Groziło mu 12 lat, ale sąd nadzwyczajnie złagodził sankcję, bo zdaniem biegłych, 40-latek działał w stanie ograniczonej poczytalności. Wbrew twierdzeniom prokuratury, sądy obu instancji uznały, że owszem było to usiłowanie zabójstwa, ale z zamiarem ewentualnym, a nie umyślnym.
- Samochód stał się w rękach oskarżonego takim samym narzędziem zbrodni jak broń palna - przekonywał wczoraj oskarżyciel.
- Skazany zachował się karygodnie. Był gotów poświęcić życie swojej rodziny, aby uciec od problemów finansowych, w jakie się wpędził - przyznał sędzia Dariusz Czajkowski z Sądu Apelacyjnego w Białymstoku. - Nie można jednak Marka S. porównać do sprawców brutalnych zabójstw, którzy oddają z broni strzał w czyjąś głowę. Skazany może i chciał popełnić samobójstwo, ale nie można przypisać mu zamiaru bezpośredniego uśmiercenia swojej rodziny. Co najwyżej godził się na skutki wypadku dla swoich najbliższych lub był na nie obojętny - dodał.
"Cokolwiek się wydarzy, pamiętaj, że was kocham" - takie słowa wypowiedział do żony Marek S. tuż przed tym, gdy gwałtownie skręcił kierownicę i zjechał samochodem na przeciwległy pas ruchu, wprost na jadącego tira z 27-tonowym ładunkiem kruszywa. Było to w czerwcu ub. roku. Skazany wraz z żoną i córkami (najmłodsza miała wówczas 1,5 roczku) jechali drogą Białystok - Knyszyn. Dzieci i żona krzyczeli. Kobieta próbowała skręcić kierownicę. Marek S. był nieugięty. Kierowca ciężarówki dawał sygnały dźwiękowe i świetlne. W końcu zjechał na prawe pobocze. Samochody otarły się. Marek S. zjechał do przydrożnego rowu. Córki i żona doznały niewielkich obrażeń.
Na środową rozprawę Marek S. został doprowadzony w kajdankach z aresztu. Do odbycia ma wieloletni wyrok m.in. za oszustwo. Od 1997 r. był przedsiębiorcą budowlanym. Miał problemy finansowe. Nie rozliczał się z klientami. Roztrwonił pieniądze przeznaczone na zakup materiałów budowlanych. Wynajął ludzi do odzyskiwania długów. W końcu sam zaczął im płacić za "ochronę". Miał wiele spraw sądowych, w tym karnych.
Zaczął nadużywać alkoholu. Stał się nerwowy. 28 maja 2012 r. jego żona znalazła w biurze list pożegnalny. Zapowiadał, że popełni samobójstwo. Marek S. jednak zatelefonował do niej. Powiedział, że nic mu się nie stało, ale musi opuścić dom i wyjechać z dziećmi. Kobieta schroniła się z córkami w okolicach Lublina. Dwa dni później przyjechał tam oskarżony. Opowiedział żonie o problemach i grożącym im niebezpieczeństwie od osób, którym był winien kilkanaście tysięcy złotych za "ochronę". W drodze powrotnej do domu miał wrażenie, że jest śledzony przez członków mafii i podjął desperacki krok.
Oskarżony nie przyznał się do winy. Stwierdził, że był wyczerpany i nieświadomy tego co robił.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?