Mariusz Antoni Kamiński. Poseł zwiedzał świat na koszt podatników

Po głośnej madryckiej aferze z udziałem - byłych już posłów PiS - Kamińskiego, Adama Hofmana i Adama Rogackiego kancelaria Sejmu opublikowała zestawienie zagranicznych wyjazdów wszystkich parlamentarzystów.

Kamiński wyróżnia się zdecydowanie. Był 11 razy w Strasburgu i 9 razy w Paryżu, a także m.in. w Madrycie, Londynie, Dublinie i Atenach. Odwiedził też Andorę, Azerbejdżan, Afganistan i Słowację. Wielokrotnie deklarował, że środkiem transportu był własny samochód. Tymczasem od 2013 r. poseł nie wykazuje w swoich oświadczeniach majątkowych żadnego pojazdu wartego więcej niż 10 tys. zł. Być może jeździ byle czym, ale za granicę takim autem raczej nie da się pojechać. Wcześniej był właścicielem toyoty. Jednak - jak twierdził - zostawił ją byłej żonie, gdy się rozstali.

Ogólnopolskie media podały także, że w jednym przypadku poseł Kamiński miał być jednocześnie w dwóch miejscach: w zagranicznej delegacji i w polskim Sejmie. Figuruje bowiem jako osoba biorąca udział w głosowaniach. Albo więc ktoś za niego głosował, albo delegacja była fikcyjna.

Chcieliśmy o to wszystko zapytać posła Kamińskiego, ale nie odbierał w czwartek telefonu.
- Ta sprawa jest tak oczywista, że trudno o jakikolwiek komentarz - mówi prof. Jerzy Kopania, etyk mieszkający w Białymstoku. - Niestety, ale w naszym życiu publicznym jest coraz więcej ludzi, którzy swoje funkcje postrzegają nie jako misję, lecz możliwość dorobienia się. Najbardziej zasmucające jest to, że takie osoby są wybierane. Prawdopodobnie wielu Polaków będących na miejscu pana Kamińskiego postąpiłoby identycznie. Potępiają go teraz nie za to, co zrobił, ale za to, że tak głupio wpadł.