Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marian Tananis przeżył obławę augustowską. To było prawdziwe piekło

Tomasz Kubaszewski [email protected]
– Cała prawda o obławie augustowskiej wciąż czeka na ujawnienie – mówi Marian Tananis.
– Cała prawda o obławie augustowskiej wciąż czeka na ujawnienie – mówi Marian Tananis.
Przez dziesiątki lat żył z przeświadczeniem, że coś jeszcze musi koniecznie załatwić. Chodzi o pamięć o jego kolegach i o historyczną prawdę.

Marian Tananis z Sejn opisał wszystko na kilkudziesięciu stronach maszynopisu. - Nie mogę tej wiedzy zabrać ze sobą do grobu - tłumaczy 83-letni mężczyzna. Historycy są pod wrażeniem. - To są bardzo wartościowe i mało znane do tej pory materiały - mówi Jarosław Schabieński, historyk.

Odnoszą się przede wszystkim do głośnej w ostatnim czasie obławy augustowskiej. Marian Tananis był jej bezpośrednim świadkiem. Cudem tylko nie stał się kolejną ofiarą.

- Parę razy miałem w życiu wielkie szczęście - mówi. - Właściwie to dawno już powinienem być na tamtym świecie.

Mogło nie być obławy?

Przed II wojną ojciec pana Mariana, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku, był łowczym w Białowieży. Marian Tananis zapamiętał, jak na polowania przyjeżdżali możni ówczesnego świata - od prezydenta Ignacego Mościckiego po hitlerowskich dygnitarzy Hermana Goeringa i Joachima von Ribbentropa. Ba, w Białowieży polowali nawet prominentni przedstawiciele sowieckiej Rosji, która z Polską dobrych stosunków bynajmniej nie miała.

- W białowieskich lasach dzieciństwo upływało mi wręcz sielankowo - wspomina.

Ale niedługo przyszła wojna. Los rzucał rodzinę to tu, to tam. Ostatecznie znaleźli się na Suwalszczyźnie. W 1941 roku zmarł ojciec.

- Potem byłem takim małym włóczęgą - opowiada Marian Tananis. - Często zmieniałem miejsce pobytu. Bywałem u jednych dziadków w Płaskiej, u drugich - w Krasnopolu, a także u znajomych w Augustowie i w paru innych miejscach.

Jak twierdzi, marzył o tym, żeby należeć do Armii Krajowej. W kwietniu 1945 r. skończył 16 lat. Wtedy został zaprzysiężony.

- Byłem bardzo dumny, że zostałem akowcem - wspomina.

Kilkanaście dni później Niemcy podpisały kapitulację. II wojna światowa dobiegła końca.

- Nasz dowódca, "Grom", mówił, że musimy pilnować, by Polski nie zalał komunizm - mówi Marian Tananis. - Twierdził, iż kolejna wojna jest nie do uniknięcia.

Dla partyzantów rozległa Puszcza Augustowska była naturalnym schronieniem. Całość została zresztą podzielona na trzy rewiry. Próbująca zakładać swoje struktury władza ludowa nie miała tutaj za wiele do powiedzenia.

- Bodajże w maju urządzono coś na kształt partyzanckiej defilady - opowiada Tananis. - Ze 130-140 chłopa z pełnym uzbrojeniem przemaszerowało po okolicznych wsiach. Przerażeni komuniści natychmiast poinformowali swoich przełożonych w Warszawie, jaka wielka armia w tej puszczy przebywa i że własnymi siłami nie dadzą sobie z nią rady. Warszawa z kolei poprosiła o pomoc Sowietów. Kto wie, czy gdyby nie ta defilada do obławy augustowskiej w ogóle by doszło...

Spodziewali się najgorszego

W lipcu 1945 r. sowieckie oddziały były już na miejscu. Marian Tananis natknął się na tyralierę żołnierzy niedaleko Płaskiej. Szli przez pole, jeden obok drugiego. Nie było dokąd uciec. Został zatrzymany. Zaprowadzono go do stodoły w Paniewie. Tam byli też już inni. Dokładnie, jak pisze Tananis, 112 osób.

Sowieci pytali, kto należy do partyzantki. Albo - czy o tych partyzantach cokolwiek wie. Po kilku dniach stodoła została otoczona przez podwójny kordon żołnierzy z karabinami gotowymi do strzału.
- Niektórzy myśleli, że to już po nas i za chwilę zginiemy - opowiada Marian Tananis.

Przeprowadzano ich z jednego miejsca w drugie. Byli przesłuchiwani i bici. W każdej chwili mogli spodziewać się najgorszego.

- Bandyci, wieszać was trzeba - wydzierali się sowieccy żołnierze.

Tananis trafił ostatecznie do siedziby Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Augustowie, czyli tzw. domu Turka. W ciemnej piwnicy spotkał niejakiego Antoniego Kaczmarka. Był on zapalonym fotografem, polityką się nie interesował, nie należał do partyzantki. Trafił do ubeckich kazamatów, bo swoje zdjęcie podpisywał literkami "AK" - od imienia i nazwiska. Ubowcom skojarzyło się to jednak z... Armią Krajową.
Tananisowi szczęście dopisało. Po przesłuchaniu został zwolniony.

- Tylko idź do domu - zastrzegł przesłuchujący.

Skazany na 15 lat więzienia

Ale Marian Tananis wrócił do lasu. Jak wspomina, po zakończeniu obławy augustowskiej do partyzantki garnęło się jeszcze więcej młodych ludzi. Chcieli pomścić swoich bliskich, których Sowieci i ich polscy współpracownicy zamordowali.

Komunistyczne władze nie dawały jednak za wygraną. Przeszukiwały okoliczne lasy. Jedną z zasadzek ubowcy zrobili we wsi Krasne.

- Stój, bo strzelam! - usłyszał Tananis, gdy próbował uciekać przez pole.

Strzelił dwa razy. Jeden z ubowców upadł. Został jednak tylko ranny. Chwilę potem Tananis otrzymał silny cios w głowę. To był już koniec walki.

Wraz z kolegą przewieziono go do augustowskiego UB.

- No, teraz już ode mnie nie uciekniecie - powiedział Jan Szostak, główny miejscowy ubowiec, który do historii przeszedł jako kat Augustowszczyzny.

Przesłuchania trwały kilka tygodni. Bicie, wbijanie szpilek pod paznokcie, okładanie łańcuchem po piętach - to było na porządku dziennym. Prawdziwe piekło. Potem odbył się proces. Przed wyrokiem śmierci uchronił Mariana Tananisa wiek. Jako nieletni został skazany na 15 lat więzienia. Potem była amnestia i karę skrócono do 7 lat i trzech miesięcy. Odsiedział to co do dnia.

Potem dostał nakaz pracy w kopalni uranu. Ale uciekł stamtąd po trzech miesiącach. Pracował w kilku kopalniach węgla. Wypełniając kolejny kwestionariusz osobowy nie podał, że był karany. I nikt się tego potem nie dopatrzył.

- W tym komunistycznym reżimie panował straszny bałagan - tłumaczy. - Jak widać po mnie, można było ich oszukać.

Potem zdał maturę, skończył studia. 25 lat pracował w przemyśle górniczym. Zaczął mieć problemy zdrowotne. Przeszedł na rentę. Lekarze zalecali zmianę klimatu. Najpierw trafił w Bieszczady. Ale tamtejsze powietrze niezbyt mu służyło. Postanowił więc wrócić na Suwalszczyznę. W 1984 r. zamieszkał w Sejnach.

Posprzątali ślady zbrodni

- Tym, co przede wszystkim chcę ocalić od zapomnienia jest bitwa we wsi Brożane - mówi. - W społecznej świadomości to wydarzenie nie funkcjonuje niemal w ogóle.

Bitwa rozegrała się w czasie obławy augustowskiej. Sowieci otoczyli partyzantów. Strzelaninę słychać było przez trzy dni. Potem wszystko ucichło.

Kilka tygodni później Tananis z trzema kolegami poszli w miejsce, gdzie toczyły się walki.

- Wszystko wyglądało jak posprzątane - wspomina. - Sowieci zatarli ślady tego, co się tutaj działo.
Według szacunków Tananisa i jego kolegów, w walkach mogło zginąć około 70 partyzantów. Nie wiadomo jednak, gdzie zostali pochowani. Przypuszczalnie ich ciała gdzieś wywieziono.

- Powinniśmy przynajmniej te groby odnaleźć - mówi Marian Tananis. - Leżą tam przecież osoby, które walczyły o wolną Polskę, bezimienni bohaterowie. Coś się im chyba od nas wszystkich należy... .

Starszy człowiek ma nadzieję, że znajdzie się wydawca, który opublikuje jego wspomnienia.

- Trochę trzeba będzie pewnie jeszcze dopisać, trochę poprawić - mówi. - Ale chyba szkoda, żeby ta wiedza przepadła.

Wierzyli, że kiedyś przyjdą inne czasy

Historycy są tego samego zdania.

- Autor potwierdza wiele informacji dotyczących obławy, ale tę wiedzę też wzbogaca - mówi Jarosław Schabieński. - Cenne są szczególnie fragmenty dotyczące bitwy we wsi Brożane. Owszem, wiedzieliśmy, że do niej doszło, ale praktycznie nic więcej. Aż dziwne, że relacja pana Tananisa nie była do tej pory znana.

W PRL o takich rzeczach mówić nie można było. Jeszcze w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, gdy ustrój chylił się już ku upadkowi, obława augustowska stanowiła temat tabu. Ci, którzy zbierali informacje byli represjonowani przez Służbę Bezpieczeństwa, a przedstawiciele rządu twierdzili, że żadnej obławy nie było.

Kiedy we wrześniu 1945 roku Marian Tananis i koledzy przeczesywali lasy w okolicach Brożanego, przysięgli sobie, że wiedzę o walkach zachowają dla siebie. Bo ujawnienie czegokolwiek mogłoby sprowadzić na nich represje. Wierzyli jednak, iż kiedyś przyjdą takie czasy, że prawda ujrzy światło dzienne.

Choć potem nastała demokracja, część środowisk akowskich nieufnie podchodziła do tego, co się dzieje. Obława augustowska, mimo że to największa powojenna zbrodnia, zwana małym Katyniem, przez lata nie mogła przebić się do ogólnopolskiej opinii. Sytuacja zmieniła się nieco dopiero ostatnio. Ci, którzy w lipcu 1945 roku stracili swoich bliskich mają jednak do rządzących pretensje, że nie robią wszystkiego, co możliwe, by sprawę raz na zawsze wyjaśnić. A bez otwarcia rosyjskich archiwów nie da się tego zrobić.

Marian Tananis uważa, że ci, którym dane było przeżyć, milczeć nie mogą. Bo byli świadkami wielkiej zbrodni. A o czymś takim nie można nigdy zapomnieć.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna