Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie chcą inwestycji, bo boją się o swoje zdrowie

Helena Wysocka [email protected]
Henryk Wasilewski mówi, że jedną linię elektroenergetyczną na swojej ziemi już ma. Teraz chcą mu wybudować kolejną. - A ja będę się miotał pomiędzy słupami - denerwuje się rolnik.
Henryk Wasilewski mówi, że jedną linię elektroenergetyczną na swojej ziemi już ma. Teraz chcą mu wybudować kolejną. - A ja będę się miotał pomiędzy słupami - denerwuje się rolnik.
Mieszkańców bakałarzewskiej gminy podzielił energetyczny most. Jedni zgodzili się, by linia przecinała ich pola, drudzy - nie. Boją się o swoje zdrowie i nie chcą tracić majątków.

Ludzie mówią, że linia elektroenergetyczna już, choć jeszcze nie powstała, rujnuje ich życie. - Od paru lat żyjemy w strachu - argumentują. - Jeden na drugiego patrzy wilkiem i zastanawia się, kto już zgodził się na budowę, a kto jeszcze walczy o swoje. Umowy z inwestorem objęte są bowiem klauzulą tajności.
Nikt nie ma też wątpliwości, że spór o to, gdzie będą zamontowane potężne energetyczne słupy, to dopiero początek problemów. Inwestycja może pogrążyć nie tylko rolników, ale też gminę. Ta, jeśli będzie musiała wypłacać rolnikom odszkodowania za ziemię, pójdzie z torbami.

- Spędza mi to sen z powiek - przyznaje wójt Tomasz Naruszewicz.

Chorobę pokonali, strach pozostał

Bożena i Henryk Wasilewscy mają pięknie położone na obrzeżach Bakałarzewa 30-hektarowe gospodarstwo. Od lat uprawiają ziemię, hodują kilkadziesiąt sztuk bydła.

- Praca w gospodarstwie przynosi coraz mniejsze profity - opowiadają. - Postanowiliśmy więc zmienić nieco branżę i rozwijać agroturystykę. Tym bardziej, że okolicę mamy przepiękną. Pole znajduje się niedaleko Rospudy, a na naszych łąkach od lat odbywają się bocianie sejmiki.

Wasilewscy wykształcili i zatrzymali w domu jedną z trzech córek, która ma prowadzić turystyczny zajazd. Pod zabudowę wytypowali kawał pola i... plany odłożyli do szuflady. Obawiają się, że letników wypłoszy linia elektroenergetyczna, która ma przechodzić w pobliżu ich domu i przez większość pola. Przetnie niemal 22-hektarową nieruchomość. Mało tego, będzie to już druga linia na terenie ich gospodarstwa. Pierwszą, o wiele mniejszej mocy, bo 110 kV, zbudowano kilkadziesiąt lat temu. Wasilewscy zgodzili się na tę inwestycję bez szemrania, bo obiecano im, że za kilka, góra kilkanaście lat nie będzie po niej śladu. Kable zostaną bowiem ułożone pod ziemią. Wiszą do dzisiaj.

- Teraz będziemy mieli linię i z jednej, i z drugiej strony domu - opowiada Wasilewska. - Boję się tego.
Nie bez powodu. Kilka lat temu córki miały powiększone węzły chłonne, a jedna z dziewcząt walczyła z chorobą nowotworową. Lekarze sugerowali, że może być to skutek pola elektromagnetycznego, które wytwarza się wokół linii. - Choroba minęła, ale strach pozostał - nie ukrywają gospodarze.
Wasilewscy i kilkanaście innych rodzin z gminy Bakałażewo nie zgadzają się na inwestycję.

- Będziemy walczyć o swoje - zapowiadają. - Nie pozwolimy na to, by decyzje przywożono w teczkach, nie konsultowano ich z nami. To nie te czasy.
Niedawno rolnicy wystosowali list otwarty do decydentów. Proszą, by nie odbierano im ziemi, którą odziedziczyli po rodzicach, albo zakupili za ciężko zarobione pieniądze. Apelują też, by przy planowaniu inwestycji urzędnicy zauważali nie tylko chronione tereny, które most ma omijać, ale też ludzi.
- Jesteśmy przynajmniej tak samo ważni, jak nietoperze, czy storczyki - zauważa pani Bożena.

Plakat większy niż figura Matki Boskiej

To inwestycja planowana od wielu lat. Polskie Sieci Elektroenergetyczne chcą zbudować dwutorową linię 400 kV, która połączy Ełk z litewskim Alytusem.
- Jest niezbędna - mówi poseł Bożena Kamińska. - Zapewni bezpieczeństwo energetyczne nie tylko nam, ale wszystkim nadbałtyckim krajom.
I dodaje, że na terenie Litwy przedsięwzięcie jest już zrealizowane.

- A my nie możemy uporać się z dokumentacją - zauważa. - To, zdaje się, ewenement.
Dwa lata temu inwestor wystąpił do dziesięciu gmin w naszym regionie, przez które ma przebiegać linia, z wnioskiem, by most ujęły w swoich dokumentach planistycznych. Uczyniły to niemal wszystkie samorządy. Niemal, bo w Bakałarzewie taki plan nie powstał. Radni podzielili obawy mieszkańców, że linia będzie zbyt blisko zabudowań.

- W niektórych miejscach ma być oddalona zaledwie kilkadziesiąt metrów od budynków - zauważa Henryk Kalejta z Bakałarzewa, też przeciwnik mostu.
Kalejta chciał zbudować kwaterę agroturystyczną. Kilka miesięcy temu wystąpił do gminy z wnioskiem o wydanie pozwolenia, ale podanie trafiło do szuflady. Do czasu ustalenia ostatecznej trasy przebiegu linii elektroenergetycznej zgody nie będzie. Przepisy mówią bowiem, że w 70-metrowej szerokości pasie technologicznym budować nic nie można.

- A to powoduje, że z działki nie mogę czerpać profitów - zauważa. - Najlepiej byłoby sprzedać to pole, tylko co dalej?
Ludzie mają żal i do wojewody, który - jak mówią - lekceważy ich argumenty, i do duchownych, którzy angażują się w spór. Podczas spotkania z inwestorem przekonywali rolników, by zgodzili się na budowę. Dlaczego? Henryk Żukowski uważa, że to efekt sponsoringu. Inwestor wspierał finansowo m.in. parafialne dożynki.

- W Wieliczkach był większy plakat sponsora niż figurka Matki Boskiej - ironizuje Żukowski.
Rozmówcy podkreślają, że nie są przeciwni inwestycji, tylko lokalizacji.

- W innych wariantach linia byłaby krótsza, mniej kosztowna, a co najważniejsze - znalazłaby się dalej od naszych domostw - argumentują.

Sąd musi to ocenić

Wójt gminy Bakałarzewo Tomasz Naruszewicz nie chce oceniać, czy rolnicy mają rację.
- Uwzględniliśmy zgłoszone przez nich wnioski do planu i dlatego plan nie powstał - mówi.
W takiej sytuacji, na wniosek inwestora, dokument opracuje wojewoda. Już wydał zarządzenie w tej sprawie, ale zostało ono zaskarżone przez gminę do sądu administracyjnego. Samorząd podniósł m.in. to, że planowany na terenie gminy przebieg linii elektroenergetycznej nie pokrywa się z tym, który zawiera plan wojewódzki. - Przepisy dopuszczają taką możliwość - twierdzi wicewojewoda Wojciech Dzierzgowski.

Czy stanowisko to podzieli sąd, nie wiadomo. Warszawska kancelaria prawna, która na zlecenie wojewody wypowiadała się na ten temat, doszła do wniosku, że jest to "kwestia ocenna".

Jacek Miciński, rzecznik prasowy inwestycji zapewnia, że mieszkańcy nie mają powodu do obaw.
- Linia jest całkowicie bezpieczna - przekonuje rozmówca. - A działki można będzie normalnie użytkować.

I dodaje, że zmiana trasy nie wchodzi w grę. Sugerowany przez mieszkańców bakałarzewskiej gminy wariant wiązałby się z wyburzeniem kilkunastu budynków, a poza tym, byłby dłuższy. A inwestor chce zrealizować przedsięwzięcie jak najmniejszym kosztem, także społecznym. Poza tym, posiada już umowy z większością rolników.

Ci, którzy do tej pory się nie zgodzili, nie zamierzają ustąpić. - Nie oddamy ziemi - zapowiadają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna