"PKS Łomża to nie jest firma prezesa"

Nie jestem usatysfakcjonowany takim werdyktem - mówi Jacek Karwowski, zwolniony dyscyplinarnie pracownik łomżyńskiego PKS, który ujawnił aferę paliwową w przedsiębiorstwie. Właśnie zapadł wyrok w Sądzie Rejonowym w Łomży w jego sprawie. Sąd uznał, że "dyscyplinarka" była bezpodstawna, nakazał byłemu pracodawcy wypłacenie odszkodowania w wysokości trzymiesięcznej pensji, ale - co najbardziej istotne - nie przywrócił byłego rewizora do pracy.
W opinii sądu, nie jest to celowe ze względu na długotrwały konflikt pracownika z zarządem. Pan Jacek, chociaż cieszy się, że został oczyszczony ze wszelkich zarzutów wypunktowanych w "dyscyplinarce", już zapowiada apelację.

- Pogodziłbym się z takim wyrokiem, gdyby PKS było prywatnym przedsiębiorstwem pana prezesa Wykowskiego. Ale nie jest. Gdy zarząd powierzał mi pracę rewizora, podkreślał moje wysokie kwalifikacje - mówi były pracownik PKS. Przypomnijmy, to Karwowski ujawnił wiosną 2012 r. nagrania z kradzieży paliwa w kolneńskim oddziale firmy i nagłośnił tę sprawę. Spotkał go za to szereg szykan i przykrości ze strony tych, którym na wyjaśnieniu sprawy powinno najbardziej zależeć, czyli zarządu przedsiębiorstwa. Od blisko roku pan Jacek jest bezrobotny.

Organy ścigania nie dopatrzyły się w nagraniach żadnej kradzieży, chociaż widać było na nich, jak kierowcy tankują olej do kanistrów lub baków prywatnych aut. Zabrakło dowodów, że paliwo było wywożone z bazy. Prezes Adam Wykowski wytoczył za to Karwowskiemu proces o zniesławienie (oczywiście wszystko z pieniędzy PKS, czyli podatników).