Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najstarszy piłkarz świata na koszulce nosi numer 78. Bo tyle ma lat

Jerzy Filipiuk
Wkurza go, gdy komentator meczu piłki nożnej mówi, że ktoś "fantastycznie obronił", bo takie strzały broni się nawet w A-klasie.
Wkurza go, gdy komentator meczu piłki nożnej mówi, że ktoś "fantastycznie obronił", bo takie strzały broni się nawet w A-klasie. Andrzej Banaś
Kiedy pojawia się na boisku, rywale otwierają szeroko oczy. Ryszard Kacysz ma 78 lat i ciągle gra! O sobie mówi: Jestem kieszonkowym bramkarzem. Nam zdradza sekrety swojej chłopięcej sylwetki i niezwykłego zdrowia.

Mnie się zdaję, że mam dopiero 18 lat. Bo tak się czuję. Na koszulce noszę jednak numer 78. Czyli tyle - ile mam lat. A przygotowałem już sobie z numerem 79. Trzeba myśleć o przyszłości... Mam już nawet propozycję z innego klubu. Nie, nie powiem, z jakiego - mówi Ryszard Kacysz, bramkarz C-klasowego Gromu Kraków - najstarszy czynnie grający w Polsce piłkarz.

78 lat skończy za niespełna trzy miesiące. Nie widać tego po nim. I na boisku, i poza nim. Ma refleks, potrafi się rzucić na murawę, by obronić strzał.

Gdy o czymś opowiada, gestykuluje, demonstruje, naśladuje głos, przedrzeźnia. Sypie żartami, mówi wierszem... Szybki, młodzieńczy krok, sportowa sylwetka, ani śladu brzuszka. Żywe srebro. Werwy mógłby mu pozazdrościć nie jeden nastolatek. Dowcipu też.

"Ręczniki" i "szmaty"

- Nas, bramkarzy, powinno się nazywać ręczniki. Bo każdy nami się wyciera. Jak nie wybiegnę do piłki, to obrońca się drze: "Czemuś nie wybiegł?". Jak wybiegnę, to ryczy: "Po cholerę żeś wybiegał? Bramkarz ma przechlapane, bo nawet jak obroni dwa karne, a puści "szmatę", to wszyscy i tak mają do niego pretensje - mówi.

Urodził się w 1936 r. w Krakowie. Jego dziadek był Serbem. - Tata trochę kopał piłkę. O 12 lat młodszy brat Janusz grał na lewym skrzydle - opowiada.

Dziecięce lata zabrała mu druga wojna światowa. Tak naprawdę nazywał się Kacesz, ale ktoś coś pomylił w papierach i zostało Kacysz. Co ciekawe, jego brat oficjalnie nazywa się Kacyrz...

Od małego biegał za piłką. Grywał przy kościele Salezjanów na ul. Tynieckiej. Pewnego dnia zagrał z kolegami mecz z Tęczą. - Wygraliśmy chyba 10:1. Potem zapisaliśmy się do Tęczy. Dwa mecze zagrałem na lewym skrzydle. Gdy zabrakło bramkarza, ktoś krzyknął "Mały, stań w bramce". Był rok 1947. Od tego czasu ciągle bronię - wspomina. Nie obraża się za "małego". Ma 167 cm wzrostu. - Jestem kieszonkowym bramkarzem - przyznaje. Kiedyś po meczu z Wisłą, podszedł do niego legendarny napastnik "Białej Gwiazdy" Mieczysław Gracz. - Dał mi dziesięć czekolad i powiedział mi: "Jesteś dużym talentem. Gdybyś był wyższy o 10 centymetrów, wziąłbym cię do drużyny" - opowiada. Ksywkę ma jednak nie "Mały", ale "Rico".

Przez kilkadziesiąt lat gry widział, i sam doświadczał, jak zmieniają się przepisy, gra oraz oczywiście sprzęt. - Piłka jest jak kobieta, zmienna - do futbolowo-żeńskich porównań siega często.

Iwan go nie pokonał

Grał w wielu klubach. Tęcza, Łączność, Korona, Swoszowianka, Orzeł Piaski Wielkie, Armatura, Tonianka, Czarni, Rybitwy, Krowodrza, Gwiazda Brzegi, Błyskawica Wyciąrze, Grom - wylicza, ale nie jest pewny, czy wspomniał o wszystkich klubach. Największy sukces odniósł w 1975 roku, gdy jego zespół - Orzeł - awansował do ówczesnej III ligi.

Spotkał na boisku wielu znanych piłkarzy, m.in. Andrzeja Iwana. - Nie strzelił mi bramki! - wspomina.

Dziadek broni

Kiedy piłkarze z przeciwnej drużyny widzą "dziadka" w bramce, nie kryją zaskoczenia.

- Niektórym oczy wychodzą na wierzch. I myślą, że łatwo mi będą strzelać gole. I często się mylą - opowiada.

Przyznaje, że bramkarze są trochę zwariowani. I za takiego uważała go rodzina. - No bo kto normalny będzie się rzucał pod nogi rozpędzonych napastników - mówi.
Polała się krew

Kiedyś jego Gwiazda grała z Bieżanowianką. - Rozpędzony rywal, a był nim syn sędziego liniowego, kopnął mnie mocno w głowę. Polała się krew. Kierownik naszej drużyny zaczął mnie bandażować, ale z nerwów owijał mi całą głowę. Mówiłem mu, żeby nie zakrywał mi twarzy, oczu. Nie mieliśmy drugiego bramkarza, więc dotrwałem do końca meczu i dopiero potem pojechałem na pogotowie - wspomina.

Na boisku złamał sobie obojczyk. Zagipsowany poszedł na trening. Koledzy z drużyny byli w szoku. Podobnie jak przed rokiem, gdy zjawił się na zajęciach dzień po niezwykle bolesnym zabiegu.

W przeddzień rocznicy
To dzięki futbolowi poznał żonę Elżbietę. Jej brat też grał w piłkę. Kawalerem był jednak długo.
- Bo kochałem piłkę - zdradza.
Pobrali się w 1968 roku. On miał 32 lata, ona 25.- Szukałem żony nie dlatego, żebym mógł się chwalić jej pięknem, ale dla siebie, dla dzieci, żeby w domu było posprzątane. Mówiłem jej: "Żabciu, masz się elegancko prowadzić" - wyznaje. Wychowali dzieci: Janusza, Jarosława i Katarzynę.
Zmarła dzień przed ich 25. rocznicą ślubu. Na raka. Nie miała szans. Mąż wszędzie szukał ratunku. Któregoś dnia był z żoną u lekarza w Bielsku-Białej.
- Profesor zbadał żonę i poprosił swą asystentkę o dwie kawy i dwa koniaczki. Powiedział mi, że żona umrze za osiem miesięcy. Pomylił się tylko o jeden dzień... - opowiada.
Został wdowcem z trojgiem dzieci. Musiał łączyć opiekę nad nimi z pracą zawodową, treningami i meczami. - Pewnie, że było mi ciężko, ale nie patrzyłem na to. Trzeba sobie umieć radzić w życiu.
Ma czterech wnuków i dwie wnuczki. Nigdy więcej się nie ożenił. Dał się kiedyś namówić siostrze na wizytę w "Feniksie". - Gdy tańczyłem z jakaś kobietą, to zapytała, czy może jestem żonaty. Potem, jaką mam emeryturę. Zażartowałem, że 25 tysięcy złotych. Była zachwycona. Emeryturą.
Z głodu nie umrze. Ale nie pieniądze są dla niego najważniejsze. Nadal kocha się w piłce.
- To jest moja żona - mówi. - Mam też kochankę. Telewizor. Ale oglądam tylko mecze. Bo na coś innego szkoda czasu. Przyglądam się, jak zachowują się inni bramkarze. Wkurza mnie, gdy komentator mówi, że ktoś "fantastycznie obronił". Czasem w klasie A łapie się takie strzały. Denerwuje mnie także, kiedy o zawodniku mówi się "bohater". Dla mnie bohaterami są chorzy, którzy leżą na łóżku, nieraz przez wiele lat, i nie poddają się...
Mleko, czosnek, miód
Na emeryturę pracował przez 46 lat. 11 lat był ślusarzem w Bielskich Zakładach Lin i Pasów "Bezalin", 19 lat pracował w warsztacie w piekarni na placu Dominikańskim w Krakowie ,16 lat w utrzymaniu ruchu na cementowni w Pleszowie. No i cały czas grał...
Na chodzie jest od rana. Przychodzi do klubu, kosi trawę na boisku, oznacza linie, trenuje, pomaga innym. W Gromie wpuszcza do bramki młodego, ale o piłkarskiej emeryturze nie myśli. Nie tylko dlatego, że dostał ofertę z innego klubu.
Ciągle czuje się młodo. No i tryska zdrowiem.
Tajemnica jego sportowej sylwetki i długowieczności?
- Mleko, czosnek i łyżka miodu. No, i tran norweski. Zawsze pomaga.

Czytaj e-wydanie »

Baza firm z Twojego regionu**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna