Do swoich plecaków wkładają zdjęcia najbliższych i osobiste amulety. Żołnierze nie są przesądni, ale czują się bezpieczniej z czymś, co przynosi szczęście. - Tylko wariat się nie boi - tłumaczą artylerzyści z Gołdapi, którzy jadą na wojnę do Afganistanu. - Tam trzeba się kierować instynktem, a wyszkolenie pozwala przeżyć te pół roku pod ostrzałem, w strachu przed minami-pułapkami, w okrutnym upale...
To już siódma zmiana Polskiego Kontyngentu Wojskowego. Po raz pierwszy będzie to aż tak liczna grupa z Mazur - po stu żołnierzy z 1. Mazurskiej Brygady Artylerii w Węgorzewie i z 15. Gołdapskiego Pułku Przeciwlotniczego. Do Afganistanu wyjadą w tym miesiącu, ale kiedy dokładnie - tego dowiedzą się w ostatniej chwili.
8 tysięcy zł żołdu - za strach i rozłąkę
Żołnierze przyznają, że strach przed tym wyjazdem jest. Boją się, ale kto już bywał na takich misjach, zawsze czeka na następne...
- Po to się wybrało żołnierski fach. Wyjazd w strefę działań wojennych jest najlepszą szkołą umiejętności - tłumaczy kapitan Artur Święcki.
Ich powinnością jest wykonanie rozkazu, a pokusą - poznanie uzbrojenia i sprzętu koalicjantów. Zapłatą zaś będzie - w przypadku oficerów - gaża w wysokości ok. 8 tys. zł miesięcznie. Mniej otrzymają szeregowcy.
- To jest jakaś motywacja - mówi sierżant sztabowy Wojciech Wasilewski. - Choć żadne pieniądze nie zrekompensują rozłąki i strachu. No i obrazy śmierci, które nosimy w pamięci, na zawsze zostawiają swoje piętno. Nauczyłem się o tym nie myśleć. A gdy trafia się pod ostrzał albo system wczesnego ostrzegania alarmuje o wystrzeleniu na bazę pocisków moździerzowych, wówczas jest najwyżej pięć sekund na znalezienie schronu. Szkolimy się po to, żeby przeżyć w każdych warunkach.
Wasilewski już był na kilku misjach: w Afganistanie, Iraku i Czadzie. Jedzie teraz na swoją piątą misję.
- Afganistan to nie safari, a tamtejszy wróg nie jest regularną armią. Po 11 września zagrożeniem stał się światowy terroryzm, wrogiem może być tam niemal każdy - mówi 40-letni gołdapianin.
Do Azji już poleciało 21 żołnierzy z Gołdapi. Pozostali jeszcze przygotowują się do misji w specjalnych ośrodkach militarnych i na poligonach. Do samolotów wsiądą lada dzień.
Upał 50 stopni C, a żołnierz nosi 25 kg
Gołdapianie lecą do Afganistanu z misją humanitarną. Będą m.in. szkolić i wspierać armię afgańską.
- Będziemy przemieszczać się w tym trudnym terenie. A w takich warunkach nigdy nie wiadomo, czy na drodze nie czeka mina-pułapka, czy też ktoś nie bawi się w wyliczankę: pod którym transporterem ma odpalić ładunek. A nawet, jak tak się wydarzy, to nie może być mowy o panice. Są odpowiednie procedury i wyćwiczone zachowania każdej osoby z konwoju - sierżant Sławomir Budnik wyjaśnia twarde prawa wojny.
Zmorą tego półpustynnego i górzystego kraju są upały. Temperatury dochodzą do 50 stopni C. Żołnierz - wysłany w teren - nosi na sobie cały rynsztunek. Dodatkowym obciążeniem jest kamizelka kuloodporna. Razem z bronią i magazynkami amunicji waży to ok. 25 kg!
- Pić się chce zawsze. A nagrzana w zbiornikach woda ma gorzki smak - sierżant Wasilewski krzywi się na samo wspomnienie.
Dodatkowymi zagrożeniami są skorpiony i choroby zakaźne. Żołnierze zostali już zaszczepieni m.in. przeciwko wściekliźnie, febrze, malarii.
- Ale jak się samemu nie szuka skorpiona, to on sam nie zaatakuje kolcem jadowym. Nie wolno wkładać ręki w byle dziurę, pod kamienie. Tam prawie zawsze znajdzie się ten groźny pajęczak - Sławomir Budnik przypomina podstawowe zasady bezpieczeństwa.
Do plecaka mundury, zdjęcia dzieci i... nóż
Żołnierze mają już spakowane swoje plecaki. W standardowym wyposażeniu każdy z nich ma trzy mundury. Jeden zielony, dwa w odcieniu pustynnej bieli. Na pół roku muszą też im wystarczyć 3 pary butów: jedne zimowe i dwie pary letnich. Do tego jest kurtka z gorateksu, bielizna, koszulki, apteczka, gogle i środki czystości.
- To już całkiem inne mundury aniżeli te sprzed kilkunastu lat. Wygodne, trwałe i nie musimy się wstydzić naszego wizerunku przy innych armiach - twierdzi porucznik Andrzej Dziemian, który do Afganistanu leci dopiero po raz pierwszy.
Panowie oficerowie zabierają też ze sobą, oczywiście, zdjęcia żon i dzieci. Wojciech Wasilewski na każdej misji ma ze sobą zdjęcie żony Beaty i 14-letniego syna Jakuba.
- Do rodzin możemy dzwonić praktycznie codziennie, korzystamy też z kontaktów mailowych - mówi Wasilewski. I dodaje, że od czasu misji w Afryce zawsze też ze sobą zabiera... flagę Gołdapi.
- Orzeł na tle biało-czerwonej szachownicy przynosi mi szczęście i przypomina o moim mieście - zamyśla się Wojtek Wasilewski.
Również Sławomir Budnik nie zapomina spakować do plecaka zdjęcia żony Beaty i fotografii swoich dwóch synów: Szymona i Damiana.
- Pakuję też karty do gry - dodaje z uśmiechem. - Zawsze bowiem w wolnej chwili znajdzie się ktoś do rozgrywki w moją ulubioną grę "Trzy, pięć, osiem". Dwa razy zabierałem też ten sam kubek, to i teraz też wezmę - uśmiecha się do swoich myśli o rodzinie sierżant Budnik.
Porucznik Andrzej Dziemian zamierza postawić tuż przy swoim polowym łóżku zdjęcie żony Katarzyny i syna Dominika. W portfelu zaś przez cały czas trwania misji będzie nosił święty medalik.
- To pomaga przetrwać i wierzyć w szczęśliwy powrót - wyjaśnia. - Na pewno nie zapomnę też noża, który pochodzi aż z Brazylii. Dwa dni go kiedyś szukałem, gdy wpadł mi do jeziora. Znalazłem! I musi być ze mną, zawsze! - Dziemian podkreśla zalety osobistych amuletów wojennych.
Nie patrz na kobietę! Nie pokazuj stopy!
Polscy żołnierze zdają sobie sprawę z tego, że jadą do kraju radykalnie pojętej prohibicji. O smaku piwa i czegoś mocniejszego muszą więc zapomnieć na całe pół roku. Zabierają ze sobą jednak ogromne zapasy kawy, a także zup w proszku.
Żołnierze poznali już afgańskie zwyczaje i zasady islamu. Wiedzą, że żaden z nich nie ma tam prawa choćby spojrzeć na kobietę. Również rozmowa z Afganką jest niemożliwa.
- Tamtejsze kobiety przebywają, zgodnie ze zwyczajem, zawsze w innym pomieszczeniu niż mężczyźni - przypominają gołdapianie. - Prawo do głosu ma tylko mężczyzna.
Polacy wiedzą też, że w żadnym przypadku nie będą mogli podać Afgańczykowi lewej ręki, bo ta w ich tradycji służy do "brudnych", czyli toaletowych czynności. W Afganistanie za obrazę przyjmuje się też pokazanie komuś stopy.
- Złość budzi już samo założenie nogi na nogę, bo wtedy widać stopę - przypomina Wasilewski.
Ci, którzy już byli na misjach, wiedzą, że wszystkich ich znowu zaskoczy nie tylko obca kultura i zwyczaje, ale i okrutna bieda. Tam, według kalendarza islamskiego, jest teraz 1431 rok.
- I te 600 lat różnicy z naszym kalendarzem pokazuje niemal taką samą odległość cywilizacyjną z resztą współczesnego świata - mówią polscy żołnierze.
To tylko i aż pół roku!
Wylot do Azji nastąpi lada dzień. Żołnierze żegnają się już z rodzinami.
- To trzecia misja Sławka - mówi Beata Budnik, jego żona. - Teraz go już więcej nie ma, niż jest... Bałam się, gdy leciał do Iraku, potem było tak samo przy drugiej misji. Teraz też są obawy. Najtrudniej jest, gdy słyszy się o śmierci żołnierzy na tej wojnie. Wtedy skóra cierpnie. Nauczyłam się nie dopuszczać złych myśli. Stworzyłyśmy tu sobie klan żon żołnierzy i razem jest nam łatwiej.
- A niech już leci. Będę mógł przy komputerze dłużej posiedzieć, bo tata zajmuje mi go do swoich gier - pogania ojca z uśmiechem 6-letni syn Damian. - Ja do wojska na pewno nie pójdę! A tata ma kamizelkę, to nic mu się złego nie stanie.
Pan Sławek dostanie od syna na wyjazd ich ulubione bajeczki, które zawsze razem czytają. I już wie, że będzie bardzo tęsknił za rodziną. A najtrudniej będzie podczas zbliżających się świąt...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?