Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miłość ci wszystko wybaczy? Nie w oczach Temidy!

Magdalena Kleban [email protected]
Bywają zbrodnie, które trudno zapomnieć. Ich wspólnym motywem jest zazwyczaj niezwykle silne uczucie: miłości, zazdrości...

Tak się składa, że to właśnie zbrodnie popełniane w chwilach wielkiej namiętności są najbardziej pamiętane i wzbudzają najwięcej emocji.

W styczniu cały Białystok zelektryzowała informacja o zabójstwie młodej aplikantki. Podejrzanym o to jest jej o kilka lat starszy patron, z którym po godzinach łączył młodą prawniczkę płomienny romans.
Co było powodem tej tragedii? Tego ani policja, ani prokuratura na razie nie ujawnia. Nie przeszkadza to białostoczanom snuć mniej lub bardziej śmiałych domysłów na ten temat.

Skandal lubimy najbardziej

Bo to właśnie zbrodnie popełniane w afekcie, z miłości, zazdrości od zawsze budziły najwięcej emocji. I nie jest to bynajmniej znak naszych czasów. Andrzej Lechowski, dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku, przypomina, jakim skandalem kryminalno-obyczajowym żył Białystok na początku lat 20. ubiegłego wieku:

- W 1924 roku Stanisław Stelnicki, generał carskiej armii, wraz ze swoją młodą, 30-letnią żoną uciekł do Białegostoku przed czerwonoarmistami. Nie znalazł tu jednak spokoju. Niespełna dwa lata później zabił z broni parabellum żonę, jej kochanka, a na koniec sam strzelił sobie w głowę. Przed śmiercią napisał jedynie notatkę, w której prosi, by wszystkie rzeczy swoje i żony spieniężyć na ich pogrzeb. To wydarzenie wstrząsnęło wówczas całym miastem - opisuje Andrzej Lechowski. - W ostatniej drodze towarzyszyły im tłumy białostoczan, ale razem nie zostali pochowani, bo i być nie mogli. Generała, jako samobójcę, pochowano za murem cmentarza. Jego żona spoczęła po drugiej jego stronie. Kochanek spoczął zaś na prawosławnym cmentarzu.

"Wziął parabellum i ręką starczą, acz pewną wymierzył. Pierwszym strzałem powalił generałową, a drugim Akimowa. Trzecim odebrał sobie życie" - notował ówczesny kronikarz.

Jeśliby jednak ktoś myślał, że tę trójkę połączyła typowa historia, gdzie młoda żona przyprawia staremu i zniedołężniałemu mężowi przysłowiowe rogi - nie mógłby się mylić bardziej.

- Żona Maria była z pochodzenia Polką, poznali się jeszcze w 1914 roku. Ona już wówczas była związana z kimś innym, miała syna. I dla generała rzuciła dotychczasowe życie. Po wybuchu rewolucji zaś bardzo długo ukrywała się z generałem w Kijowie, aż udało im się uciec do Polski, do Białegostoku. Musiała więc kochać Stelnickiego - nie ma wątpliwości dyrektor Lechowski. - Tylko że i czas zrobił
swoje. W Białymstoku zrobił się już pewnie z niego stetryczały starzec...

Aż nagle pojawił się on - 36-letni przystojny, z pochodzenia Rosjanin, o nazwisku Akimov, agronom z wykształcenia. I to samotny. Kiedyś miał wprawdzie żonę i córeczkę, ale od dłuższego czasu był sam, po tym jak jego druga połowa zostawiła go dla jakiegoś radzieckiego komisarza. Obcy w obcym mieście i kraju szybko zaprzyjaźnił się z rodakiem - generałem Stelnickim. Zwłaszcza że obaj mieli podobne poglądy. Z czasem jednak od towarzystwa leciwego generała wolał uroki pięknej pani stomatolog (Maria była właśnie dentystką z zawodu).

Po śmierci nikt za bardzo generała nie potępiał. Kronikarz z pisarskiego obowiązku zanotował tylko, co znaleziono w wynajmowanym przez nich domu przy ulicy Warszawskiej: przewrócona choinka (do zbrodni doszło 1 stycznia 1924 roku), dutki od papierosów oraz wypożyczona z biblioteki książka autorstwa Kaufmana pt. "Bezkrwawe zabójstwo".

Kara za rozwiązłe życie?

Również ze Wschodu, tym razem z Azerbejdżanu, pochodził i Rafik M., który odciął Alinie S. głowę i razem z resztą ciała schował w wersalce. Na miejscu zbrodni zostawił kartkę, pisząc, że to zemsta za rozwiązły tryb jej życia. Tryb, który wcześniej wydawał się odpowiadać mu w pełni.

Alicja S. zginęła 30 maja 1997 roku w Białymstoku. Swego zabójcę poznała na rynku, przez jakiś czas razem handlowali kosmetykami. Mieli też romans. I to zdaje się zgubiło białostoczankę. Bo kiedy cudzoziemiec zaczął podejrzewać ją o nieobyczajne zachowanie, górę wzięły w nim jego tradycje plemienne. Prokurator, który prowadził śledztwo w tej sprawie, krótko po wykryciu zabójstwa za powód podał: rytualny charakter. W Azerbejdżanie był ponoć kiedyś zwyczaj, że niewierne żony karano przez ucinanie im głów.

Ile w tym prawdy? Do dzisiaj nie wiadomo. Rafik nie unikał krętactwa, często wymyślał na poczekaniu historie, dopowiadał wyssane z palca wątki.

- Najważniejszą przyczyną było to, że Alina mnie zdradzała - tylko to w jego zeznaniach zdawało się być prawdą ponad wszelką wątpliwość. Całą resztę jego zeznań często traktowano jako przysłowiowe "struganie wariata": Chciałem jej zabrać z domu dwa miliony dolarów - mówił na przykład. Chwilę później twierdził, że jego kochanka zajmowała się prostytucją, miała powiązania mafijne, terrorystyczne, a nawet handlowała kokainą.

Wariat, ale cwany

Rafik przez sześć lat unikał odpowiedzialności. Wszystko dlatego że w 1997 roku posługiwał się paszportem swego brata. Prokuratura zamiast Rafika M. szukała Telmana M.
Tymczasem oskarżony od razu po zabójstwie wyjechał do Szczecina, a tam na bazarze kupił kolejny paszport - tym razem bułgarski. W Szczecinie trafił do więzienia pod zarzutem paserstwa, później został z Polski deportowany.

Wpadł przy próbie nielegalnego przekroczenia polsko-białoruskiej granicy w połowie ubiegłego roku. W czasie przesłuchiwania przez białoruskich pograniczników przyznał się do zabójstwa kobiety z Białegostoku.

Teraz odsiaduje karę 25 lat więzienia. Ostatnio znów zrobiło się o nim głośno - kiedy wysłał pismo z prośbą o śmiertelny zastrzyk. Ponoć chciał przekazać swoje organy tym, którzy bardziej na nie zasługują. Problem w tym, że w Polsce kary śmierci ani możliwości eutanazji nie ma.

Nauczycielka z Czarnej

Choć od zbrodni minęło już wiele lat, pamięć o tej tragedii wciąż jest żywa zarówno wśród mieszkańców Białegostoku, jak i całego województwa podlaskiego.

Ta zbrodnia wstrząsnęła całą Polską. W kwietniu 2001 roku Mariola Myszkiewicz, nauczycielka z 17-letnim stażem, zabiła 11-letnie dziecko, bo - jak się później okazało - chciała zemścić się na jego ojcu, swoim wieloletnim kochanku. Mężczyzna zakończył z nią znajomość dosłownie kilka tygodni przed tą tragedią.

W tej zbrodni wszystko było niezrozumiałe - to, że nauczycielka mogła targnąć się na życie dziecka w szkole, że zadźgała je niemal na oczach innych uczniów, że dźgała go tak ponad dwadzieścia razy w wypełnionej dziećmi szkole aż opadła z sił...

- Czułam się jak w matni, byłam samotna. Nie mogłam się zwrócić ani do kochanej osoby, ani matki. Wszyscy się ode mnie odwrócili - mówiła potem w sądzie. - Na pewno jest to moja wina. Zrobiłam coś strasznego. Zmarnowałam życie wielu ludziom, ale nie planowałam tego.

Wydawało się, że jedyną osobą, która starała się ją jakoś zrozumieć - jeśli to w ogóle możliwe - był mecenas Maciej Gryszkiewicz, który walczył, by sąd dostrzegł w niej coś więcej niż tylko bezwzględnego i bezdusznego potwora. Jednak jego próby, by przekonać sąd, że była to zbrodnia w afekcie, że działała ona pod wpływem "silnego wzburzenia usprawiedliwionego okolicznościami", co - jego zdaniem - wykluczałoby, że "działała z chęci zemsty i ze szczególnym okrucieństwem" - nie powiodły się. Nawet pomimo że taką opinię wydali badający ją biegli psychiatrzy. Sąd jednak - do czego miał prawo - nie zgodził się z tą diagnozą.

- W chwili czynu w pełni kontrolowała swoje poczynania. Nie były to ciosy przypadkowe i chaotyczne. Zadawała je wielokrotnie w to samo miejsce, po przecięciu tętnicy kontynuowała zbrodnię - uzasadniała wyrok sędzia.

Myszkiewicz została skazana na 25 lat więzienia z możliwością ubiegania się o warunkowe, przedterminowe zwolnienie po 15 latach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna