym, że my, kobiety, istniejemy, że mamy równe prawa, że możemy zabierać głos wtedy, kiedy chcemy.

- O właśnie. Wtedy, kiedy chcemy, zabieramy głos. Tak, jak najbardziej. Oczywiście - to cudownie, że jest równouprawnienie. Ale kobiety w pogoni za równouprawnieniem we wszystkich aspektach życia zatraciły swoją kobiecość.

Nieprawda!

- Ostatnio widziałam zdjęcie z pokazu mody, gdzie występowali mężczyźni - bardzo przystojni mężczyźni - ubrani w sukienki. I komentarz pod spodem był taki: teraz już rozumiem, jak czuli się ludzie w momencie, kiedy kobiety po raz pierwszy wyszły na ulice w spodniach.

Nie łapię. Proszę wytłumaczyć.

- Myśmy kiedyś też chodziły tylko w sukienkach. A gdy przyszedł moment, że kobiety zaczęły wychodzić w spodniach, to było spore oburzenie. Jak tak można?! Kto to widział?! A teraz się oburzamy, że mężczyźni pojawili się w sukienkach. To nam wolno w spodniach, a mężczyznom nie wolno w sukienkach? To jest właśnie stereotyp kulturowy.

Są rzeczy, które mi się podobają. Są też takie, które mi się nie podobają. Ale akceptuję inność. Jeśli mężczyzna chce chodzić w sukience - to bez względu na to, czy ja uważam, że wygląda ładnie czy nie - niech sobie chodzi!

- Ale to pani tak myśli. Takich jak pani jest niewiele. Osobiście wolę kiedy mój facet nosi spodnie i jest silny, i twardy, i mogę się przy nim poczuć prawdziwą kobietą. I nie protestuję, kiedy niesie mi ciężką torbę z zakupami, nie wyrywam mu z ręki szpadla, kiedy kopie ogródek. Oczywiście dałabym radę dźwigać ciężary, tylko po co? Bardzo pasuje mi ten kulturowy aspekt kobiecości i nie zamierzam z nim walczyć.

Ale chodzi o to, by każdy mógł być wolny.

- Jak najbardziej. Tylko w tej wolności warto pamiętać, że my, kobiety, jesteśmy kobietami. Bądźmy sobie wolne, pracujmy, zarabiajmy! Zgadzam się, że walka o równouprawnienie była potrzebna. I dlatego my to równouprawnienie mamy. Ale moim zdaniem myśmy w tej walce poszły odrobinę za daleko.

To proszę mi w takim razie powiedzieć, co według pani znaczy słowo kobiecość.

- Dla mnie kobiecość znaczy po prostu kobiecość. Jeśli jestem silna, to mam tego świadomość, ale nie muszę i nawet nie chcę okazywać tego mojemu facetowi. Bo silny to ma być on. Oczywiście, jak wyjedzie, to ze wszystkim doskonale dam sobie radę, przestawię meble, skoszę trawnik i porąbię drewno do kominka (nawet gdybym miała poprosić o pomoc sąsiada), ale skoro mój mężczyzna jest przy mnie, to daję mu szansę, aby mnie w tych pracach wyręczał.

Dlaczego mamy tak postępować?

- Chociażby po to, aby mężczyzna poczuł się mężczyzną i dzięki temu chciał być ze mną. Bo facet potrzebuje się opiekować, pomagać, wspierać. Facet chce być facetem. A kobiety, a w zasadzie feministki, w pogoni za absolutną równością próbowały i wciąż próbują za wszelką cenę, czasem nawet kosztem szczęśliwego związku, zmusić mężczyzn do prania, sprzątania, prasowania. A przecież oni wcale o to nie walczyli.

A ja się będę upierać przy swoim: walczyłyśmy, bo to nam, kobietom, było gorzej.

- No tak. Wywalczyłyśmy to, co żeśmy chciały, czyli równość wobec prawa i równorzędną pozycję w społeczeństwie. Ale w związkach z mężczyznami warto jednak byśmy pozostały kobietami. Nie wymagajmy od nich, żeby robili wszystko to, co my. Oni są genetycznie predystynowani do innych działań, a my do innych. Tak jak mężczyzna nie urodzi dziecka i nie będzie karmił piersią - bo nie ma takiej możliwości.
No nie ma. Ale ma możliwość, by zmyć naczynia.

- Ależ oczywiście, że ma możliwość i pewnie nawet zdarza mu się pozmywać. Jednak mimo równouprawnienia - proszę wejść do pierwszego z brzegu przedszkola, czy szkoły podstawowej. Kogo tam jest więcej wśród nauczycieli - kobiet czy mężczyzn? A u pierwszego z brzegu mechanika, kogo jest więcej?

Mężczyzn.

- Wynika to z tego, że mamy zupełnie inaczej zbudowany mózg. My, kobiety, mamy mózg żeński, oni mają męski. W związku z tym my mamy predyspozycje do innych rzeczy, oni do innych. I to jest naturalne. I teraz niech pani sobie wyobrazi, że odpadło pani koło w samochodzie. I co, bierze pani lewarek i zmienia koło? No bo przecież skoro on może wyprać i poprasować, to pani może zmienić koło, tak? Robi to pani? Czy raczej dzwoni pani po swojego faceta, po kolegę, albo po mechanika?

Nie mam samochodu.

- A pani koleżanki - robią tak?

Niektóre tak. Ale mi chodzi o to, że jeśli kobieta chce, to niech sobie będzie mechanikiem. A jak mężczyzna chce - niech będzie wychowawcą w przedszkolu.

- No właśnie!. Jeśli ktoś chce, to niech będzie. Ale my, kobiety, chcemy zmusić facetów do robienia różnych rzeczy, których oni nie chcą robić, bo są na to niegotowi. Bo to nie jest ich.

Ok, to żeby ich do tego przekonać, musimy udawać, że jesteśmy głupsze, niż jesteśmy?

- To nie jest udawanie. Kiedyś, dawno temu, w dobrym guście było uczyć się flirtu. I to było naturalne. Kobiety umiały flirtować. Po co? Po to, żeby faceci przy nich skakali i robili wszystko, o co ich poproszą, a nawet więcej. Teraz gdzieś ta sztuka flirtowania zanikła. Zresztą ogólnie rzecz ujmując, życie to jest jedno wielkie udawanie. Uśmiechamy się do pani w urzędzie, żeby nas dobrze załatwiła. Po co? A zresztą - może pani robić tak, jak pani chce, może pani od progu krzyczeć na panią urzędniczkę - i wtedy z pewnością będzie miała pani "pod górkę". A może pani robić tak, jak napisałam w książce - i wówczas będzie miała pani "z górki" ze swoim facetem. To jest pani wybór. Tak - równouprawnienie polega na tym, żeby nikt nikogo do niczego nie zmuszał. Niech każdy robi to, co chce. Są kobiety, które chcą mieć wiecznie pod górkę i żyć według zasady - im gorzej, tym lepiej. I cierpieć. Niech cierpią, skoro tak wybrały. Nikogo do niczego nie zmuszam w mojej książce. Opisuję tylko proste, sprawdzone i skuteczne metody ułatwiania sobie życia w związku. Jest to książka dla kobiet, które chcą być szczęśliwe, ja do takich należę.

I jest pani szczęśliwa?

- Na ten moment jestem bardzo szczęśliwa i to już od dłuższego czasu. Jestem 29 lat po ślubie i, oczywiście, przez ten czas bywało różnie. Metodami prób i błędów dochodziłam do tego, co przekazałam w książce.

Kobieta może być szczęśliwa bez mężczyzny?

- Pewnie może. Aczkolwiek myślę, że każda kobieta bez mężczyzny czuje się niepełna. Do mnie przychodzą różne kobiety, na przykład na coaching. I te kobiety, które są same - nawet te spełnione zawodowo, które odniosły sukces, mówią, że wracają do domu, a tam jest pusto, tam nie ma tego drugiego człowieka. Tam nie ma z kim podzielić się szczęściem, że się coś osiągnęło.

Więc potrzebne jest towarzystwo po prostu?

- Potrzebny jest bliski, kochający człowiek, bo towarzystwo zawsze się znajdzie.

Gdy czytałam pani książkę, w pewnym momencie miałam wrażenie, że według pani kobieta jest tylko po to, żeby zrobić wszystko, żeby mężczyzna był szczęśliwy.

- Kobieta jest po to, żeby być szczęśliwą.

"Zacznij żyć dla siebie. Mąż będzie miał wtedy z ciebie więcej pożytku i ty będziesz szczęśliwsza" - to cytat z pani książki.

- Dokładnie. Piszę o tzw. zdrowym egoizmie. Wie pani, przychodzą do mnie czasami kobiety, które mówią: " ja się tak poświęcam, tyle robię, a nikt tego nie zauważa. A mąż to już w ogóle". Ona jest sfrustrowana, cierpiąca, bo nikt jej nie docenia. No pewnie, że nie. Ona non stop się poświęca dla tego faceta. A jemu nie o taką kobietę chodzi. Jemu chodzi o kobietę, która najpierw zadba o siebie, o swoje potrzeby i zachcianki. Przez to będzie czuła się fantastycznie i tym będzie emanowała.

W książce piszę o tym, że możesz się podzielić z drugim człowiekiem tylko tym, co masz. Jeżeli od życia nachapiemy się miłości, radości i szczęścia, to właśnie tym możemy się podzielić. Więc przestańmy my, kobiety - bo mnóstwo takich znam - przestańmy się faszerować wkurzeniem, frustracją, złością, żalem i wszystkim tym, co negatywne. Zacznijmy brać od życia to, co najpiękniejsze. A dzięki temu, że my będziemy szczęśliwe i będziemy emanowały tym szczęściem - faceci będą szczęśliwi z nami. I nam będzie wtedy lepiej. Mężczyznom wiele do szczęścia nie potrzeba. Znacznie mniej niż nam. Moim zdaniem jesteśmy równi, ale różni i warto o tym pamiętać. I korzystać z tych różnic w taki sposób, aby cieszyć się szczęśliwym związkiem prawdziwej kobiety z prawdziwym mężczyzną. O tym właśnie jest moja książka.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna