Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poszedł na piechotę do Rzymu! Dla papieża!

Izabela Krzewska [email protected]
Paweł miał 1,5 tygodnia na zwiedzanie Włoch.  Noc przed beatyfikacją spędził na ulicach Rzymu wraz z pielgrzymami z całego świata. Na zdjęciu: przed słynną bazyliką św. Piotra w Watykanie.
Paweł miał 1,5 tygodnia na zwiedzanie Włoch. Noc przed beatyfikacją spędził na ulicach Rzymu wraz z pielgrzymami z całego świata. Na zdjęciu: przed słynną bazyliką św. Piotra w Watykanie. Archiwum prywatne
Przez 6 tygodni przeszedł 1500 kilometrów w pięciu krajach. Mimo trudów wędrówki, chętnie jeszcze raz ruszyłby w taką pielgrzymkę. Pieszo do Rzymu, dla Jana Pawła II.

Przez całą drogę żywiłem się głównie ciastkami i słodyczami. Na zwykłe jedzenie szkoda było pieniędzy - Paweł ujawnia kulisy swojej niezwykłej wędrówki. Nie kupował miejscowych przysmaków. Nie kosztował regionalnej kuchni. Choć raz jego podniebienie doznało wielkiego szczęścia... - W Stans pewien austryjacki ksiądz zaprosił nas do restauracji, ponieważ nie było jego gospodyni. Mogliśmy wtedy jeść do woli, aż padniemy - opowiada 21-latek.

Zwiedził Czechy, Austrię, Węgry, Słowenię. Do Włoch dotarł w Wielki Piątek.

- Msza rezurekcyjna na placu św. Piotra to było coś niezapomnianego. Sama uroczystość beatyfikacyjna również zrobiła na mnie ogromne wrażenie. To było przeżycie duchowe. Tak jak zresztą cała pielgrzymka - mówił Paweł znajomym, którzy w minioną środę czekali na niego na białostockim dworcu PKP. - To była podróż mojego życia!

Nie ma to jak słowiańska gościnność

Z 20-kilogramowym plecakiem chłopak przemierzył na piechotę 1500 kilometrów. W drodze z Polski do Rzymu nocował pod namiotem, na plaży, w noclegowni dla bezdomnych, na plebaniach. Razem z nim szedł doświadczony piechur Andrzej Kofluk. 10 marca wyruszyli z Wrocławia.

Najlepiej białostoczanin wspomina wędrówkę przez Słowenię: - Zaskoczyły mnie cudowne widoki i ludzie, którzy byli tam najbardziej gościnni. Tam ani razu nie musieliśmy rozkładać namiotu, bo zawsze ktoś zaoferował nam dach nad głową.

Paweł wyniósł ciekawą lekcję ze swojej wędrówki: - Niezależnie od tego, czy jesteś księdzem, czy zwykłym człowiekiem, masz być chrześcijaninem - stwierdza krótko. Zdarzały się bowiem sytuacje, kiedy 21-latek i jego towarzysz szukali noclegu, a poproszeni o pomoc kapłani nie byli chętni do pomocy. Pielgrzymi otrzymywali ją za to z najmniej spodziewanych kierunków...

- Spotkaliśmy bezdomnego w Czechach, który mimo, że sam mieszkał pod mostem, ofiarował nam wszystko, co miał: kawę, herbatę, ciasto... - wspomina Paweł.

To były pierwsze święta poza domem

Ale były też i ciężkie chwile. - Najgorzej było przed Wiedniem, kiedy nas zalało - opowiada białostoczanin. - Padało od 16-tej. Zaszliśmy na parafię, ale nie było księdza. Myśleliśmy o noclegu w hotelu. Ostatecznie spaliśmy jednak pod namiotem. Następnego dnia rano jakiś austriacki kierowca zobaczył nas i sam się zatrzymał. Z nim dojechaliśmy do Wiednia.

Przez większość czasu pogoda sprzyjała jednak pielgrzymom. Mimo to Paweł odczuł, że nie był dobrze przygotowany na taką wyprawę:

- Szedłem w zwykłych butach i bez płaszcza. Mój namiot przemakał... - wylicza niepowodzenia. I zapewnia, że następnym razem zaopatrzy się w odpowiedni sprzęt. Nie wyklucza bowiem kolejnej takiej przygody. Już wie, że wcale nie jest trudno dogadać się z obcokrajowcami, kiedy choć trochę mówi się po angielsku. Jego starszy kompan zaś probował rozmawiać w języku czeskim.

Dziennie pokonywali około 40 kilometrów. Ale dla Pawła to nie wysiłek fizyczny był najgorszy, tylko tęsknota za bliskimi. Zwłaszcza, że to były jego pierwsze święta poza domem. We Włoszech tradycja wielkanocna różni się od tej, którą znamy z naszych domów. - Nie ma tam śniadania wielkanocnego. Ewentualnie kawa i chleb. Nie święci się też palm, ale gałązki oliwne, które dostaje się w kościele - opowiada Paweł Bibułowicz.

Niezapomniana audiencja u papieża

Efekty 45-dniowej wędrówki widać na Pawła ciele. Z Włoch wrócił opalony i nieco chudszy.
- We Włoszech dużo zwiedzaliśmy. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie bazylika św. Antoniego w Padwie. Na pewno zapamiętam też audiencję u papieża Benedykta XVI w Castel Gandolfo. Na małym placu zgromadziły się osoby z różnych zakątków świata. Aż dreszcze przechodziły na ciele - wspomina z uśmiechem.

Jednak miejscem, które zrobiło na Pawle największe wrażenie było Punta Sabbioni. Urocze miasteczko położone w bezpośredniej okolicy Wenecji.

- Płynęliśmy tam barką na wenecki plac św. Marka - opowiada Paweł. - Dzięki tej podróży spełniłem kilka swoich marzeń turystycznych.

Na pytanie, czy po raz drugi podjąłby się tego wyzwania, odpowiada krótko: - Na pewno! Jan Paweł II był tego wart!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna