Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moje ciało pamięta to, czego się nauczyło

B. Maleszewska
Grzegorz Halama prywatnie jest bardzo inteligentnym i fajnym facetem
Grzegorz Halama prywatnie jest bardzo inteligentnym i fajnym facetem B. Maleszewska
Rozmowa. Grzesiek Halama, czasem zamienia się w Pana Józka, hodowcę kurczaków. Jego "Śpiworki", czy śpiewającą bakterię znają wszyscy miłośnicy kabaretu. A jaki jest, dlaczego zdecydował się wystąpić w programie religijnym i co powiedział mu we śnie wielki kurczak, dowiedziała się Urszula Krutul

Podobno kiedyś we śnie wielki kurczak powiedział Ci, żebyś robił program o kurczakach?

- (Śmiech) To był żart.

Więc jak wymyśliłeś Pana Józka i kurczaki?

- To lata pracy. Józek nie zdarzył się z dnia na dzień. To nie było np. tak jak ze "Śpiworkami", które wymyśliłem i wprowadziłem w życie.

Właśnie "Śpiworki", "No co ty robisz", "Dziwny jest ten flak" - to wszystko przeboje. Jak zrobić dobrą piosenkę kabaretową? Jest na to przepis?

- Nie ma jako takiego przepisu. Jakby była taka recepta, na pewno już by ją znalazły wielkie firmy. Były kiedyś próby robienia programu komputerowego, który analizuje największe przeboje i próbuje wychwycić jakieś podstawowe zasady i generować nowe melodie. Ale to się nie sprawdza.

Czasami dużą rolę odgrywa kontekst. Jeśli wszyscy idą w jednym kierunku, to czasami prosta rzecz skierowana w zupełnie inną stronę "chwyta". Daje bardzo mocny efekt. Ludzi trzeba zainteresować. Jest wiele osób, którym wystarczają proste rzeczy - taka masowa rozrywka. Bez specjalnej finezji. Więc czasem wystarczy jakaś zwrotka, refren i się wszyscy bawią. Ale czasem, żeby wyjść ponad tą przeciętną, trzeba mieć talent. Jak zrobić przebój...?

Mnie zafascynował hip hop. W czasach, kiedy nie był jeszcze tak popularny. Wtedy powstały "Śpiworki", czy "Rap rosyjski". Jeśli za dużo osób idzie w jakimś kierunku, to ja szukam czegoś odwrotnego. Żeby moje skecze miały osobisty charakter i odróżniały mnie od innych.

Jest jakieś miejsce, w którym najlepiej wymyśla Ci się skecze?

- Głowa (śmiech).

Ale takie bardziej fizyczne...

- Głowa to jest bardzo fizyczne miejsce (śmiech). Ale tak poważnie, to nie mam jakiegoś pomieszczenia, gdzie siadam i mam pomysły. Niemniej słyszałem o artystach, którzy coś wymyślają tylko na stojąco. Do mnie pomysł sam przychodzi.

Kiedy coś czytam, czy oglądam. Gorzej mi pisać, siedząc nad pustą kartką. Zdecydowanie lepiej się czuję, kiedy coś mnie inspiruje. Bardzo dobrze pracuje i tworzy mi się z innymi ludźmi. Kiedy pomysły zaczynają się mieszać, to wychodzi coś fajnego. Teraz pracuję z takim młodym kabaretem Nowaki. Dużo siedzimy nad ich tekstami. Poprawiamy, zmieniamy. Ja patrzę swoim fachowym okiem i mam z tego dużo frajdy (śmiech).

A inspiracje? Wiem, że Woody Allen, Monthy Pyton. Co jeszcze?

- To są rzeczy, które lubię. Ale czy one mnie inspirują? Woody Allen na pewno. Jego twórczość spodobała mi się jeszcze w szkole podstawowej. Jego filmy znałem prawie na pamięć. I to poczucie humoru. Świetne. Zwłaszcza w tych wcześniejszych filmach: " Annie Hall" czy "Manhattan". A ostatnio bardzo mi się spodobał "Wszyscy mówią kocham cię".

Taki był bardzo udany, klasyczny. Dużo śmiesznych sytuacji. Z kolei "Klątwa Skorpiona" była już trochę wtórna. Lubię też Davida Lyncha. To artyści, którzy posiadają jakiś element szczerości - tworzą naprawdę. O tym, co ich otacza. Biorą się za takie ogólne tematy. Uniwersalne. Takie tematy sprawdzają się, szczególnie w kabarecie. Na przykład miłość, zawsze najgenialniejszy temat...

Tak jak w filmiku Wytwórni A'YoY: "... Edyta Górniak mnie kocha"

- Tak (śmiech). Dokładnie. Teraz na przykład podoba mi się program kabaretu Hrabi. Genialne. Chyba najlepszy program w jakim widziałem Aśkę (Kołaczkowską, artystkę kabaretową - dop. redakcji). To jej szczytowa forma. Jak mówi dlaczego faceci zdejmują spodnie razem ze skarpetkami, to jest genialne i bardzo śmieszne.

Czuję potrzebę takiego humoru. Czuję potrzebę takich przygód. Może dlatego teraz uczestniczę w filmie tworzonym przez Tymona Tymańskiego. Film będzie nosił tytuł "Polskie gówno". Tymon pisze scenariusz, czyli będzie to mocna rzecz (śmiech). Na planie panuje taki punkowo, rock and rollowy klimat. I mi to bardzo pasuje.

Film trafi na ekrany kinowe?

- Tak, na pewno. Ciężko powiedzieć jak przyjmie go krytyka. Moim zdaniem im bardziej szczerze da się go zrobić, tym większa szansa, że będzie to film dla ludzi. Przynajmniej kultowy powinien być (śmiech). Powinien się spodobać głównie ludziom młodym.

Jak to było z Wytwórnią A'YoY? Dlaczego zrezygnowałeś?

- Nie zrezygnowałem. Włodek Sikora po prostu ją rozwiązał. Ja będę kręcił krótkie filmy. A'YoY to było takie hasło, które gromadziło ludzi. Ale sama zdolność i chęć do tworzenia krótkich filmików pozostała. Niedawno nagrałem kilka filmów reklamowych dla banku. W ostatnie wakacje nakręciłem 4 filmiki, które są prawie "czystymi" filmami. Element reklamowy jest tam potraktowany bardzo lekko.

Można je zobaczyć na stronie www.abcpodlogi.pl. Natomiast jak tylko uda mi się do końca wszystko zmontować, to puszczę w internet, taki ni to reportaż, ni to film o mojej przygodzie narciarskiej (śmiech). Taka szkoła narciarska Grzegorza Halamy. Co każdy narciarz wiedzieć powinien. Wrzucę go na YouTube'a. Już miał prapremierę na festiwalu mojej koleżanki Quest Europe. I został dobrze przyjęty.

Utrzymywałeś się na tych nartach, czy częściej padałeś?

- Ja jeżdżę na nartach. Byłem w internacie sportowym, wyczynowo trenowałem zapasy. A na nartach nauczyłem się jeździć jak miałem mniej więcej 14 lat. W tym wieku jakoś szybko przychodzi nauka takich rzeczy. Ale mam też taką cechę, że moje ciało pamięta czego się nauczyło. Miałem przerwę i jak później wszedłem na stok, po malutkiej rozgrzewce i przypomnieniu, mogłem jeździć.

Ale nie jestem takim ortodoksyjnym narciarzem. Bo są tacy, co wstają o 6 rano i naparzają przez cały dzień. I przez cały tydzień tak potrafią. I są szczęśliwi. Ja tak nie umiem. Pojeżdżę sobie przez parę godzin i później wydaje mi się to nużące. 5 dnia myślę sobie: "O jejciu znowu na tę górkę i z górki (śmiech)". Zdecydowanie wolałbym raz w tygodniu pojechać, zjechać i wrócić. To by było fajne.

Skąd masz czas na to wszystko?

- Tego czasu właśnie mi brak. Dużo jeżdżę po kraju, to jest bardzo męczące. A po powrocie mam rodzinę, która mi się rozbudowała. I obowiązków przybyło. Z biegiem czasu coraz więcej przyjemności sprawia mi bycie z rodziną. Ostatnio wyszedłem sobie w sobotę wieczorem do knajpy. W takim czysto rozrywkowym celu. Cieszyłem się jak dziecko. Poczułem się jak nastolatek któremu udało się wyrwać z domu (śmiech).

Podobno występowałeś kiedyś w programach religijnych?

- Nie wiem czy można mówić o programach. To był konkretny program, jakieś 7 lat temu - "Otwarte drzwi". Był tam taki jezuita. A w jezuitach jest coś, co mnie fascynuje. Ćwiczenia duchowe ojca Lojoli są czymś niewiarygodnym. Ta populistyczna wersja katolicyzmu, ani nie jest szczególną duchowością, ani nie jest tak naprawdę religijna.

Myślę, że 80 czy nawet 90 procent to czysta tradycja. Często żyjemy wg zasady "Jak trwoga, to do Boga". Jestem absolutnie zafascynowany jezuitami. Nie spotkałem nigdy wcześniej na łonie Kościoła takich ludzi. Bardzo mądrych i posiadających głębię duchową. Oni traktują wiarę w sposób uważny. Przy tym są to ludzie z poczuciem humoru. Bardzo utrafili w mój sposób myślenia. Może to dlatego, że regularnie byli wykluczani z Kościoła? (śmiech).

To jezuita zaprosił mnie do tego programu. Nie chciałem, żeby to był program dla starszych babć i osób wystraszonych. Chciałem, żeby więcej ludzi doceniło wiarę, jako potężną energię. W końcu nie wiemy, co komu jest pisane i w jakim kierunku. W programie była też śmieszna sytuacja. Która trafiła do "Łapu capu" (program tv wyłapujący telewizyjne wpadki - dop. redakcyjny).

Jaka?

- Trzeba było odgadnąć jaka to scena z Pisma Świętego. Mieliśmy odpowiedzi na paskach w pojemniku. I Darek zamachał tymi kartkami, wyciągnął, powiedział wygrała pani ta i ta i... Wrzucił kartkę z powrotem do środka (śmiech).

Czy wygląd pomaga w zawodzie kabareciarza. Na przykład Tomek Jachimek jest rozpoznawalny też przez swoje zęby...

- Teraz nosi aparat, więc chyba nie do końca mu to pasuje (śmiech). Wygląd? Pomaga, ale nie sam. Bardziej pomaga cała konstrukcja, fizyczna motoryka w połączeniu z wyglądem. Dobrym przykładem jest Kobuszewski. Szalenie charakterystyczny. Najwięcej informacji przekazujemy gestykulacją, ciałem, wizerunkiem. Emocje mają drugorzędne znaczenie.

A treść logiczna tego, co mówimy jest przez nas odbierana w jakichś 10 procentach. Może dlatego sukcesy odnoszą takie formacje jak Ani Mru Mru, Krosny, Grupa Mozarta. Ta czołówka jest dość dynamiczna. Nawet Kabaret Moralnego Niepokoju. Kiedy byli statyczni, bardziej literaccy nie mieli takiego wzięcia jak teraz. Stworzyli charakterystyczne postacie, np. Bożydara, które po prostu się pamięta.

Patrząc dalej na scenę kabaretową, jest Marcin Daniec, Jerzy Kryszak. Oni też tworzą charakterystyczne postaci. Uwielbiam poczucie humoru Andrzeja Poniedzielskiego, ale prawdopodobnie nigdy nie zrobi kariery szeroko medialnej, bo wymaga skupienia się na tych 10 procentach. Podobnie Andrus, ale on ma jeszcze swoją przebiegłość i się sam z siebie śmieje. Zawsze tak będzie, że strona wizualna jest jednak ważniejsza. To ona zasysa i robi wrażenie.

Czego mogę życzyć?

- Czegokolwiek. Nie ma tu żadnych ograniczeń (śmiech).

Tak więc powodzenia. Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna