Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skandal w Pałacu Branickich!

Izabela Krzewska [email protected]
fot. Archiwum
Niektórzy nieszczęśliwie zakochani i rozdzieleni przez zły los popełniają samobójstwo. W miejscu ich tragicznego końca rodzi się legenda, która trwa do dzisiaj.

Ale równie dramatyczne, choć i piękne losy, pisze sama historia. Do takich należy opowieść o Izabeli Branickiej, siostrze króla Stanisława Augusta i Andrzeju Mokronowskim. - Mężczyzna ten nazywany był polskim Casanovą i "pięknym Jędrusiem" - zaczyna opowieść Andrzej Lechowski, dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku. - Był obiektem pożądania wielu kobiet, w tym podobno żony któregoś z Radziwiłłów.

Skandal w Pałacu Branickich

Za Izabelą przyjechał do Białegostoku w 1748 roku, kiedy 18-latka miała oddać swą rękę Janowi Klemensowi Branickiemu. Andrzej Mokronowski, starosta ciechanowski, generał major wojsk koronnych, był zaufanym człowiekiem jej rodziny. Miał się nią opiekować, aby kobieta skłoniona do małżeństwa (który był w rzeczywistości kontraktem politycznym) nie czuła się osamotniona w obcym środowisku.

Pożycie z mężem, na pozór bez zarzutu, słodziła sobie hetmanowa zażyłym, nawet czułym stosunkiem z Mokronowskim. Izabelę i Jędrusia połączyła miłość. Hetman Branicki, sam zaplątany w liczne romanse, nie przeszkadzał żonie związać się niemal zaraz po ślubie ze swoim zausznikiem i przyjacielem. Podobno akceptował afekt Izabeli, bo Mokranowski był nie tylko ulubieńcem kobiet, ale i świetnym kompanem, jak to się mówi "do bitki (jako podkomendny - godnym powierzenia ważnych misji) i do wypitki".

- Po śmierci Klemensa Branickiego Izabela w 1771 r. bierze potajemny ślub z ukochanym - zdradza Andrzej Lechowski. - Potajemnie, gdyż oficjalne zamążpójście pozbawiłoby ją dożywocia po hetmanie.
Trzynaście lat później drugi mąż Izabeli umiera. Po tym kobieta nie decyduje się na kolejny związek. Odchodzi z tego świata całkiem samotna.

Duchy znad jeziora nie mają spokojuS

To wydarzyło się na prawdę. Tym czasem wokół jeziorem Gałduś na północy województwa, krążą podobno duchy nieszczęśliwie zakochanych pochodzących z dwóch zwaśnionych rodów.
Jezioro Gałduś leży na granicy polsko-litewskiej, która biegnie od zbiegu granic Polski Białorusi i Litwy na północ rzeką Marycha (lit. Mara), na wschód od miejscowości Berżniki, Sejny i przybiera kierunek północno-wschodni, pozostawiając po stronie polskiej Burbiszki, Poluńce, Puńsk , Wojciuliszki. Później dochodzi do rzeki Szeszupa, na północ od miejscowości Rutka-Tartak, Maszutkinie i Wiżajny. Jezioro jest długie na ponad 10 kilometrów, szerokie na 0,5 kilometra, a głębokie na 55 metrów. Przed wieloma laty otaczała je olbrzymia puszcza pełna zwierząt.

Nad tym jeziorem mieszkały dwa wrogie rody. Nie zachowały się ich nazwiska, ale ich konflikt dotyczy ł czasów potopu szwedzkiego. Jedna rodzina poparła Radziwiłła, druga zaś - stronę Sapiechy. W rok po śmierci Radziwiłła Tykocin poddano, a Szwedów przegnano. Konflikt rodzinny jednak nie wygasł. Na przełomie XVII-XVIII w jednym z tych rodów przeszła na świat córka, w drugiej rodzinie urodził się syn. Dzieci dorastały wspólnie, a po latach między młodymi zawiązała się przyjaźń, która powoli przerodziła się w miłość.

Młodzi spotykali się nad brzegami jeziora. Wiedzieli, że ich rodziny nie pozwolą się im połączyć, dlatego pewnego jesiennego wieczora spotkali się nad jeziorem. On przyprowadził dwa wierzchowce, które miały ponieść młodych ku lepszej przyszłości. Tam jednak czekał ojciec i bracia dziewczyny, który to plan ucieczki zdradził pewien myśliwy od kilku dni szpiegujący kochanków. Nie zdążyli dosiąść koni. Dziewczyna chociaż nie potrafiła pływać, szukała ratunku w wodach Gałdusia. On skoczył, by ją ratować. Padły strzały. Po chwili oboje pogrążyli się w chłodnych wodach jeziora.

Mimo, że minęło wiele lat, ich duchy ponoć wciąż można zobaczyć w październikowe noce. Legenda mówi, iż młodzi nie zaznają spokoju dopóki ich rodziny wreszcie nie zawrą zgody.

Smutna legenda o Ewie i szlachcicu

Inna historia nieszczęsliwej miłości wiąże się z powstaniem miejscowości Kobylin-Kruszewo. Leży ona w północno-zachodniej części gminy Kobylin-Borzymy. Zajmuje ona 336 hektarów ziemi, liczy 143 mieszkańców. Glównymi bohaterami legendy jest dziedzic Kobyliński i piękna córka gospodarza.
Młody mężczyzna zabiegał o rękę Ewy, lecz jej ojciec nie chciał im dać błogosławieństwa.

Po wielu dniach przekonywania o tym, że są dla siebie przeznaczeni, ojciec Ewy chciał chytrze się o tym przekonać. Wystawił na próbę swoją córkę i zażądał by skruszyła maleńkim kamyczkiem wielki głaz w ciągu ośmiu dni. Jeśli jej się nie uda, ona i jej ukochany już na zawsze mieli zostać rozdzieleni. Zakochani, po długich zastanowieniach zgodzili się na jego warunek.

Dziewczyna przebyła 3 tysiące metrów pieszo, by dojść do wielkiego głazu i, zgodnie ze wskazówkami ojca, rozpoczęła swoją wręcz niemożliwą do wykonania próbę. Jej ukochany, wiele razy przyjeżdżał konno z prowiantem. Za każdym razem, gdy tylko Ewa usłyszała stukot kopyt, szlachcic przytykał palce do ust, i mówił tylko "Krusz, Ewo". Owe zdarzenie powtarzało się przez kolejne osiem dni. Ewie, co było łatwe do przewidzenia, nie udało się rozbić w pył wielkiego kamienia. Para została rozdzielona.

Szlachcic Kobyliński wpadł w rozpacz i z tej rozpaczy utopił się w Ślinie (Rzece). Gdy Ewa się o tym dowiedziała, poszła w jego ślady, wierząc, że choć w ten sposób spotka się znim choćby w krainie zmarłych.

Ojciec młodego szlachcica, na pamiątkę tej wielkiej miłości, założył nową miejscowość. Kobylin, pochodziło od zdrobnienia nazwiska syna, a Kruszewo to słowa które młody mężczyzna wypowiadał swej ukochanej przez osiem dni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna