Kładłem się spać, kiedy wpadł sąsiad z góry z krzykiem, że pali się dach i mamy uciekać. Udało się nam wynieść tylko trochę rzeczy - mówi jeden z mieszkańców gminnego budynku w Bajtkowie. W środę kilka minut po godz. 22 wybuchł w nim pożar. Akcja strażaków trwała aż 9 godzin. Niestety nie udało się go uratować. To co oszczędził ogień, zalała woda. Na szczęście nikt nie zginął.
Ratowali, co się dało
W budynku po dawnej szkole w Bajtkowie w gminie Ełk mieszkało 14 osób. Około godziny 22, kiedy rodzina Alicji Plakwicz szykowała się do snu, do ich mieszkania wpadł sąsiad z góry.
- Krzyknął, że się pali, że trzeba uciekać. Wyszliśmy tak jak staliśmy. Po prostu tragedia - mówi pani Alicja.
Zanim na miejsce przyjechali strażacy, wszyscy mieszkańcy sami zdołali opuścić budynek. Później z ich pomocą próbowali ratować chociaż część swojego dobytku.
- Udało się wynieść komputer, lodówkę, którą jeszcze spłacamy i trochę innych rzeczy - wylicza Alicja Plakwicz.
Mieszkanie pani Alicji znajduje się na parterze budynku. Dlatego pożar nie strawił go całkowicie. Ale i tak nie nadaje się do zamieszkania. Wszystko zniszczyła woda. Ściany i strop są przemoczone, na podłodze jest woda, w pomieszczeniach czuć wilgoć.
Z lokali, które znajdowały się na piętrze zostało niewiele. Z niektórych nie udało się nic wynieść. Ludzie uciekali w popłochu, jedynie w tym, co mieli na sobie.
O włos od tragedii
Jak przyznają strażacy, gaszenie pożaru było wyjątkowo trudne.
- Na poddaszu było bardzo dużo dymu, panowała wysoka temperatura. Mieliśmy też duże problemy z brakiem wody - mówi Jarosław Pieszko, rzecznik ełckich strażaków.
Bajtkowo znajduje się na końcu istniejącego wodociągu. Z tego względu strażakom brakowało wody do gaszenia pożaru. Próbowali wyciąć przerębel w pobliskim jeziorze. Jednak piły, jakie mieli, nie były w stanie przeciąć lodu. Zdaniem strażaków ma on około 50 cm grubości.
- Musieliśmy więc dowozić wodę z Nowej Wsi Ełckiej i Mostołt - wyjaśnia Jarosław Pieszko.
W gaszeniu pożaru brało udział 40 strażaków. Akcja trwała 9 godzin, do samego rana. Kiedy wydawało się, że ogień został ugaszony i strażacy wrócili do komendy, okazało się, że ze zgliszczy dalej wydobywa się dym. Dopiero po obejrzeniu budynku przy użyciu kamery termowizyjnej zlokalizowano jeszcze cztery miejsca, które trzeba było dogasić.
- W mieszkaniach znaleźliśmy sześć butli z gazem. W jednej przepalony był już przewód łączący butę z kuchenką. Musieliśmy zostawić ją, aż cały gaz się wypali - wyjaśnia strażak.
Jeśli doszłoby do wybuchu, akcja gaśnicza mogłaby zakończyć się tragicznie. Jego siła mogłaby zburzyć część budynku.
5 tys. zł na początek
Już w środę wieczorem do Bajtkowa przyjechał wójt gminy Ełk Antoni Polkowski. Wszyscy natychmiast zaczęli pomagać pogorzelcom.
- Dwie rodziny umieściliśmy w bursie szkolnej. Mamy dwa mieszkania w Mostołtach. Jedna rodzina już się na nie zdecydowała - mówił w czwartek przed godz. 15 wójt gminy Ełk.
Część mieszkańców spalonego budynku z Bajtkowa zatrzymała się u swoich bliskich.
- Na razie jesteśmy oddzielnie. Ze starszym synem jestem u mamy, a młodszy syn u rodziny męża - dodaje Alicja Plakwicz.
Każda z rodzin dostanie po 5 tys. zł jednorazowej zapomogi. Pogorzelcy mogą też liczyć na tzw. zasiłki celowe.
Jednak, żeby życie tych ośmiu rodzin wróciło do normalności, potrzebna znacznie więcej.
Każdy, kto będzie chciał i mógł pomóc rzeczowo bądź finansowo tym rodzinom, może zgłaszać się do Gminnego Ośrodka Pomocy Rodzinie. Co dalej będzie ze starym budynkiem w Bajtkowie, jeszcze nie wiadomo. Najpierw muszą obejrzeć go budowlańcy. Jednak, zdaniem mieszkańców, nadaje się tylko do rozbiórki.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?