Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przestępca specjalnej troski. Suwalskim sędziom zarzucał korupcję, teraz sam trafił za kraty

Tomasz Kubaszewski [email protected]
archiwum
Od zeznań Mirosława B. zatrząsł się cały suwalski wymiar sprawiedliwości. Ba! Kłopoty miał nawet krajowy rzecznik dyscyplinarny sędziów. Dzisiaj B. siedzi w więzieniu. I przez kilka najbliższych lat z niego nie wyjdzie.

Prokuratura wspierała skończonego przestępcę - mówi jeden z suwalskich sędziów, zastrzegających sobie nazwisko do wiadomości redakcji. - Myślał pewnie, że do końca życia będzie nietykalny, bo zaczął opowiadać niestworzone historie o tym, jak jesteśmy skorumpowani.

Mirosław B. w końcu sierpnia został deportowany z Anglii do Polski. Wcześniej wydano za nim Europejski Nakaz Aresztowania. Żeby nie trafić za kratki, uciekł bowiem z kraju.

Totalna klapa

O tej aferze głośno było w całej Polsce. Jesienią 2005 roku suwalska sędzia Lucyna Ł. utonęła w stawie znajdującym się niedaleko miejsca, w którym mieszkała. Wszystko wskazywało na to, że popełniła samobójstwo. Tragedia rozegrała się w kilka dni po tym, jak do sędzi dotarła informacja, iż interesuje się nią prokuratura.

Druga sędzia - Grażyna Z., wiceprezes Sądu Okręgowego w Suwałkach, niemal natychmiast została zawieszona w obowiązkach. Straciła też stanowisko wiceprezesa. Po kilku miesiącach trafiła do aresztu. Spędziła tam pięć miesięcy.

Grażyna Z. i Lucyna Ł. miały brać łapówki za korzystne dla różnych przestępców rozstrzygnięcia. Prokuraturze opowiadał o tym Mirosław B. Mówił na przykład, jak to pośredniczył w załatwianiu różnych spraw z sędziami. Raz zawiózł do mieszkania 2 tys. zł, innym razem - 4 tys. Miał wręczać także alkohol. Potem sądy miały podejmować "właściwe" dla znajomych B. decyzje.

Ale prowadząca sprawę prokuratura w Białymstoku zainteresowała się także Pawłem Misiakiem, ówczesnym rzecznikiem dyscyplinarnym sędziów przy Krajowej Radzie Sądownictwa w Warszawie. Bo Mirosław B. zeznał, że Misiak miał go namawiać do wycofania zeznań obciążających Grażynę Z. Przeciek z prokuratorskiego śledztwa trafił do ogólnopolskiej telewizji. Zrobiła się afera na cały kraj.

Atak na rzecznika okazał się jednak całkowitą klapą. Misiak wszystkiemu stanowczo zaprzeczył i sprawa szybko ucichła.

Parę lat potem nastąpiła już klapa totalna. Sąd uniewinnił bowiem sędzię Grażynę Z. (tę, która straciła wszystkie stanowiska i wiele miesięcy przesiedziała w areszcie) od zarzutów korupcyjnych. Uznał bowiem zeznania Mirosława B. za mało wiarygodne. W uzasadnieniu sędzia zarzucił prokuraturze, że wszystkie dowody oparła na zeznaniach skruszonego rzekomo przestępcy. A ten miał interes, by sypać oskarżeniami. Bo organy ścigania i wymiaru sprawiedliwości nagle stały się dla niego łaskawsze. Za swoje czyny praktycznie nie ponosił już odpowiedzialności.

Milicjant został przestępcą

Mirosław B., to były milicjant i policjant. Jak wynika z jego zeznań, w czasach PRL powołano go do wojska. Zamiast tego wybrał jednak służbę w ZOMO - zbrojnym ramieniu władzy ludowej, powołanym głównie do rozpędzania antyreżimowych demonstracji. Został tam i po zakończeniu służby wojskowej. Potem przeszedł do pracy w suwalskiej milicji. Służył do końca Polski Ludowej, a nawet nieco dłużej. Odszedł na własną prośbę niedługo po tym, jak już w demokratycznym kraju milicja przekształciła się w policję.
- Byłem szykanowany jako były milicjant - twierdził.

Z rozlicznych spraw sądowych, jakie miał, wynika, że niedługo potem postanowił zostać przestępcą. Jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku był karany za wyłudzanie odszkodowań za fikcyjne stłuczki samochodowe. Potem zajął się przemytem towarów bez akcyzy oraz ludzi przez granicę. To była działalność na dużą skalę. Wpadł ostatecznie w 2005 r. Niedługo po tym zaczął obciążać suwalskie sędzie. I wszystko zmieniło się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ten sam białostocki prokurator, który oskarżał Grażynę Z. pisał wprawdzie przeciwko Mirosławowi B. kolejne akty oskarżenia, ale jednocześnie wnioskował o najniższe z możliwych kar. Np. za powoływanie się na wpływy w Centralnym Biurze Śledczym i przyjęcie za to 1000 euro oraz liczne przemyty papierosów i alkoholu były milicjant otrzymał niespotykaną w takich przypadkach karę w zawieszeniu. Sąd, na wniosek prokuratury, zawiesił nawet orzeczoną w innej sprawie grzywnę, co w naszym wymiarze sprawiedliwości zdarza się niezmiernie rzadko.

Zabrakło ochronnego parasola

Późną jesienią 2008 r. zapadł pierwszy wyrok uniewinniający suwalską sędzię. Mirosławowi B. nic to do myślenia nie dało. Sądził pewnie, że prokuratorski parasol ochrony będzie nadal skuteczny.

Razem z kolegami zaczęli wyszukiwać suwalskich bezdomnych. Jednego z nich zaprowadzili nawet do fryzjera, by lepiej wyglądał. Takie osoby kupowały telewizory i drogie telefony komórkowe na raty. Mirosław B. wystawiał im zaświadczenia, że pracują w jego firmie transportowej. Rzeczywiście, kiedyś ją miał, ale wyrejestrował w 2002 r. Pieczątka jednak pozostała.

Na czym taki proceder polega? Osoba zaciągająca kredyt na kupno telewizora nie ma żadnego majątku. Nie ma więc z czego ściągnąć należności. Kupiony na raty sprzęt sprzedaje się po korzystnej cenie. Pieniądze dzielą pomysłodawcy przedsięwzięcia. Temu, który firmuje transakcję czasami daje się parę złotych, czasami kupuje kilka butelek wódki.
Śledztwo w tej sprawie kończyło się, gdy suwalska sędzia została już prawomocnie uniewinniona. Mirosław B. w niczym już prokuraturze pomóc nie mógł. W końcu sądzony był więc jak każdy inny śmiertelnik.

Tym razem już na własną rękę próbował walczyć z suwalskim wymiarem sprawiedliwości. Domagał się wyłączenia całego sądu rejonowego. Powód? Obciążył swoimi zeznaniami sędzię Z., więc teraz jej znajomi będą się na nim mścić. Ten wniosek jednak nie przeszedł. B. został skazany na 2 lata i trzy miesiące więzienia. I to bez zawieszenia!

Odwołał się od tego rozstrzygnięcia do wyższej instancji. A ta - to suwalski sąd okręgowy, gdzie Grażyna Z. wróciła już do pracy. Tym razem wniosek o wyłączenie okazał się skuteczny. Sprawa trafiła do białostockiego sądu. Ten jednak wyrok podtrzymał.
Kiedy to rozstrzygnięcie stało się prawomocne, na wokandę wróciła sprawa sprzed paru lat dotycząca powoływania się na wpływy w CBŚ oraz przemytów. Sąd odwiesił orzeczoną wówczas karę dwóch lat więzienia. Dlatego, że Mirosław B. popełnił kolejne przestępstwo. Do tego doszedł wyrok z lubelskiego sądu, gdzie były milicjant otrzymał dwa lata za przemyt ludzi. W sumie do odsiedzenia ma więc 6 lat i trzy miesiące.

Do więzienia się jednak nie zgłosił. Sąd wystawił najpierw list gończy, a potem, w marcu 2012 r., Europejski Nakaz Aresztowania.

Policjantom udało się ustalić, że B. przebywa w Anglii. Tam został zatrzymany w lutym tego roku. Zanim jednak zakończyła się procedura ekstradycyjna, minęło wiele miesięcy. Do Polski Mirosława B. przewieziono dopiero niedawno - pod koniec sierpnia br. Od razu trafił do więzienia.

Szybko z niego nie wyjdzie.

Prokuratura uchyla się od komentarzy
Przedstawicieli białostockiej prokuratury, która prowadziła śledztwo w sprawie korupcji w suwalskim sądzie, po raz pierwszy zapytaliśmy o to, czy w imię elementarnego poczucia sprawiedliwości warto aż tak iść na rękę przestępcy, jeszcze jesienią 2008 r. Usłyszeliśmy wówczas od prokuratora Krzysztofa Wojdakowskiego, że Mirosław B. wcale nie był traktowany w jakiś szczególny sposób. Prokurator jednak zbyt rozmowny nie był i ograniczył się do wygłoszenia kilku ogólnych kwestii.

Teraz o to samo zapytaliśmy Janusza Kordulskiego, rzecznika prasowego Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku. Stwierdził, że nie zna szczegółów sprawy, więc komentować jej nie będzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna