Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ptak, który budzi nienawiść

Tomasz Kubaszewski [email protected]
Jeden kormoran potrafi pożreć w ciągu dnia pół kilograma ryb. Często jego pokarm stanowi narybek kupowany za duże pieniądze i wpuszczany do jeziora po to, by w przyszłości korzyść z tego mieli rybacy i wędkarze.
Jeden kormoran potrafi pożreć w ciągu dnia pół kilograma ryb. Często jego pokarm stanowi narybek kupowany za duże pieniądze i wpuszczany do jeziora po to, by w przyszłości korzyść z tego mieli rybacy i wędkarze. sxc.hu
Niszczą wszystko, co znajdzie się na ich drodze. Ryby z jeziora potrafią wyżreć do cna. Przynajmniej połowa drzew, na których się osiedlają, umiera. Ale nic im nie grozi, bo za nimi stoi polskie państwo.

Kormorany są dzisiaj najbardziej znienawidzonymi ptakami, nie tylko przez rybaków czy wędkarzy, ale też przez osoby działające na rzecz ochrony przyrody. Pracownicy Wigierskiego Parku Narodowego stanęli właśnie przed dylematem: co mają chronić? Wody, drzewa i ryby czy też jeden z gatunków ptaków? A jedno wyklucza drugie.

Alarm podniósł się po tym, jak kormorany założyły gniazda na znajdującej się blisko słynnego wigierskiego klasztoru wyspie Mysiej. Wcześniej, owszem, nad Wigrami i w ich pobliżu bywały, ale nie po to, by tam się rozmnażać, lecz aby się nażreć i przenocować. Na swoją bazę wybrały zresztą ściśle chronione Jezioro Długie. Ludzie i tak nie mają tam dostępu, więc nikomu to specjalnie nie wadziło.

Co innego jednak zakładanie gniazd tam, gdzie turystów jest najwięcej. W stosunkowo krótkim czasie kormorany potrafią nie tylko zniszczyć drzewa czy wyjeść ryby, ale też mocno zanieczyścić wodę. Jaki turysta będzie chciał do czegoś takiego wejść?
Kormorany są dzisiaj problemem nie tylko Suwalszczyzny, ale też Mazur i wielu innych miejsc w Polsce. Kiedyś na ich temat powstawały piosenki, ze słynnym utworem Piotra Szczepanika na czele. Dzisiaj, gdyby ktoś poświęcił kormoranom jakiś utwór, to byłby to raczej ostry protest song.

Toksyczne odchody

W latach 30. ubiegłego wieku ptaków tych w Polsce praktycznie nie było. Całą ich populację szacowano wówczas na około 150 par. Kormorany tępiono bowiem na masową skalę, jako rybackie szkodniki. Przełom nastąpił w 1952 roku, gdy te ptaki objęto ochroną prawną. Populacja zaczęła się powoli odradzać.

Dziesięć lat temu Karolina Gmitrzuk przeprowadziła badania dotyczące kormoranów w Wigierskim Parku Narodowym. Opisywała m.in. spustoszenia, jakich dokonały nad Jeziorem Długim. Tylko w ciągu jednego lata uszkodziły 331 drzew. Połowa stała się martwa. Na działanie toksycznych odchodów tych ptaków szczególnie narażone są świerki. To, co kolonie kormoranów potrafią zrobić z drzewami, najlepiej widać w niektórych mazurskich miejscowościach. Zostają tylko kikuty. Wygląda to tak, jakby przez las przeszła jakaś tajemnicza nawałnica.

Wnioski, do jakich 10 lat temu doszła Karolina Gmitrzuk niepokojące jednak nie były. Jej zdaniem, populacja kormoranów w okolicach Wigier za duża nie jest. Gdyby to się w przyszłości zmieniło, należałoby - jej zdaniem - podjąć działania zmierzające do ograniczenia ich liczby. Jakie? Tego autorka nie precyzuje. Zauważa natomiast, że takie przedsięwzięcia mają sens jedynie wówczas, gdy są koordynowane przynajmniej na regionalnym szczeblu. Bo ptaki przepędzone z jednego miejsca osiądą w drugim.

Mogą doprowadzić do plajty

Maciej Kamiński, zastępca dyrektora Wigierskiego Parku Narodowego mówi, że od tamtego czasu wiele się zmieniło. Kormorany panoszą się coraz bardziej, a ich liczba rośnie. Szacuje się, że na terenie WPN żyje obecnie około 3 tys. osobników.

Kormorany bardzo szybko przyzwyczajają się do nowych warunków. Kiedyś unikały ludzi jak ognia. Dzisiaj specjalnie nie zwracają na nich uwagi. Wiedzą już, że człowiek żadnej krzywdy wyrządzić im nie może. Niechby tylko zresztą spróbował. Za zabicie bez pozwolenia takiego, znajdującego się pod ochroną, ptaka grożą wysokie kary. A i potem nie bardzo wiadomo, co z takim kormoranem zrobić. Jego mięso jest ponoć w smaku wyjątkowo paskudne.

Jeśli chodzi o pokarm, kormorany żrą to, co jest im najłatwiej zdobyć, czyli to, czego w danym akwenie jest najwięcej. Dorosły kormoran potrafi zjeść w ciągu dnia nawet pół kilograma ryb! Łatwo policzyć, jakiego spustoszenia może dokonać choćby nadwigierska populacja - pół kilograma razy trzy tysiące osobników razy około dwieście dni (tyle te ptaki zwykle przebywają w naszym regionie). Mazurskie doświadczenia pokazują, że to one są głównymi konsumentami ryb z akwenów. Właściciele, czy dzierżawcy jezior i stawów, którzy co roku inwestują spore pieniądze w ich zarybianie, w walce z kormoranami są bez szans. Żarłoczność tych ptaków może więc niejedną osobę doprowadzić do plajty.

Naukowcy mają jednak pocieszające informacje. Z ich obserwacji wynika, że gdy na wyspie kormorany zniszczą już wszystkie drzewa, gniazda zakładają na ziemi. A to nie do końca im się podoba, więc liczba par lęgowych przestaje wzrastać. Mogą też opuścić jakieś terytorium, kiedy już... wyżrą wszystkie ryby.

No i czasami, z przyczyn niepojętych dla człowieka, reaguje sama Matka Natura. Np. zdziesiątkowała populację amerykańskiego raka, który, nie wiedzieć czemu, postanowił zadomowić się w wigierskich akwenach. Ale jak przekonać Naturę, by to samo zrobiła z kormoranami?

Wszystko idzie na żywioł

Z tymi ptakami jest podobnie, jak z wieloma innymi zwierzętami objętymi ochroną. Wprowadza się zmiany w prawie, a potem wszystko idzie na żywioł. Dzisiaj nawet "ochroniarze przyrody" przyznają, że z bobrami przesadziliśmy. Nikt rozrostu tej populacji nie kontrolował. Podobnie teraz dzieje się z łosiami. Państwo jednak nie reaguje.
Regionalne dyrekcje instytucji ochrony środowiska wydają od czasu do czasu zgodę na odstrzał kormoranów. Np. białostocka dyrekcja od 2010 r. zgodziła się na uśmiercenie w ten sposób 1079 ptaków, bytujących m.in. nad jeziorami Gaładuś, Białym czy Serwy. Odstrzelono jedynie jedną piątą. Powód? Myśliwi nie palą się do tego typu polowań. Bo trofeum żadne, a kormorana wcale nie tak łatwo ustrzelić.

Dyr. Kamiński z WPN sądzi, że lepszą metodą byłoby płoszenie ptaków wysiadujących jaja. Ale do tego potrzebna jest decyzja na najwyższych szczeblach, koordynacja być może nawet na poziomie krajowym oraz pieniądze. Wszak nikt za darmo płoszyć nie będzie.
Dyrekcje ochrony środowiska zgody na odstrzał wydają tylko wtedy, gdy są przekonane, że na całą populację ptaków to nie wpłynie. Populacją ludzi nikt sobie głowy nie zawraca.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna