Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O krok od tragedii! Pijani zagrali w rosyjską ruletkę.

Redakcja
Ceniony budowlaniec, postanowił zaimponować kumplom. Z kieszeni kurtki wyciągnął rewolwer.

Lokal nie cieszył się szczególną renomą, ale nie była to też spelunka, gdzie można stracić portfel albo dostać kuflem po głowie.
Zwyczajny bar gdzieś w środku osiedla Północ. Parę lat temu codziennie wczesnym wieczorem zbierało się tu zazwyczaj to samo towarzystwo.

Przy jednym z zaledwie pięciu stolików tym razem zasiadła trzyosobowa kompania. Piwo lało się obficie, bo był piątek i następnego dnia nikt nie wybierał się do pracy. Rozmawiano o polityce, więc sypały się gromy na rządzących wówczas krajem.

Przekleństwa z trudem przebijały się przez papierosowe opary i hałas z włączonego na cały regulator telewizora. Panowie zdążyli też przedyskutować szanse Wigier w jutrzejszym meczu i zrobiło się nudno.

Wtedy pan Józek, na co dzień ceniony budowlaniec, postanowił zaimponować kumplom. Z kieszeni kurtki wyciągnął rewolwer.

- Gazówka! - na pierwszy rzut oka rozpoznali biesiadnicy. Pan Józek nie zaprzeczał. Powiedział, że broń dostał w zastaw od znajomka, któremu pożyczył dwieście złotych.

Efektownie wyglądającym coltem zainteresował się pan Heniek, czterdziestoparoletni glazurnik i amator filmów. Przypomniał "Łowcę jeleni" gdzie weterani wietnamskiej wojny grali w rosyjską ruletkę.

- Też możemy spróbować - zaproponował. Pozostali kupili pomysł. Właściciel rewolweru zostawił w bębenku tylko jeden nabój, zakręcił i przystawił sobie lufę do skroni. Nacisnął spust. Nie padł strzał.

Za chwilę operację powtórzył pan Heniek. Efekt - identyczny. Pan Kazik wyglądał na najbardziej trzeźwego z towarzystwa.

- Gazówką też można załatwić się skutecznie - przekonywał. Nie chciał jednak uchodzić za tchórza, więc poszedł w ślady kolegów. I jemu dopisało szczęście.

Panowie pokrzepili się kolejnymi piwami, a później postanowili rozpocząć drugą rundę ruletki. Najpierw pan Józek, za nim pan Heniek i wszystko w porządku. Pan Kazik trochę długo celebrował swoją próbę.

Niespodziewanie w drzwiach baru pojawiła się jego żona, która od progu wykrzykiwała, co myśli o pijakach. Oniemiała, gdy zobaczyła rewolwer. Wyrwała mężowi broń z ręki, przypadkowo skierowała lufę w sufit i nacisnęła spust. Tym razem colt wypalił. Cały bar wypełnił się gazem łzawiącym. Przez dwa dni trwało wietrzenie pomieszczeń.

Lokal już nie istnieje. Nie wiadomo, gdzie spotykają się amatorzy rosyjskiej ruletki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna