Nie ma chętnych na pracę w komisji wyborczej

Zbliżają się wybory do Europarlamentu, a do niedawna nie było wiadomo, kto zajmie się liczeniem głosów. Zabrakło chętnych do wzięcia 135 zł za jeden dzień pracy.

Przyszłe wybory do Europarlamentu już teraz można uznać za wyjątkowe. Po raz pierwszy chętnych, by zasiąść w komisjach wyborczych było mniej niż dostępnych miejsc.

Wzięli wszystkich
- Liczba miejsc w komisjach jest ograniczona i zazwyczaj o tym, kto z urzędników w takiej komisji zasiądzie, decyduje losowanie - wyjaśnia Marta Herbszt z ełckiego urzędu miasta. - To są pierwsze wybory, kiedy wszyscy chętni z naszego wydziału zasiądą w komisjach.

Za pracę członek komisji zarobi 135 zł. W przypadku wiceprzewodniczącego i przewodniczącego, kwota ta rośnie do poziomu odpowiednio 150 i 165 złotych. Mimo to, w tym roku problemy ze znalezieniem ludzi do komisji wyborczych były ogromne.

- Chętni zostali już znalezieni i komisje mają pełne składy - zapewnia Dorota Białowąs z olsztyńskiej delegatury Krajowego Biura Wyborczego. - Tam, gdzie nie było chętnych, m.in. w Mikołajkach, Piszu i gminach: Giżycko, Kowale Oleckie czy Świętajno, władze miast i gmin uzupełniły składy.

Warto zasiąść w komisji
- Wzięłam udział w komisji, by zdobyć nowe doświadczenie, ale oczywiście również dla pieniędzy - przyznaje Marta Herbszt.

Ci, którzy byli już członkami komisji wyborczych, przyznają, że praca do najprostszych nie należy. Liczenie głosów trwa często do późnych godzin nocnych, a wcześniej należy wziąć udział w specjalnych szkoleniach. Zdarza się również, że członkowie komisji muszą wziąć dzień wolnego, by zarwaną przez liczenie głosów noc odespać.
- Wiele zależy od sprawności osób, które taką komisję prowadzą, a także od frekwencji - tłumaczy Marta Herbszt. - Komisja przychodzi rano, sprawdza, czy lokal wyborczy jest odpowiednio przygotowany i po zakończeniu wyborów przystępuje do liczenia głosów.