Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieszkańcy boją się tych psów. Wataha zaatakowała dwie kobiety

(jan)
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne sxc.hu
Problem z nimi jest cały czas. Zdarza się, że zagryzają inne zwierzęta.

Kłopot z bezpańskimi psami mieszkańcy Bielska Podlaskiego mają od lat. - Władze zauważą problem, gdy dojdzie do tragedii - mówią mieszkańcy.

- Jeszcze w tym miesiącu rada miasta pochyli się nad uchwałą, która ma pomóc rozwiązać ten problem - zapewniają urzędnicy.

W najbliższy wtorek radni miejscy zajmą się bowiem nowym programem opieki nad zwierzętami bezdomnymi.

- Zgodnie z polskim prawem takie programy muszą przyjąć wszystkie samorządy. I programy te powinny zakładać rozwiązania perspektywiczne, bo sam odłów bezpańskich zwierząt wcale nie rozwiązuje problemu - podkreśla Krystyna Sroczyńska, prezes Fundacji dla Ratowania Bezdomnych Zwierząt "Emir" w Żabiej Woli pod Warszawą.

Wyrzucają je na ulicę

Watahy bezpańskich psów pojawiają się na ulicach Bielska cyklicznie - najczęściej w okresach rui, a także świąt i wakacji, gdy znudzeni czworonogami właściciele wyrzucają dotychczasowych pupili z domu. Czasami zwierzęta są agresywne.

- Kilka dni temu musiałem bronić dwie kobiety z dziećmi, które na ul. Kazimierzowskiej zaatakowała wataha pięciu bezpańskich psów. Udało się, nie zostały poturbowane, ale w końcu kiedyś może dojść do prawdziwej tragedii. Czy dopiero wtedy ktoś odpowiedzialny zwróci na to uwagę? - pyta pan Jan, jeden z bielskich przedsiębiorców, który odwiedził naszą redakcję.

Pan Jan zapewnia, że w tej sprawie wielokrotnie zgłaszał się do władz miasta i na policję. Ale problem istnieje nadal.

- Pięć psów wałęsa się w okolicach ulicy Kazimierzowskiej i Dubicze, a sześć na wylocie z Bielska ul. 11 Listopada - mówi. - Zdarza się, że zagryzają inne zwierzęta i są agresywne wobec ludzi. Wraz z mieszkającymi w pobliżu sąsiadami pisaliśmy nawet pisma w tej sprawie, ale okazały się bezskuteczne.

Bolesne zastrzyki

To, że bezpańskie zwierzęta stanowią spory problem, potwierdza bielski sanepid.
- Od początku tego roku zgłoszono do nas dwanaście przypadków pogryzienia przez psy znane i dwa przez nieznane - mówi Walentyna Prus z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Bielsku Podlaskim.

Wśród psów "znanych" tylko pięć to zwierzęta, które były własnością pogryzionych. Jeśli psa nie można obserwować, pogryzionemu grozi seria szczepień. - Tylko w zeszłym roku takim szczepieniom trzeba było poddać osiem osób w powiecie bielskim - mówi Walentyna Prus.

Bielscy urzędnicy znają ten problem i zapewniają, że próbują mu zaradzić.
- Od początku roku pracownicy współpracującego z nami schroniska w Radysach koło Białej Piskiej odłowili w Bielsku już jedenaście bezpańskich psów. Wszystkie trafiły do ich placówki - mówi Marcin Kuptel z Urzędu Miasta w Bielsku Podlaskim.

Schronisko jest za drogie

Urzędnicy przyznają, że zwierzęta trafiają do schroniska na Mazurach, bo te położone bliżej - w Białymstoku, Hajnówce czy Łomży - są przepełnione. Budowę takiego obiektu w Bielsku władze miasta rozważały, ale na razie się z niej wycofały.

- Kosztorysy takiej inwestycji pokazywały, że kosztowałaby ona od 4 do 5 mln zł - mówi Walentyna Szymczuk, wiceburmistrz Bielska Podlaskiego.

I przyznaje: - Przygotowywany przez nas program opieki nad zwierzętami bezdomnymi również takiej inwestycji nie przewiduje.

Teraz nad programem pochylają się komisje rady miasta. Pod jej obrady uchwała powinna trafić na sesji za tydzień.

- Uchwała i program będą zgodne z zapisami ustaw: o utrzymaniu czystości w gminie oraz o ochronie zwierząt - obiecuje wiceburmistrz Walentyna Szymczuk. - Gmina zapewni zwierzętom miejsce w schronisku, całodobową opiekę weterynaryjną, a także pomoc w poszukiwaniu dla nich właścicieli.
Zdaniem specjalistów budowanie samych schronisk i odławianie bezpańskich zwierząt to nie jest wystarczający pomysł.

- Warto myśleć perspektywicznie - doradza prezes Krystyna Sroczyńska z Fundacji "Emir". - Na przykład "czipowanie" zwierząt pozwala na ich lepszą identyfikację. Nawet jeśli zostaną odłowione na ulicy, to mogą wrócić do właścicieli. Konieczna jest też sterylizacja i kastracja, które w części może finansować samorząd. To zapobiegnie niekontrolowanemu namnażaniu się zwierząt.

Za wszystko trzeba płacić

Prezes Fundacji "Emir" Krystyna Sroczyńska podkreśla też rolę edukacji społecznej i nauki zachowań wobec zwierząt. Przyznaje, że to projekty, które muszą kosztować. - Ale odławianie psów i ich utrzymanie w schronisku też tanie nie jest. Koszt półrocznego utrzymania zdrowego zwierzęcia w ośrodku przekracza 3 tysiące złotych, a w przypadku zwierząt wymagających dodatkowej opieki rośnie - podkreśla.

- Najłatwiej szermować jest argumentem braku pieniędzy. Tylko że uciekanie od tego problemu nie spowoduje, że on zniknie. Wprost przeciwnie - z roku na rok będzie narastać. Dobrze, że coraz więcej samorządów zdaje sobie z tego sprawę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna