Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

MPEC Białystok. Ważna chwila: referendum

Julia Szypulska, art [email protected]
Chociaż na protest przyszła garstka ludzi, stojący przed urzędem liczą na wysoką frekwencję na referendum.
Chociaż na protest przyszła garstka ludzi, stojący przed urzędem liczą na wysoką frekwencję na referendum.
Już w niedzielę referendum w sprawie sprzedaży MPEC. To historyczna chwila, bo głosowania w takiej sprawie nigdy dotąd w mieście nie było.

- To święto demokracji - komentuje dr Piotr Sitniewski, ekspert z Wyższej Szkoły Administracji Publicznej w Białymstoku. - Niezależnie, jaką kto ma opinię, warto wziąć udział w referendum.

Wielka mobilizacja

O powodzeniu przedsięwzięcia zdecyduje frekwencja. Żeby referendum było ważne musi wziąć w nim udział 30 proc. uprawnionych do głosowania, czyli prawie 68,5 tys. białostoczan. Stąd ogromna w ostatnim czasie mobilizacja inicjatorów.

Przypomnijmy, że pomysłodawcami są działacze PiS oraz związane z nimi organizacje. Do akcji włączył się też SLD. Ostatni tydzień obfitował w konferencje i happeningi. Na ulicach można też było spotkać działaczy rozdających ulotki. Wszystko po to, by w referendum wzięło udział jak najwięcej mieszkańców.
O sprzedaży Miejskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej było głośno także wczoraj.

Przed białostockim magistratem protestowała grupka osób z takimi hasłami, jak "Stop bezprawiu urzędników" czy "Nie likwidujcie miejsc pracy". - Takie ważne dziedziny życia jak energetyka, powinny być w rękach samorządu. Nie można wszystkiego prywatyzować, bo będzie tak jak z PMB i Uchwytami. A firmy te przecież przez lata tak dobrze prosperowały - mówił Józef Bzura ze stowarzyszenia Niepokonani 2012.

- Nie możemy dopuścić do tego, by nasz głos przestał się liczyć - mówiła Krystyna Malinowska z Solidarności '80.

Wczoraj o sprzedaży MPEC-u wypowiedział się też Jarosław Kaczyński, prezes PiS. - Sprzedaż tego rodzaju monopoli może doprowadzić do ogromnego wzrostu cen - tłumaczył prezes podczas spotkania w Białymstoku.

Według niego, zawsze kiedy ktoś chce coś sprzedać, to chodzi mu o szukanie pieniędzy. - A pieniędzy nie ma dlatego, że źle się rządzi - mówił Kaczyński.

Potrzebny wkład w inwestycje

Miasto kampanii referendalnej nie prowadzi, bo, jak wyjaśniają urzędnicy, nie pozwalają na to przepisy. Natomiast Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku oraz jego zastępcy wielokrotnie wypowiadali się publicznie o powodach sprzedaży spółki.

Na portalu internetowym urzędu opublikowano też "10 prawd o sprzedaży MPEC". Koronnym argumentem władz jest konieczność zapewnienia wkładu własnego w przyszłe inwestycje z funduszy unijnych. Na te wcześniejsze zaciągano kredyty, ale dalej zadłużać się już nie można. Druga sprawa to zyski przynoszone przez spółkę.

- Z majątku gminnego spółka ta została dokapitalizowana w wysokości 40 mln zł, w ciągu 20 lat. W całej historii istnienia MPEC-u dywidenda do budżetu wyniosła 13 mln zł - wskazywał wiceprezydent Andrzej Meyer podczas debaty w redakcji "Gazety Współczesnej". - Proszę zestawić te dwie kwoty.

Dowodził też, że przedsiębiorstwo wymaga olbrzymich nakładów inwestycyjnych. Do wymiany jest bowiem 137 km przestarzałych sieci kanałowych, co może kosztować ok. 1 mld zł.

Z kolei główny argument przeciwników sprzedaży MPEC to groźba wzrostu cen. Nowy właściciel będzie bowiem chciał odzyskać zainwestowane pieniądze. Tak stało się w wielu miastach, gdzie sprywatyzowano spółki ciepłownicze. Jednak według białostockich urzędników nie jest to normą. Wyliczyli oni, że w przedsiębiorstwach, gdzie zbyto udziały ceny wzrosły średnio o ok. 20 proc. Natomiast wzrost cen w MPEC w ciągu ostatnich lat wyniósł 24 proc.

Przeciwnicy sprzedaży wskazują też na niepewny los załogi przedsiębiorstwa po prywatyzacji. Wskazują, że może dojść do zwolnień. - Myślę, że większość pracowników będzie nadal potrzebna - powiedział wczoraj Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku. - Poza tym będzie przecież pakiet socjalny.
Sam, tak, jak zapowiedział, na referendum się nie wybiera.

Głosowanie potrwa w godz. 7-21. Komisje będą miały siedziby w tych samych miejscach, co podczas każdych wyborów.

- Myślę, że przeciętnemu obywatelowi brakuje rzetelnych informacji z obu stron - ocenia dr Piotr Sitniewski. - Prawem obywatela jest też zostać w domu. Uważam jednak, że takich opinii nie powinna wyrażać publicznie władza. Świadczy to o niewłaściwym podejściu do demokracji bezpośredniej.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna