Miał arsenał chemiczny w domu. Grozi mu dożywocie

Gazeta Współczesna - wspolczesna.pl na Facebooku - wybierz "Lubię to". Będziesz na bieżąco

Czytaj też: Ćwierć miliona osób straci wkrótce pracę?

Przed Sądem Okręgowym w Białymstoku toczy się proces 39-letniego Andrzeja K. - mieszkańca Grabówki oskarżonego o otrucie teściowej chlorkiem rtęci oraz usiłowanie uśmiercenia teścia i szwagrostwa poprzez rozpylanie trującej substancji w ich mieszkaniu.

Wczoraj na zasadzie telekonferencji przesłuchiwana została biegła z zakresu chemii i toksykologii. Wśród rzeczy oskarżonego zabezpieczonych w ramach śledztwa, oprócz faktur za zakup niebezpiecznych substancji w hurtowni, podręcznika o wpływie trucizn na ludzki organizm, znalazło się również kilkadziesiąt gramów kwasu dimerkaptobur-sztynowego. Jak zeznała biegła, jest on stosowany jako środek odtruwający, w leczeniu np. zatruć rtęcią.

Biegła stwierdziła, że chociaż ekshumacja zwłok teściowej oskarżonego odbyła się ok. 5,5 roku od zgonu, ilość rtęci wprowadzonej do organizmu ofiary była na śmiertelnym poziomie. Substancja musiała być wprowadzona drogą pokarmową. Żrąca rtęć spowodowała obrzęk mózgu, zapalenie trzustki, marskość wątroby, niewydolność nerki i ostatecznie zgon w 2004 r.

Andrzejowi K. grozi dożywocie. Oprócz zabójstwa, prokuratura zarzuca mu trzykrotne - w grudniu 2007 r. oraz kwietniu i czerwcu 2009 r. - wywołanie pożarów w domu teścia i siostry żony. Począwszy od 2005 r. aż do zatrzymania przez policję we wrześniu 2009 r., 39-latek miał też doprowadzić do zalania mieszkania szwagrostwa poprzez przecięcie kabla doprowadzającego wodę do spłuczki, podłożyć pod łóżkiem ładunek wybuchowy, dosypać piasek do silnika auta szwagra oraz założyć podsłuch w domu szwagrostwa i swoim zakładzie pracy. Andrzej K. przyznał się tylko do ostatniego zarzutu. Kolejną rozprawę odroczono bez terminu.