Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matka musi wyrzucić syna

Helena Wysocka [email protected]
– Zostały mi tylko trzy tabletki dla Patryka – pokazywała dwa dni temu Małgorzata Czartulińska. – Nie wiem co zrobię, jak je zażyje. Nie mam za co kupić tego leku.
– Zostały mi tylko trzy tabletki dla Patryka – pokazywała dwa dni temu Małgorzata Czartulińska. – Nie wiem co zrobię, jak je zażyje. Nie mam za co kupić tego leku. H. Wysocka
Pani Małgorzata żyje w potwornej biedzie. Pieniądze skończyły się tydzień temu, a od dwóch dni brakuje chleba.

Prosiła o pomoc pracowników socjalnych z suwalskiego ośrodka. Przyznali zasiłek, ale tylko na papierze. - Nikogo nie obchodzi, co się stanie, jak pozbawiony tabletek syn dostanie ataku. A co z jedzeniem? Mamy wbić zęby w stół i czekać na cud, czy modlić się o śmierć? - pyta.
Pracownicy MOPS-u zasłaniają się przepisami i brakiem pieniędzy.

Czasem śpi na podłodze
Małgorzata Czartulińska ma blisko pięćdziesiąt lat. Połowę życia spędziła w wynajętych od miasta lokalach socjalnych. Jednym, później kolejnym. Dziś mieszka na obrzeżach Suwałk, też w socjalnym. Ma dwa niewielkie pokoje i w długim, ciemnym korytarzu kuchnię. Do tego zniszczone, odrapane ściany, kaflowe piece oraz dziurawe okna.
- Ciasno jest - nie ukrywa. - Nie ma gdzie postawić łóżek. Jak najstarszy syn przychodzi do domu, to śpi na podłodze.

W przeszłości pracowała w suwalskiej fabryce mebli. Wyszła za mąż i, jak mówi, "posypały się" dzieci. Nie było mowy o tym, aby pozostawić je bez opieki. Na szczęście, jeszcze wtedy, pieniędzy wystarczało. Przynajmniej od wypłaty do wypłaty.

- Raz było lepiej, raz gorzej - wspomina. - Po wypłacie fundowaliśmy sobie na obiad smażoną martadelę. Później, nie raz, głód trzeba było przegonić kartoflanką.
Dziewięć lat temu pani Małgorzata została wdową.
- Mąż miał raka na wątrobie - wspomina. - W ciągu kilku miesięcy było po wszystkim. Z jednej strony dobrze, że choć długo nie cierpiał. A z drugiej...

Została z sześciorgiem małych dzieci. Kinga nie miała jeszcze roku. Był też Dawid, Dominik, Patryk, Paulina i najstarszy, kilkunastoletni wówczas Krzysztof. Czartulińska przeszła na garnuszek pomocy społecznej. Dzieci zaczęły chorować. Największe problemy ze zdrowiem ma Dawid. Kilka lat temu chłopaka, jak mówi matka, zaczęło rzucać po ścianach. - Zrywał się w nocy i mówił, że coś go dusi - opowiada. - Nie miałam pojęcia, o co chodzi. Chodziliśmy od lekarza do lekarza. Badania goniły badania. W końcu któreś z nich wykazało, że syn ma padaczkę. Atak może go złapać w każdej chwili. Aby zmniejszyć zagrożenie, musi przyjmować lekarstwa. Podobno tak będzie do końca życia.
Źle jest także z 14-letnim Dominikiem. On również musi pozostawać pod stałą opieką lekarzy. W tym przypadku jednak choroba nie jest do końca zdiagnozowana.

- Dobijają nas wyjazdy do białostockich specjalistów - mówi pani Małgorzata. - Nie raz odwołujemy wizytę, ponieważ nie mamy pieniędzy na bilety. Nie wiem, jak to się skończy.
Dzieci nie mają renty po ojcu, bo ten pracował za krótko. Rodzina żyje więc z zasiłków rodzinnych i tego, co dostanie w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej.

- Pomoc jest niewielka - twierdzi kobieta. - Nie wiem, czy pieniędzy jest mało, czy dzielone są po uważaniu. Czasem, jak widzę, kto dostaje zapomogę, to trafia mnie szlag.

Z zasiłków pani Małgorzata ma 1600 złotych. Pieniądze dostaje w połowie miesiąca. Sto złotych musi odliczyć na prąd, drugie tyle płaci za wodę. Prawie sto pięćdziesiąt złotych wynosi czynsz. Są jeszcze rachunki za gaz, bez którego nie zrobi obiadu. No i lekarstwa. Tak więc, na ubrania i jedzenia pozostaje około 800 złotych. W przeliczeniu na jedną gębę wychodzi cztery złote dziennie.

- Co kupuję? - zastanawia się głośno. - Różnie. Jak wystarczy mi na cztery bochenki chleba i pięć kilo ziemniaków, bo tyle potrzeba, to biedy nie ma. Gorzej, gdy nie ma nawet na to.
A pieniędzy musi też wystarczyć na ubrania. Przynajmniej dla dzieci. Bo sobie Czartulińska kupuje na ostatku.

- W tamtym roku zabrakło na buty, to zimę przechodziłam w adidasach - przyznaje. - Dobrze, że nie była zbyt sroga.
Syna pieniędzy nie widzi
Sytuacja rodziny pogorszyła się w ubiegłym roku. Pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej uznali, że Czartulińskiej pomoc się nie należy. Jak to się stało? Otóż, najstarszy z rodziny, Krzysztof, podjął pracę.

- Można powiedzieć, że się usamodzielnił - precyzuje kobieta. - Ukończył szkołę i zatrudnił się w prywatnej firmie jako kierowca. Dostaje ponad tysiąc złotych miesięcznie. Kupa pieniędzy, ale ja ich nie widzę.

Rzecz w tym, że Krzysztof ma dziewczynę, z którą wiąże plany na przyszłość. Przebywa u niej dzień i noc.
- Czasem wpadnie do domu, nie przeczę. Ale też bywa tak, że przez miesiąc, czy dwa oczu nie pokazuje - twierdzi pani Małgorzata.

Tymczasem pracownicy MOPS-u wliczyli jego dochody do tych, które uzyskuje Czartulińska i wyszło, że kobiecie nie należy się zasiłek. A ponieważ już go pobrała, to musi teraz oddać 1400 złotych. Póki co, nie ma z czego. - Socjalna radziła, abym wymeldowała syna, to wszystko wróci do normy - dodaje rozmówczyni. - Ale przecież nie wyrzucę go na ulicę.
Parę tygodni temu Czartulińska wystąpiła do MOPS-u z prośbą o przyznanie zasiłku na dożywianie.
- Od września dzieci będą korzystały ze szkolnych obiadów - mówi. - Ale zanim to nastąpi, muszę coś włożyć do garnka.

Ucieszyła się, że decyzja była pozytywna. A chwilę później ocierała łzy. Wprawdzie dostała 900 złotych zasiłku, ale pieniędzy nie zobaczyła. Decyzją kierownictwa MOPS-u, mają one pokryć część zobowiązania wobec placówki. - W portfelu nie mam nawet grosza - płacze.

Życie swoje, prawo - swoje
Pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Suwałkach twierdzą, że takie są przepisy. Do dochodu rodziny liczone są pensje wszystkich osób zameldowanych w mieszkaniu. Nawet wtedy, gdy nie przebywają pod jednym dachem. Zdaniem Marii Metelskiej, dyrektor ośrodka, nie ma też nic dziwnego w tym, że Czartulińska, zamiast pieniędzy na zakup jedzenia, dostała tylko decyzję.
- Przepisy obligują nas do tego, aby z przyznawanych świadczeń potrącać to, co podopieczni nam zalegają - wyjaśnia. - Tak też było w tym przypadku.

Dyrektor dodaje, że jeśli kobieta nie zgadza się z decyzją, to może ją skarżyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna