Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poparzona podczas zabiegu. Dostała śmieszne odszkodowanie

Urszula Ludwiczak
Andrzej Waszczuk był w sanatorium w tym samym czasie, co pani Barbara. Zrobił jej zdjęcie pleców i pomógł w dochodzeniu swoich praw.
Andrzej Waszczuk był w sanatorium w tym samym czasie, co pani Barbara. Zrobił jej zdjęcie pleców i pomógł w dochodzeniu swoich praw. Anatol Chomicz
Oparzeniami pleców 2. i 3. stopnia zakończył się pobyt w sanatorium w Augustowie Barbary Piaszczyńskiej spod Grajewa.

O wypadku nie ma śladu w dokumentach dotyczących przebytej rehabilitacji. Zarząd spółki, która zawiaduje sanatorium, uważa, że sprawa jest załatwiona, bo kobieta dostała 3000 zł zadośćuczynienia i przeprosiny.

Pani Barbara pojechała do sanatorium pierwszy raz w życiu, w ramach prewencji rentowej, finansowanej przez ZUS, leczyć chory kręgosłup. Na drugi dzień po przyjeździe, miała mieć masaż podwodno-strumieniowy. - Weszłam do wanny i po chwili poczułam, że mnie coś parzy - opowiada. - Z krzykiem wyskoczyłam z wody.

Okazało się, że obsługująca urządzenie osoba, prawdopodobnie włączyła nie ten przycisk. Na plecach u pani Barbary pojawiła się duża rana. - Od pielęgniarki dostałam resztkę jakiejś maści z tubki, powiedziała, że więcej nic nie ma i żeby iść do apteki coś kupić. Nawet gazy nie mieli, takim zielonym ręcznikiem papierowym mi ranę obłożyła - opowiada.

Pani Barbara sama musiała kupić leki i opatrunki. Musiała też korzystać z pomocy chirurga. Lecząc oparzenie nie mogła korzystać z większości zabiegów rehabilitacyjnych.

Dopiero gdy o sprawie zrobiło się głośno, kobieta została przeproszona, wypłacono jej też 3 tys. zł zadośćuczynienia.

- Sprawa jest wyjaśniona i w ZUS i NFZ, ta pani dostała od nas rekompensatę i zrzekła się wszelkich roszczeń - mówi Robert Sapieha, prezes BPUS w Białymstoku, które zarządza sanatorium. - To zdarzenie to przypadek, ludzki błąd. Może się zdarzyć raz na parę tysięcy ludzi, którzy przyjeżdżają do sanatorium.

- To, co się stało, nie odstanie. Ta pani dostała odszkodowanie, ale o wypadku nie ma ani słowa w dokumentach - mówi Andrzej Waszczuk, który był w sanatorium w tym samym czasie, co pani Barbara. - Dobrze by było, aby ZUS i NFZ wiedziały, w czyje ręce kierują pacjentów.

Więcej w Magazynie "Gazety Współczesnej"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna