Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

<I>Najbardziej okazały we wsi budynek to remiza strażacka, wybudowana w czynie społecznym. Teraz strażacy chcą odbudować dom sołtysa</I>

<B>Jolanta Gadek</b>
Sołtys z Szerenos budował swój dom dziesięć lat. W Walentynki, czyli Dzień Zakochanych, dorobek jego życia spłonął w ciągu kilkudziesięciu minut. Ledwo udało mu się uratować z ognia żonę i pięcioro dzieci. Koledzy sołtysa z Ochotniczych Straży Pożarnych zamierzają odbudować mu dom w ciągu kilku miesięcy. Zbierają pieniądze, drewno i inne materiały budowlane.

Szerenosy to niewielka wieś w gminie Juchnowiec Kościelny. Trzydzieści cztery zabudowania rozrzucone są wzdłuż skrzyżowanych ulic. Miejscowi z dumą mówią, że Szerenosy to dawna wieś szlachecka herbu Ślepowron. Najbardziej okazały budynek we wsi to remiza strażacka. Mieszkańcy wybudowali ją w czynie społecznym w 1975 roku. We wspomnianych trzydziestu czterech zabudowaniach mieszka ponad trzydziestu członków Ochotniczych Straży Pożarnych.
Stara remiza stała w miejscu, w którym później sołtys Jerzy Bielecki zbudował swój dom....
- Stara remiza została rozebrana. Stała obok domu matki, w którym mieszkaliśmy. Postanowiliśmy pobudować się obok. Może to nie był najlepszy pomysł, bo w pobliżu biegnie linia wysokiego napięcia. Kilka lat temu piorun uderzył w naszą stodołę i podpalił ją. Teraz ten dom. Chyba jakieś fatum nad nami ciąży - mówi Bielecki.
On sam od wielu lat jest strażakiem ochotniczych straży pożarnych w Szerenosach.
Rodzinna tradycja
Antoni Czeczkowski jest komendantem OSP w Szerenosach już drugą kadencję. Ze strażą jest związany od najmłodszych lat, jego ojciec był jednym z założycieli miejscowego OSP i wieloletnim komendantem. Nazwisko Czeczkowski wielokrotnie powtarza się w strażackiej kronice - druhami ochotnikami byli także jego wujowie, stryjowie i dalsi krewni. Antoni był w drużynie młodzieżowej OSP, potem poszedł do straży zawodowej odsłużyć wojsko. Podobało mu się, ale nie wszyscy junacy mogli zostać w straży państwowej. Gospodarka czekała, więc wrócił.
- Gdybym wiedział, że rolników czekają takie ciężkie czasy, to zrobiłbym wszystko, żeby zostać w PSP - mówi. - Bo gaszenie pożarów to mój żywioł.
Pożar u sołtysa zauważył rolnik przechodzący ulicą. Rodzina nie zdawała sobie sprawy z zagrożenia. Siedziała w domu i oglądała telewizję. Chwilę później zawyła syrena, a pięć minut poźniej żuk miejscowego OSP już gasił pożar. Bieleccy wybiegli z domu tak jak stali. Zabrali tylko dzieci i dokumenty. Ich najmłodsze dziecko ma 5 lat, najstarsze - 16.
Czeczkowski i pozostali ochotnicy gasili pożar do godziny dwudziestej trzeciej. Do szóstej rano następnego dnia pilnowali pogorzeliska, potem rozpoczęli dogaszanie. Syn sołtysa jest członkiem młodzieżowej drużyny OSP. Jego koledzy wraz z dorosłymi uczestniczyli w akcji ratowniczej.
- Aż serce rosło na widok, jak się zwijają - mówi Stanisław Hermanowski, prezes OSP w Szerenosach, który w przeszłości przez wiele lat był komendantem OSP. - Dziesięcio-, dwunastolatki. Do ognia ich nie dopuszczano, ale podawali bosaki, zwijali i rozwijali węże, na koniec pomogli wyczyścić sprzęt i przygotować go do kolejnej akcji.
Uratowano stodołę i stary domek matki Bieleckich, z którego rodzina sołtysa wyprowadziła się kilka lat temu. Wszystkie meble, sprzęty, ubrania znajdujące się w domu spłonęły.
Ledwo ugasili pogorzelisko, strażacy ochotnicy zwołali we wsi zebranie. Ściągnęli na nie wójta gm. Juchnowiec Kościelny, Jana Gratkowskiego. Nawiasem mówiąc również czynnego strażaka ochotnika, prezesa zarządu gminnego Związku OSP RP oraz członka zarządu wojewódzkiego OSP....
Zbudujemy dom sołtysa
Jeszcze przed zebraniem mieszkańcy wsi zaczęli przynosić sołtysowi ubrania dla dzieci i jedzenie oraz pieniądze. Strażacy wydobyli z piwnicy spalonego domu zgromadzone zapasy ziemniaków, warzyw, marynaty i przewieźli je do piwnic sąsiadów. Gdyby zostały w piwnicy, zmarnowałyby się na mrozie.
Podczas zebrania powołano Społeczny Komitet Pomocy Rodzinie Bieleckich. Wójt wydał zezwolenie na publiczną zbiórkę pieniędzy. Komendanci OSP z okolicznych wsi zbierali pieniądze i wpłacali je na konto komitetu. Uzbierano już kilka tysięcy złotych.
- Poza tym każdy strażak z Szerenos obiecał dać sosnę ze swego lasu na budowę. Wójt Gratkowski załatwił obróbkę drewna. Ci, którzy mają samochody obiecali, że nieodpłatnie przewiozą materiały budowlane i żwir. Wójt obiecał pomoc w znalezieniu tańszych materiałów oraz opracowaniu planów odbudowy budynku. Fundamenty i część murowanych ścian została, trzeba zbadać, czy nadają się do odbudowy - mówi Czeczkowski.
Następnego dnia po pożarze Adam Łupiński, dyrektor szkoły w Turośni Kościelnej, do której uczęszczają dzieci Bieleckich, przywiózł im komplety książek. Strażacy zwrócili się też z prośbą do firmy ubezpieczeniowej, w której sołtys wykupił polisę, żeby wypłaciła odszkodowanie jak najszybciej.
Kroniki i sztandar
Edmund Mierzwiński, sekretarz OSP w Szerenosach, tuli do piersi trzy opasłe tomy kronik strażackich. Znajduje się w nich lista druhów OSP, którzy w latach pięćdziesiątych zobowiązali się - w razie potrzeby - dostarczyć konie do zaprzęgu do akcji gaśniczej. Na początku działalności OSP w Szerenosach nie miała samochodu. Jej jedyny sprzęt stanowiła... sikawka ręczna. W 1957 roku strażacy otrzymali motopompę, a sikawkę ręczną przekazali innej jednostce. Dopiero w 1980 roku za aktywność i osiągnięcia w zawodach otrzymali żuka, który służy im do dziś.
Z kronik można się dowiedzieć, kiedy zasłużeni strażacy zawierali związki małżeńskie i kiedy umierali. Jakie medale zdobyli i jakie uroczystości uświetnili swoją obecnością. A tych ostatnich jest dużo - począwszy od trzymania straży przy grobie Chrystusa w kościele przed Wielkanocą, święcenie przydrożnych kapliczek, pielgrzymki strażaków na Jasną Górę, do Krypna; po uroczystości gminne "swoje" i gmin sąsiednich, zawody i ćwiczenia, pokazy strażackie, konkursy kronik... Niedawno zdobyli puchar podczas ogólnopolskiego przeglądu kronik.
Liczne zdjęcia dokumentują wyświęcenie sztandaru OSP w Szerenosach z 1997 r. Oglądanie kasety video, która wówczas została nagrana, do dziś stanowi jedną z ulubionych rozrywek we wsi. Sztandar do wyświęcenia wiezie strażak na koniu przystrojonym w białą szatę, przyozdobioną z przodu mosiężnym orzełkiem w koronie. Towarzyszą mu dwaj inni strażacy na podobnie przyozdobionych koniach....
- Sekretarz zrobił nam taką niespodziankę, trzymał te konie w tajemnicy do końca - mówią komendant i prezes OSP w Szerenosach. - A z innej okazji ufundował figurę św. Floriana....
- Teraz nie ma czasu na uzupełnianie kronik. Trzeba odbudować dom sołtysowi, druhowi OSP - mówi Mierzwiński.
Zgliszcza uprzątnięte
Strażacy ochotnicy z Szerenos regularnie uczestniczą w szkoleniach organizowanych przez Komendę Miejską Państwowej Straży Pożarnej w Białymstoku. Niektórzy mają uprawnienia do obsługi motopompy, inni do prowadzenia wozu strażackiego. Każdego roku gaszą lokalne pożary traw przylegających do torów kolejowych przebiegających w pobliżu wsi. Wspomagają działania sąsiednich ochotniczych straży pożarnych z Juchnowca Kościelnego i Turośni Kościelnej, które mają po kilka wozów bojowych i są członkami Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego.
Strażacy mówią, że drogę do remizy znają na pamięć, trafią tam nawet z zawiązanymi oczami. Syrenę włącza ten, kto pierwszy dobiegnie do budynku.
Nie są zawodowymi strażakami, nie pełnią dyżurów w remizie. Prowadzą gospodarstwa rolne - sieją zboże, hodują krowy. W obejściach pracy jest dużo, rzadko więc wycie syren rozlega się w momencie, kiedy nie są zajęci. Jeśli już - to zdarza się to nocą, kiedy syrena wyrywa ich ze snu. Najczęściej bywa tak, że rzucają widły, wiadra lub łopaty i biegną co sił do remizy.
- Nie da się ukryć, adrenalina wówczas skacze - mówią. - Czasami człowiek narzeka, że z powodu pożaru się nie wyspał, ale tak naprawdę, to bardzo lubimy to swoje hobby. Może to słowo głupio brzmi, ale czym innym jest członkowstwo w OSP, jak nie hobby? Przecież nie otrzymujemy za gaszenie pożarów żadnych pieniędzy, a wręcz odwrotnie - czasami dopłacamy do tego zajęcia.
Kupują ubrania, za swoje pieniądze organizują część imprez... Nie żałują środków, bo świadomość tego, że potrafią zapanować nad żywiołem, jakim jest ogień, satysfakcja z ugaszenia pożaru, rekompensuje poniesione wydatki i poświęcony czas.
Spotykają się w remizie nie tylko wtedy, kiedy wybuchnie pożar. Co roku organizują tam wigilię, ostatki, bale karnawałowe. W remizie odbywają się dyskoteki dla młodzieży, zabawy dla dorosłych, wesela, stypy, czasami - msze święte. W remizie skupia się życie towarzyskie mieszkańców Szerenos. Czują się tu u siebie, na miejscu. Żaden z rolników nie czuje się wyalienowany ze społeczności wiejskiej, gdyż niemal wszyscy są strażakami...
Strażacy pomogli już Bieleckim uprzątnąć posesję. Rozebrali spalony szkielet dachu. Wywieźli większość zgliszcz.
- Nie wiem, co bym zrobił, gdyby nie koledzy strażacy - mówi Jerzy Bielecki. - Może jak dobrzy ludzie pomogą, uda się dom odbudować. Póki co mieszkamy w ośmioro w starej chałupce...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna