Za kilka dni będziemy świętować Boże Narodzenie. Spędzi je pani tradycyjnie z rodziną w Łomży, czy może wprost przeciwnie, gdzieś np. w kurorcie narciarskim?
- W Łomży! W mateczniku, tam, gdzie mieszkają moi rodzice i ponad dziewięćdziesięcioletni dziadkowie.
Z kim w ten wyjątkowy wieczór zasiądzie pani przy wigilijnym stole?
- Mam wielkie szczęście pochodzić z wielopokoleniowej, bardzo licznej rodziny. Moi dziadkowie - Bolesława i Jan Supińscy, rodzice Alicja i Czesław, czworo rodzeństwa wraz z żonami, mężami i dziećmi, czyli najbliższa rodzina. A i tak bez cioć, wujków i kuzynów to w sumie 21 osób! Przygotowanie dwunastu dań dla takiej ekipy to nie lada wyzwanie. Więc jest spore zamieszanie, ale też dużo radości z tego, co się dzieje w kuchni, jadalni i salonie.
Czy znajdzie pani czas, by sama coś na tę wyjątkową wieczerzę przygotować?
- Jestem od kilku lat odpowiedzialna za pierogi z kapustą i grzybami, barszcz i paszteciki doń, ręcznie robione kluski z makiem, piernik i makowiec. Wydaje mi się, że w tym roku mama poprosi mnie również o krem z dyni z mleczkiem kokosowym i imbirem. Tata z pomocą dziadka Jasia wyhodował tego lata spektakularne dynie! W lepieniu pierogów i wykrawaniu kluseczek do maku zawsze dzielnie sekundują mi moje bratanice i siostrzenice: Jagoda, Hania, Nina i Kalinka.
Wnioskuję, że w kuchni czuje się pani doskonale. Bez której z tych tradycyjnych potraw nie wyobraża sobie pani wigilijnej kolacji?
- Bez klusek z makiem. Nie kutia i nie żaden kupny makaron, ale ręcznie robione słodkie i delikatne kluseczki z makiem, miodem, bakaliami i olejkiem migdałowym są święte i jadane tylko tego dnia.
Święta zawsze spędza pani w Łomży?
- Zawsze w Łomży. Wyjątek zrobiłam dotąd tylko raz. W ubiegłym roku wigilię spędziłam na Bliskim Wschodzie (Jerozolima, Betlejem, Egipt), ale już pierwszego dnia byłam w mateczniku!
Takie święta pewnie wiążą się z masą wspomnień, zwłaszcza z lat dziecięcych, gdy pojawiał się Mikołaj...
- Nadal w niego wierzę. A tak poważnie, to gdy byłam dzieckiem, moment dekonspiracji członka rodziny aktualnie przebranego za Mikołaja - bo jest rotacja! - i odpadająca broda z waty, zawsze były i pozostaną w mojej pamięci jako zabawne wspomnienia tego świątecznego czasu.
A prezenty Mikołaj kładł pod plastikowe drzewko, czy żywe?
- W peerelu było plastikowe, a od paru lat żywe.
Podkreśla pani, że to rodzinne święta, a czy wybiera się pani także na Pasterkę?
- Postaram się!
Muzyka wypełnia pani życie, a czy po wigilijnej wieczerzy jest w pani rodzinie zwyczaj wspólnego kolędowania? Woli pani kolędy w tradycyjnym wydaniu, czy w nowoczesnych aranżacjach? Może ma pani swoją ulubioną kolędę?
- Moja ulubiona to "Bracia patrzcie jeno, jak niebo goreje..." Nie pamiętam dokładnie tytułu. Śpiewane z podziałem na role to stały punkt programu naszego świętowania. Jasne, że śpiewamy. Jest pianino, jest gitara, akordeon, saksofon i ogromna miłość do muzykowania w mojej rodzinie.
Nie mogłabym nie zapytać o zawodowe plany na najbliższą przyszłość?
- Zapraszam na Sylwestra z Dwójką. Oczywiście najlepiej na rynek we Wrocławiu, albo, jeśli ktoś woli - przed telewizor. Poprowadzę tę imprezę z Tomkiem Kammelem. Ale także wystąpię z moim zespołem.
Oczywiście zapraszamy na koncert do Łomży.
- Czekam na zaproszenie. Najtrudniej być prorokiem na własnej ziemi... A ja lubię Łomżę!
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?