Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na sesji rady miasta rozegrała się targowica wokół bielskiego targowiska

azda
azda
Bielsk Podlaski. Sprzedawcy skarżą się na brak porządku na ryneczku i opłaty. Miasto chce ich przenieść na „koński rynek”

Handluję na prywatnej posesji przy ryneczku. Jej właścicielowi płacę ponad 400 zł za sezon, teraz jeszcze chcą żebym płacił opłatę targową od metra kwadratowego. Przecież ja na te opłaty nawet nie zarobię - skarżył się pan Grzegorz, który w ostatni wtorek przyszedł na sesję rady miasta, by poskarżyć się na swą sytuację. Towarzyszyła mu pani Eugenia, również handlarka.

- Nie chodzi nam o to, że nie chcemy płacić, ale jeśli już płacimy, to chcielibyśmy mieć dogodne warunki do handlowania na ryneczku - mówią. - A tam nawet nie mamy gdzie się rozstawić. Pod wiatami towaru nie rozstawimy, bo musielibyśmy podjechać pod samo stanowisko, by wyłożyć swoje produkty. Zablokowalibyśmy ruch, a na wiatach i tak towar się nie zmieści. A gdy chcemy rozstawić się przy wejściu na rynek, to musimy wykłócać się z innymi sprzedawcami. Dlatego handlujemy na prywatnej posesji obok rynku. Tu przynajmniej mamy pewność, że to nasze miejsce.

Jednak podliczając wszystkie opłaty, miejsce to okazuje się dość kosztowne.

Do niedawna miejscy inkasenci pobierali opłaty jedynie od osób handlujących na samym ryneczku. Tych na prywatnych posesjach nie zaczepiali. Ale niedawno to się zmieniło. Jak stwierdziła podczas sesji Bożena Zwolińska, jest to równe traktowanie wszystkich sprzedawców...

- Posesja pana K. za Stokrotką jest atrakcyjnie położona dla sprzedawców, więc nie dziwię się, że tam wynajmują miejsce pod swoje stanowiska - mówiła. - Ale nie może to ich zwalniać z opłaty za handlowanie.

- W myśl tej zasady każda osoba, która chciałaby zrobić choćby wyprzedaż garażową, musi ten garaż wymierzyć i zapłacić 4 zł od każdego metra kwadratowego. - mówiła z dezaprobatą Iwona Bielecka-Włodzimirow.

Zastępca burmistrza tłumaczyła, że miasto wprowadziło zniżki dla osób handlujących pod wiatami, by zachęcić ich do handlowania w ścisłym obrębie targowicy, a nie w różnych miejscach miasta.

Ale te nie dla wszystkich są wygodnym stanowiskiem. Sprzedawcy warzyw i kwiatów wolą rozstawiać się w kontenerach lub na ziemi. Ale brakuje przestrzeni. W dodatku wokół wiat są drogi, po których chodzą ludzie i jeżdżą samochody. I tak już ruch jest spory i jest niebezpiecznie. Grupa radnych (Andrzej Waszkiewicz, Mirosław Gołębiowski, Danuta Karniewicz i Mirosław Majstrowicz) zaproponowała, by osoby handlujące na targowicy tak jak dotychczas płaciły 4 zł od każdego zajmowanego metra kwadratowego, a ci sprzedający poza terenem należącym do miasta płaciliby 5 zł niezależnie od wielkości stanowiska. Propozycja ta została jednak w głosowaniu odrzucona.

- Ten rynek to nasze dziedzictwo. To taki miły akcent naszej kresowości - podkreślał w swym wystąpieniu Jarosław Borowski. - Tego powinniśmy bronić! To nie tylko miejsce handlu, ale także miejsce spotkań, sposób spędzania wolnego czasu.

Dodał jednak, iż rozważa pomysł przeniesienia przynajmniej części targowicy z centrum na tzw. „koński rynek” przy ul. Żwirki i Wigury. Powołując się przy tym na przykład wielu miejscowości, gdzie ryneczki są nie w centrum, a na obrzeżach.

- Komu będzie się chciało na ploteczki i po nowalijki jechać na koniec miasta - pytają sprzedawcy. - Poza tym, jeśli część sprzedawców zostanie w centrum, ci co się przeniosą, będą stratni.

W ubiegłym roku opłaty targowe dały miastu 160 tys. zł, tylko 4-5 tys. zł pochodziło z targowiska przy Żwirki i Wigury.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna