Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marika: Pokazanie tyłka nie robi wrażenia

Rozmawia Urszula Ludwiczak
- Telewizja i pierwsze strony gazet to może być spełnienie marzeń, ale nie dla wszystkich. To jest fantastyczny świat dla ludzi, którzy są do tego stworzeni, w tym się spełniają. Ja odkryłam, że moje powołanie jest gdzie indziej - wyznaje Marika, czyli Marta Kossakowska
- Telewizja i pierwsze strony gazet to może być spełnienie marzeń, ale nie dla wszystkich. To jest fantastyczny świat dla ludzi, którzy są do tego stworzeni, w tym się spełniają. Ja odkryłam, że moje powołanie jest gdzie indziej - wyznaje Marika, czyli Marta Kossakowska Tomasz Bolt
Od 10 lat mieszkam w Warszawie, jednak - jak liczyć w latach - to ciągle jestem łomżanką. Byłam nią przez 18 lat, więc proporcja jest po stronie miasta, w którym się wychowywałam.

- Właśnie ukazała się twoja książka „Antydepresanty”. Ponoć miała to być historia o świecie celebrytów, zdradzająca sekrety, romanse i skandale... Tymczasem wyszła bardzo intymna opowieść o twoim życiu, niezwykle szczera. A do tego nietypowa, multimedialna. - Mój zamysł od początku był taki, aby ta książka to była rzecz do oglądania i do czytania: piosenki, czyli wiersze z ilustracjami. Natomiast wydawnictwo miało wizję nieco bardziej prozatorską. Czytelnik miał dostać trochę opowieści, które sprawią, że stanę się człowiekiem mu bliskim, z jakąś historią rodzinną, korzeniami. I ja na to przystałam. Jest poetycko, za sprawą tekstów i ilustracji, i są opowiadania.

- I tych rodzinnych opowieści, historii dotyczących twego życia, twoich wyborów jest sporo. Dotąd nie tak często czytaliśmy o tobie na plotkarskich serwisach, np. na Pudelku. Teraz się odsłaniasz.

- Największa intymność to jest to, co człowiek czuje, myśli, w co wierzy. Żadne pokazanie tyłka nie robi takiego wrażenia, jak człowiek z jego wrażliwością, wyłożony jak serce na dłoni. Wydaje mi się, że te opowieści rodzinne tylko bardziej mnie ustawiają w miejscu i czasie. Nie sądzę, aby cokolwiek, co napisano o mnie w przeszłości na Pudelkach, prezentowało mnie od intymniejszej strony niż to, co odsłaniam w piosenkach.

- Twoi rodzice długo jednak nie chcieli, byś była piosenkarką. Woleli abyś wykonywała konkretny zawód.

-Trzeba by zadać pytanie: co to ten konkretny zawód?

- Chociażby nauczyciel? Skończyłaś polonistykę…

- Ale artysta estradowy to też konkretny zawód. Faktycznie, jestem zależna od tego, czy koncerty zostaną zakontraktowane. Można mieć dużo takich terminów, można nie mieć wcale albo nie dość. To jest jakieś ryzyko. Ale dziś każdy zawód wiąże się z ryzykiem, że umowa zostanie wymówiona. Żaden zawód nie jest pewny i „porządny”.

Rodzicom pewnie bardziej chodziło o to, że życie artysty kojarzy się z niebezpieczeństwami w rodzaju: ekscesy, alkohol, narkotyki, pogmatwany życiorys, cierpienie, zawirowania w życiu osobistym. Ale przecież są też ludzie w show biznesie, którzy odbiegają i od tego stereotypu, żyją w wieloletnich związkach i nie skandalizują.

- Jednak postanowiłaś pójść tą drogą i śpiewać.

- Tak, ale musiałam o to zawalczyć. To było tak, że rodzice bardzo długo myśleli, że to taka zabawa. Ja też tak myślałam. Przez parę ładnych lat nie brałam pod uwagę, że to będzie sposób na życie. Raczej sądziłam, że będę nauczycielką czy redaktorką w jakimś wydawnictwie.

- Ta „zabawa” trwała jednak kilkanaście lat. Byłaś Mariką - „królową dancehallu”. Nagrałaś cztery płyty z muzyką z pogranicza reggae, prowadziłaś programy telewizyjne. Byłaś w tym świecie show-biznesu, do którego wiele osób chce wejść. W pewnym momencie z tego zrezygnowałaś. Zmieniłaś się. Nie tylko fizycznie: nie masz już swoich słynnych warkoczyków, ścięłaś włosy. Jest też zupełnie nowa muzyka, nowa płyta Marty Kosakowskiej. Co się stało?

- Czas upłynął, a z wiekiem się w człowieku siłą rzeczy wiele zmienia. Inaczej ustawia się priorytety, inne sprawy są najważniejsze, inne swoje cechy czy aspiracje czyni się pierwszoplanowymi. Nie ma już tak ogromnego znaczenia, co powiedzą ludzie, czy środowisko zaakceptuje. Zaczyna być bardzo ważne, co ja robię ze swoim życiem, czy wykorzystuję je najlepiej. Zaczyna docierać, że ono ma skończoną formę. Najpierw rówieśnicy mają już dzieci, potem robią się siwi, zaczynają chorować. Obserwuje się swoje ciało, pierwsze zmarszczki. Wreszcie do człowieka dociera : „ja się starzeje, ani się obejrzę, mnie nie będzie!”. Więc czy to, co robię teraz ze swoim ciałem, wrażliwością, talentem, to jest to, co chcę robić, czy nie. Jeśli nie, czy mogę zmienić swoje życie? Ja stwierdziłam, że kilka elementów nie pasuje. Wydaje mi się, że zostałam obdarzona jakimś rodzajem empatii, czułości i uwrażliwienia na człowieka, które razem wzięte pozwalają dawać ludziom spokój, rodzaj błogości, wytchnienia, nadziei, umocnienia. I że to jest mój potencjał życiowy. Nie jest moim celem wysforować się na divę, pierwszą damę czegoś, obstawić atrybutami zewnętrznymi: strojem, fryzurą, formą sceniczną. Dotarło do mnie, że stylizowanie się na kogoś zagranicznego, jamajskiego, egzotycznego jest niepotrzebne, że nie o to chodzi. Nie to stanowi o mojej wartości. Nie to jest potrzebne ludziom. Nie to da sens mojemu życiu i pracy. Sens da korzystanie z mojego talentu i rozlewanie miłości, którą we mnie wlano. I muszę na to szukać jak najlepszych sposobów i jak najmniej blokować ten strumień. Muszę zejść z mojej Marikowej skały, rozebrać z niepotrzebnych przygwizdów, być jak najbliżej ludzi, obok których chcę być, dla których chcę pisać, śpiewać. I tylko w takim zespojeniu z nimi, poczuciu, że jesteśmy sobie nawzajem potrzebni, będę czuć zawodowe spełnienie, szczęście. A tego pragnę zawodowo.

- Duże znaczenie miało też dla ciebie odkrycie na nowo Boga.

- Oczywiście u podłoża tej przemiany leży moja wiara. Spotkanie żywego Boga. Bo to o tę relację chodzi, nie o pozorną religijność, odklepywanie czegoś w ogólnie przyjętym katolickim trendzie. To był dla mnie moment zwrotny, przełomowy, zmieniający życie w każdym jego aspekcie. Pojawił się w konsekwencji poszukiwań, głodu i tęsknoty. Do pewnego momentu wystarcza, że ciągle do czegoś dążymy, przeglądamy się w lustrze i w oczach ludzi, szukamy ich akceptacji. Jednak w pewnym momencie zaczyna nam dzwonić w tyle głowy, że musi być coś więcej.

- Wiele osób uważa, że byłaś w dobrym miejscu, w świecie, o którym wielu marzy, w którym chce być. Po co to zmieniać?

- Telewizja i pierwsze strony gazet to może być spełnienie marzeń, ale nie dla wszystkich. To jest fantastyczny świat dla ludzi, którzy są do tego stworzeni, w tym się spełniają. Ja odkryłam, że moje powołanie jest gdzie indziej. Jest taka anegdota. Pewnego dnia mędrzec pyta małego Jasia: kim chcesz być, jak będziesz dorosły? Jaś odpowiada, że chce być wolny i szczęśliwy, nic nie musieć, więc chciałby być bezdomnym. 20 lat później: Jan w garniturze, na 16. piętrze biurowca w Dubaju zadaje sobie pytanie: gdzie popełniłem błąd? Ludzie są różni, mają różne pragnienia, talenty. Trzeba szukać tego, w czym czujemy się spełnieni, a nie tego, co ludzie uważają za szczyt możliwości. Nie chcę tracić czasu na pozostawanie w pozycji, którą ludzie uważają za szczęśliwą. Ten czas mi się zaraz skończy. Wolę go spożytkować na to, co teraz: koncertowanie.

- A jak na twoją przemianę zareagowali fani? Zostali, przybyli nowi?

- Moja publiczność zmieniła się i to bardzo. Nie ma już piszczących dziewczynek. Ludzie bardziej słuchają i interesuje ich, co mam do powiedzenia poza piosenkami. Nie chcą tylko podskakiwać, wyszumieć się, zatracić, ale są w stanie zaangażować się, żeby coś przeżyć. Nie oczekują od artysty muzyki, która jednym uchem wpadnie, drugim wypadnie. Oczekują, że nimi potrząśnie, albo opowie historię, której jeszcze nie znają. Ja zawsze marzyłam o takiej publiczności.

- Swoje rodzinne miasto - Łomżę, rodziców, czwórkę rodzeństwa, wielopokoleniowy dom, określasz mianem matecznika. Jaki wpływ ten matecznik miał na twoje życie?

- Podstawowy. Wiadomo, że to, czym człowiek nasiąknie, procentuje całe życie. Może nie w stu procentach, bo składamy się z tego, co nabyte w domu, co potem się wydarza, jakim otaczamy się kręgiem ludzi, jaki oni na nas mają wpływ i z tego, co w końcu znajdujemy jako nasze własne.

Ale bez dwóch zdań to, że jestem taka socjalna, mam potrzebę bycia z ludźmi, otaczania się nimi, bycia z nimi w relacji, to konsekwencja tego, że zawsze byłam w relacji z dużą grupą ludzi: było rodzeństwo, rodzice, dziadkowie.

- Z Łomży wyjechałaś na studia, ale często tu przyjeżdżasz prywatnie. Przetrwały też dawne przyjaźnie?

- Niestety, moje przyjaźnie licealne się urwały. Ale tak bywa, oddaliliśmy się od siebie jako 18-19 latkowie. Studiowaliśmy i dojrzewaliśmy osobno. Zbyt rzadko przyjeżdżam do Łomży, żeby te dawne znajomości pielęgnować. Ale bywam w tym mieście we wszystkich sytuacjach rodzinnych, świątecznych, ze względu na moją duża, wielopokoleniową rodzinę, żyjących dziadków. Białystok - miasto moich narodzin odwiedzam przy okazji koncertów.

- Czujesz się jeszcze łomżanką czy już warszawianką?

- Od 10 lat mieszkam w Warszawie, więc jak liczyć w latach, to ciągle jednak jestem łomżanką. Byłam nią przez 18 lat, więc proporcja jest po stronie miasta, w którym się wychowywałam.

- W książce zdradzasz, że chciałabyś kiedyś otworzyć restaurację wegetariańską. Czy to wypowiedziane już marzenie ma szansę się w najbliższym czasie spełnić?

- Teraz trwa sezon koncertowy, nie ma czasu myśleć o takich rzeczach. Ale jesienią, zimą cudownie byłoby mieć taką odskocznię. Uwielbiam ludzi! Oni dostaliby doskonałe jedzenie, napitek, atmosferę. Za to ja - opowieści, sytuacje, które mogłabym obserwować. A to, jak sądzę, miałoby dobry wpływ na moją wyobraźnię, teksty i muzykę.

- I stanęłabyś przy kuchni?

- Na pewno nie byłabym szefem kuchni, ale podsuwałabym pomysły i mogłabym coś pomóc. Przede wszystkim byłabym gospodarzem, dobrym duchem tego miejsca.

- To życzę spełnienia tego marzenia i dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna