Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezydent: Nie wiem, za co miałbym przepraszać białostoczan

Redakcja
Prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski
Prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski
Dlaczego nie przeprosił białostoczan za aferę z logo, co zamierza przekuwać w sukces i co myśli o naszych internautach? Z prezydentem Białegostoku Tadeuszem Truskolaskim rozmawia Anna Mierzyńska.

Panie prezydencie, czy Pan nie uważa, że powinien Pan przeprosić białostoczan?
- Bardzo chętnie mogę przeprosić, tylko tak naprawdę nie wiem, za co.

Za zamieszanie, Panie prezydencie. I za to, że z kampanii promocyjnej, zleconej przez Pana właśnie, wyszło coś, czego się wstydzimy.
- Na gorąco, gdy się ocenia pewne rzeczy, odbiera się je nieco inaczej niż po pewnym czasie. Nie wydarzyło się przecież nic takiego, co by było wynikiem błędów, zaniechań czy łamania prawa. Wydarzyła się tak naprawdę rzecz przypadkowa, można ją porównać do poślizgnięcia się na skórce banana. Możemy wyjść z tej sytuacji z tarczą i pokazać, że nasze miasto jest otwarte i nie boi się zderzenia z tak trudnymi tematami.

Tak, to był przypadek, przynajmniej z naszego punktu widzenia, ale za tak przykry przypadek też można przeprosić, prawda?
- Jeżeli takie będzie oczekiwanie mieszkańców, to tak zrobię. Ale jednocześnie chcę powiedzieć, że moim zdaniem, temat logo był sztucznie nakręcany przez media - trochę tak, jakbyśmy wielokrotnie podgrzewali tę samą potrawę, a jak tak się robi, to ona się w końcu przypali...

Pojawiały się głosy, że działamy zbyt wolno. Z tym się nie zgodzę. To jest przecież urząd. Osoby, które nie sprawują funkcji i nie odpowiadają za finanse, mogą snuć różne przypuszczenia. My musimy się opierać o literę prawa, to dla nas rzecz podstawowa. Dlatego teraz czekamy. Jeżeli eksperci stwierdzą, że jest to plagiat, to musimy występować do sądu o zwrot kosztów. Natomiast jeżeli się okaże, że znak nie jest plagiatem, wtedy przeprowadzimy badania wśród mieszkańców i będziemy brać pod uwagę ich opinię na ten temat. Jeżeli nie będą chcieli mieć takiego logo, przystąpimy do jego modyfikacji. Ale to wszystko wymaga czasu, a my byliśmy stawiani pod ścianą i żądano od nas, żebyśmy podejmowali nagłe decyzje, które nie będą miały podstaw.

Nie chodziło o decyzje, tylko o zajęcie przez Pana jakiegokolwiek stanowiska.
- Stanowisko zajmowałem w radiu, był wywiad radiowy... A stanowisko magistratu było znane od razu.

Podaliście informację, że zlecicie ekspertyzy prawne, za które zapłaci Eskadra. Trudno to nazwać stanowiskiem. Nie czuł Pan potrzeby, żeby stanąć przed białostoczanami i powiedzieć, co Pan o tym myśli?
- Ja w każdej chwili mogę stanąć przed białostoczanami i mówić o tej sprawie z podniesioną przyłbicą. Tu absolutnie nie było z mojej strony żadnego uchylania się. A całą tę sprawę będziemy chcieli wykorzystać pozytywnie, ponieważ miasto zdobyło spory rozgłos.

Ale negatywny.
- Ale z negatywnego można przekuć na pozytywny.

Czyli będziemy przekuwać?
- Będziemy przekuwać. Radny Kobyliński na sesji rady już apelował do mieszkańców, żeby kupowali gadżety z logo, bo za jakiś czas będą bardzo cenne. Poza tym mieszkańcy Białegostoku, moim zdaniem, wcale tak źle o logo nie myślą. Oczywiście poza użytkownikami forów internetowych. A lokalne media oparły swoje stanowiska właśnie o fora internetowe. Istąd taki obraz sytuacji.

Sama właśnie rozmawiałam z kilkoma agencjami public relation w Polsce. I tam, jak tylko słyszą, skąd dzwonię, to mówią: macie problem.
- I bardzo dobrze, że tak mówią. Proszę zobaczyć, wydalibyśmy 2,7 mln zł na kampanię, billboardy powisiałyby ze dwa tygodnie i każdy by o nas zapomniał. A teraz kampania Białegostoku w Polsce jest najbardziej oczekiwaną kampanią w całej branży marketingowej. W takim świecie żyjemy. Czy Pani zdaniem pozytywną rzeczą jest uzyskanie anty-Nobla?

Raczej nie.
- Właśnie. A naukowcy, którzy je otrzymują, są zasypywani intratnymi propozycjami.

Sugeruje Pan, że dzięki rozgłosowi związanemu z logo pojawią się u nas choćby nowi inwestorzy?
- Sugeruję, że będziemy bardziej rozpoznawalni. A wszystkie inne sprawy są pod kontrolą. Jeżeli nawet okaże się, że doszło do plagiatu, będziemy co najwyżej poszkodowanymi.

Śmiem twierdzić, że już jesteśmy ofiarami - my, białostoczanie.
- A na jakiej podstawie pani to stwierdza? Czy gazety zrobiły profesjonalne badania na ten temat? Nie. Przecież w tej całej sprawie chodzi tylko o jeden znaczek. Nie rozumiem, dlaczego media wydają sądy na ten temat w oparciu o fora internetowe. Gratuluję obiektywizmu! To jest przecież jednostronne i subiektywne źródło przekazu, a przez to niewiarygodne.

A pan, panie prezydencie, na czym się opiera?
- Ja prowadzę określony proces działań. Opieramy się na faktach, na procedurach i na prawie.

A na jakich zasadach się pan opiera jako prezydent? Co jest najważniejsze? Konsekwencja i przejrzystość?
- Oczywiście. Ale też prawdomówność i nieskładanie obietnic bez pokrycia.

A zdrowy rozsądek, panie prezydencie? Nie przydałby się?
- Przejrzystość idzie w parze ze zdrowym rozsądkiem, zapewniam.

Proszę zdradzić, przyznaje się Pan czasem do błędu? Zmienia Pan zdanie?
- Oczywiście. Jeżeli wcześniejszą decyzję opieram na niepełnej wiedzy, to później zmieniam decyzję. I wielokrotnie przyznawałem się do błędu. Po konsultacjach z mieszkańcami i ekspertami wycofałem się przecież z pomysłu osiedla kontenerowego dla eksmitowanych, prawda?

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna