Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oficjalnie nas tam nie było

Agnieszka Darda
W ub. niedzielę Halina i Franciszek Sławieccy zostali przez prezydenta Łomży Jerzego Brzezińskiego odznaczeni Krzyżem Sybiraka
W ub. niedzielę Halina i Franciszek Sławieccy zostali przez prezydenta Łomży Jerzego Brzezińskiego odznaczeni Krzyżem Sybiraka
Ich rodzice zostali wywiezieni w latach 30-tych na Syberię. Oni oboje urodzili się i wychowali w Kazachstanie, w Karagandzie. Tam zakochali się w sobie i założyli rodzinę.

19 września obchodzili 39. rocznicę ślubu. Tutaj, w Łomży.

Gdyby nie ta muzyka...
- W dzieciństwie często biegaliśmy po drodze z innymi dziećmi na bosaka. Było nam wtedy wesoło. Lubiliśmy też śpiewać i tańczyć na ulicy. Muzyka towarzyszyła nam zawsze - wspomina Halina Sławiecka.

Muzyka połączyła 18-letnią Halinkę i 21-letniego Franka, bo chłopak urzekł swoją przyszłą żonę tym, że... grał na harmonii.
- Mieszkał dom dalej ode mnie. Grał na weselach. Miał powodzenie u dziewczyn - uśmiecha się Sławiecka.

Mimo wielu kandydatek, właśnie ją wybrał. Pobrali się w rok po jego powrocie z wojska. Wesele urządzili w mieszkaniu młodej. Przyszło ok. 90 osób:rodzina i znajomi. Cieszyli się tym, co mieli. A mieli niewiele. Czerpanie radości z życia na Syberii było nie lada wyzwaniem. Mieszkanie w ziemiance, potworny mróz, pręty w oknach i brak ciepłych ubrań podczas srogiej zimy nie sprzyjało patrzeniu w przyszłość z optymizmem.

- Tata pracował w kopalni. Praca była mordercza. Wykańczała tysiące Polaków. W 1945 r. przywieziono do Karagandy 50 tys. młodych ludzi. Po roku przeżyła zaledwie połowa - mówi pani Halina.

Nie możesz być Polakiem
Trudną sytuację pogarszał fakt, że język polski był zakazany. Posługiwanie się nim było niebezpieczne, nawet we własnym domu.

- Śledzono nas. Jeśli wydałoby się, że mówimy po polsku, mogłoby się to dla nas źle skończyć. Rodzice w rozmowie z nami przeplatali polski ukraińskim. Ale nie tylko język był zakazany. Nawet bycie Polakiem było niedopuszczalne. Pani Halina wspomina, że jak młodzi ludzie wypełniali dokumenty do paszportów, musieli podawać inną narodowość.

- Mieszkaliśmy w Karagandzie z Ukraińcami, Białorusinami, Niemcami i Czeczeńcami. Mogliśmy podać w dokumentach każdą z tych narodowości, byle nie naszą, bo... oficjalnie nas tam nie było - wyjaśnia Sławiecka.

Trzeba było sobie radzić...
Mimo że Polacy nie mieli normalnych warunków do życia, potrafili je sobie stworzyć. Rodzina to był priorytet. I tradycje.

- Miałam jeszcze troje rodzeństwa, mąż pięcioro. Każda rodzina trzymała się razem. Każde Boże Narodzenie i Wielkanoc były radosnym przeżyciem, nawet jeśli nie mieliśmy prezentów i smakołyków na stole - uśmiecha się pani Halina, która obecnie z mężem mieszka w Podgórzu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna