Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miał trzy hektary, teraz ma 60 krów

Marta Strękowska
- Nie planowałem, że zajmę się pracą na roli - mówi Leonard Florczuk. - Ale z czasem człowiek się w to naprawdę zaangażował. I widzę, że jeden z synów też chce pozostać na wsi.
- Nie planowałem, że zajmę się pracą na roli - mówi Leonard Florczuk. - Ale z czasem człowiek się w to naprawdę zaangażował. I widzę, że jeden z synów też chce pozostać na wsi.
Leonard Florczuk, sołtys wsi Lewsze i Oziabły, zanim zajął się rolnictwem, przez 25 lat pracował jako kierowca. Hodowlą bydła mlecznego trudni się od 2002 r.

Mówi gospodarz Leonard Florczuk

Mówi gospodarz Leonard Florczuk

Praca na roli do najlżejszych nie należy. I o pieniądze ostatnio tu bardzo trudno. Mleko zdajemy do Hajnówki. Za litr płacą nam 80 gr. A jeszcze pod koniec 2007 roku cena za mleko wynosiła 1,80 zł. I cały czas trzeba pilnować, żeby mleko było klasy extra. Krowy są pod stałą oceną. Co miesiąc przyjeżdża zootechnik z Białegostoku. Sami też patrzymy, czy wszystko jest w porządku. Bo przecież inaczej to w ogóle nikt mleka nie weźmie.

Na pracę kierowcy nie narzekałem, ale zaczęły padać firmy i w pewnym momencie nie miałem już po prostu u kogo pracować - opowiada Leonard Florczuk. - I właśnie wtedy ojciec przepisał na mnie 3 hektary ziemi. Tu stał tylko nasz dom i stara stodoła. Jeśli dobrze pamiętam, to krów na początku było zaledwie siedem.

Teraz gospodarz ma 60 krów. Wielkość produkcji wynosi około 125 tys. litrów. Gdzie na początku działalności było to niespełna 30 tys. litrów. Starą stodołę przebudowano i w jej miejscu stoi teraz porządna obora. Chociaż własnych użytków rolnych Florczuk posiada około 28 ha, to sporo ziemi dzierżawi.

I większych kredytów udało się uniknąć

- Tylko na zakup ziemi wzięliśmy pożyczkę w tamtym roku - tłumaczy Florczuk. - I na zakup maszyn. Ale ten kredyt jest już prawie spłacony.

Plony z gospodarstwa wystarczają, żeby wykarmić bydło i nie dokupować zbyt wiele paszy.

- Bazujemy na swojej karmie dla zwierząt - mówi gospodarz. - Podstawę stanowi kukurydza, sianokiszonka i zboże. Do wiosny wystarcza. Tylko najgorsze, że nawozy tak drożeją. W tamtym roku kupowaliśmy po 1200 zł. za tonę. Teraz cena wzrosła aż do 2500 zł. A bez nawozów nie ma człowiek nawet po co na łąki wychodzić. Staram się trochę umniejszyć koszty. Dużo obornika daję. Zobaczymy, jaki to plon będzie.

Zwłaszcza, że co roku i tak są trochę mniejsze zbiory. Bo dużo szkód wyrządzają dziki. Szczególnie jeśli chodzi o kukurydzę. A odszkodowanie nigdy strat nie pokrywa.

- Jednego roku wielkość szkód wynosiła 50 proc. - dodaje Florczuk. - Od tej pory staramy się wcześniej kosić.

Każdy pomaga, w czym może
Z usług obcych w gospodarstwie też nie muszą Florczukowie korzystać. Mają swój park maszynowy. Dużo pomaga zięć i synowie.

- Jeden syn zna się na maszynach - opowiada gospodarz. - Jak coś się zepsuje, to zaraz naprawi. Drugi to spec od budowlanki. Przy budowie obory był pomocny. A trzeci teraz jest w wojsku, ale ten z kolei najbardziej rolnictwem się interesował. Jak gorzej nie będzie się działo, to na gospodarstwie zostanie.

Florczukowie chcieliby powiększyć gospodarstwo. Kupić kilka nowych maszyn. Ale, jak mówią, teraz to zbyt ryzykowne. Ceny za mleko drastycznie spadły. W takim momencie nikt nie myśli o jakichkolwiek inwestycjach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna