Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przeczytaj, śmieszne wspomnienia z wojska

Marcin Baranowski
Takie jaja robiło się w wojsku. Kucharz dla żartu gotuje zupę z zupaka. Zdjęcie pochodzi z portalu:  www.koledzyzwojska.pl
Takie jaja robiło się w wojsku. Kucharz dla żartu gotuje zupę z zupaka. Zdjęcie pochodzi z portalu: www.koledzyzwojska.pl
Każdy, kto był w wojsku ma dużo zabawnych wspomnień. Prezentujemy najciekawsze.

Służba wojskowa zawsze tworzyła między żołnierzami specyficzną więź. Wykorzystywali ją do budowy swoich mocarstw m.in. Napoleon, Mussolini i Hitler. W Polsce koledzy z legionów przeprowadzili niegdyś zamach majowy. Ale czasy się zmieniły. Teraz kombatancka więź staje się motorem rozwoju jednego z komercyjnych portali internetowych. Ryszard Poliwoda, przedsiębiorca z Opola, który wpadł na pomysł stworzenia strony: www.koledzyzwojska.pl, nie ukrywa, że inspirował go biznesowy sukces naszej-klasy. Ale nie powielił pomysłu w prosty sposób. Wzbogacił portal, na którym mogą się odnajdywać ludzie połączeni niegdyś wspólnymi przeżyciami, o część literacko-publicystyczną.

Świadomie postawił na specyficzny folklor, którym obrosła służba wojskowa, zwłaszcza w okresie PRL...

Nagroda za blondynkę

Ten folklor zna większość z nas. Obserwowaliśmy go m.in. na dworcach kolejowych - szczególnie w tych dniach, gdy Ministerstwo Obrony Narodowej zwalniało do rezerwy "jesień", "zimę", "wiosnę". Oglądaliśmy spitych młodzieńców z chustami na plecach i hardymi pieśniami na ustach... Wszyscy śpiewali to samo: jak to o godzinie piątej minut trzydzieści, kiedy pobudka zagrała, grupa rezerwy szła do cywila...

- O tym gada się przy grillu - tłumaczy Poliwoda. - Gdy zejdzie się paru facetów, którzy odsłużyli wojsko, rozmowa schodzi na kobiety i na jaja, jakie się kiedyś działy w armii.

Za opracowywanie strony gawędziarskiej odpowiada "generał portalu", czyli jego redaktor - Zbigniew Górniak. To dziennikarz i pisarz z Opola. Jak czytamy na stronie koledzyzwojska.pl, odpękał wojsko w latach 80. w plutonie propagandy specjalnej. Wspomina ten epizod w jednej z gawęd: Pluton był podporządkowany oficerom politycznym. Miał m.in. przygotować projekty ulotek, które w razie wojny byłyby zrzucane na okopy wojsk NATO w celu rozmiękczenia morale Amerykanów, Niemców, Duńczyków i innych, walczących z Układem Warszawskim.

Dla zabawy zaprojektował więc rysunek ukazujący stosunek płciowy murzyna z delikatną blondynką i wytłumaczył, że dziewczynę opisze się jako żonę amerykańskiego żołnierza, zabawiającą się z murzynem podczas pobytu męża na froncie. Zwierzchnicy potraktowali rzecz serio. Zebrał za projekt pochwały.

Jezusie, co ja robię w tym młynie!

Mężczyzna wpisujący się na tym portalu pod pseudonimem Karat2 wspomina, jak ponad stu żołnierzy szukało w lesie przez cztery godziny... kupy oficera lekarza. Ów, udawszy się za potrzebą, odpiął pas z kaburą. Po defekacji zapomniał o broni powieszonej na krzaku.

Inny żołnierz rezerwy opisał swój dzień 4 maja 2005 r. w jednostce w Koszalinie. Stawił się tam z innymi poborowymi celem odbycia zasadniczej służby wojskowej. Był wśród nich jeden kompletnie pijany.
- Jak szef go zobaczył, od razu za płot wywalił i kazał wracać, jak wytrzeźwieje. To trwało 2 dni - czytamy.
- W tym czasie poborowy spał na przystanku, trzeźwiał ze dwa razy, przywoziła go policja, ale nadal był tak pijany, że szef nie chciał go widzieć. W końcu wpadł pod samochód i trafił do szpitala. Jak się obudził, to wypowiedział słowa, z których śmiała się cała jednostka: "Jezusie, co ja robię w tym młynie?"

Fajną przygodę miał w Garnizonowej Piekarni Wojskowej w Mrzeżynie żołnierz o nazwisku Bochenko. Był tu podczas któregoś weekendu 1990 roku przełożonym kilku żołnierzy. Traf chciał, że gdy do piekarni zadzwonił oficer dyżurny, telefon odebrał podwładny nazwiskiem Piekarz. Gdy się przedstawił, oficer uznał, że żołnierz jest pijany. Wezwał przełożonego. Po wysłuchaniu przepisowego meldunku Bochenka, ryknął do słuchawki: "Jeden Piekarz, drugi Bochenko! Pewnie wszyscy jesteście najeb...ni!"

Pochwała za karę

Akcja w jednej z jednostek w Szczecinie: żołnierz-kierowca idzie rano czyścić służbowe auto. Przechodzi obok porannego apelu. Dowódca jednostki wrzeszczy: "baczność!", ale on, świadom swojej misji, idzie dalej. Dowódca odwraca się. Za to, że nie stanął na baczność, rozkazuje żołnierzowi iść na dyżurkę i czekać, aż wymierzy mu karę. Kierowca wykonuje polecenie. Ale nie może doczekać się przełożonego. W końcu idzie więc czyścić samochód. "Zamiatam, zamiatam, a tu na pakę zagląda mi dowódca jednostki! - opisuje. - "Żołnierzu, co robicie?". Ja melduję się i mówię, że sprzątam. "To dobrze, pochwała się należy" - powiada pułkownik i odchodzi.

Człowieku, to był Waga!

A teraz historyjka z lat 70. z Ustki. Dowódcą Marynarki Wojennej był wtedy admirał Janczyszyn. Marynarz z usteckiego Centrum Szkolenia MW, pytany na zajęciach o nazwisko szefa MW, duka: "Jan..., Jan...". Ktoś podpowiada: "Jan Suzin" (nazwisko powszechnie wówczas znanego prezentera TV). Tak odpowiada. Kompania ze śmiechu spada z krzeseł.

Na koledzyzwojska.pl jest i o innym admirale, który nazywał się Romuald Waga. Ten dowódcą MW był w latach 90. Wspomina go marynarz z ORP "Kaszub", który był messowym. Dowódca "Kaszuba" akurat udał się do dowództwa flotylli. A tu na okręcie sygnał "dowódca na okręcie".

- Stanąłem i czekam, bo a nuż wodzu czegoś będzie chciał - relacjonuje. - Zamiast spodziewanego kapitana, w przejściu pojawił się niepozorny człowieczek ok. 50 lat, w cywilnych ciuchach. "Cześć", mówi i wyciąga rękę. "Witam", odpowiadam i też wyciągam łapę. "Stary u siebie?", pyta. "Nie, polazł do flotylli, ale zaraz wróci", mówię. "Fajnie, mogę zaczekać w messie?". "Jasne, bardzo proszę." "Cienko służby zostało, co?" - znowu pyta. "A gdzie tam! Kibel jeszcze jak ch...!" - mówię. "Dobra, zrób czaju i powiadom, jak wróci." Chwilę po tym przybiega spocony oficer dyżurny. "Przechodził tędy dowódca?" - pyta. "Nie, tylko jakiś facet w szarym sweterku", odpowiadam. "K..., człowieku, to był Waga!"

Jak zepsułem betoniarkę

Typowo wojskową opowieść zaserwował rezerwista Faja48, z zawodu stolarz. Na budowie, którą realizowało wojsko, zabrakło operatora betoniarki. Wtedy podszedł do niego dowódca kompani i powiedział: - Ty będziesz operatorem. Stolarz wzbraniał się, lecz dowódca był nieustępliwy: - Co ty pierd...isz, co tu trzeba znać. Uruchomił ją i pokazał: - Tu masz włącznik, tu wajcha do podnoszenia kosza, a tu wajcha do wylewania zaprawy i ch... - Ale ob. poruczniku, ja nie poradzę - dalej wzbraniał się żołnierz. A dowódca: - Nie pier..., ku..., mówię, bierz się do roboty!

- No i zostałem operatorem - czytamy dalej. - Aż tu któregoś dnia coś zaczęło nawalać. Sprzęgło ciągle piszczało. Ja w ogóle nie byłem obeznany. Chłopcy stwierdzili, że jak piszczy, to nienasmarowane. No to ja walnąłem tam smaru. Sprzęgło całkowicie przestało ciągnąć. Musiałem dzwonić po drużynę remontową. Przyjechali, rozebrali, wszystko wyczyścili i pojechali, tylko jakoś tak ciągle się na mnie oglądali, jak czyścili. Na drugi dzień na rozprowadzeniu batalionowym dowódca kompanii technicznej krzyczał: - Na 3. kompanii, żeby nie pracować, to smarują suche sprzęgła cierne smarem. To ordynarny sabotaż!

- Właśnie takie "szwejkowskie" opowieści, zapisane w prostej, żołnierskiej mowie, są źródłem sukcesu portalu - twierdzi Poliwoda i podkreśla, że ma już 140 tysięcy zalogowanych użytkowników.

Jeżeli byliście w wojsku, podzielcie się swoimi wspomnieniami na naszym forum

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna