Przypomnijmy. Wszystko zaczęło się 21 lutego. Pani Teresa Rogowska jechała w tym dniu do lekarza autobusem linii nr 4. - Kupiłam 24 godzinny bilet i skasowałam go, jak się później okazało w niewłaściwym kasowniku - opowiada pani Teresa - Zrobiłam to nieświadomie, bo nie wiedziałam, że trzeba było włożyć ten bilet do elektronicznego kasownika.
Podczas rutynowego sprawdzania kontroler uznał, że bilet jest nieważny, ponieważ został przedziurawiony szpilką. - Do tej pory kasowałam bilety w najbliższych kasownikach i szybko siadałam na fotelu. Wzrok mam już słaby to nie doczytałam, że trzeba je kasować elektronicznie - przyznaje pani Teresa.
Kontroler poprosił o jakiś dokument potwierdzający tożsamość pasażerki. Kobieta podała mu legitymację emerytalną tłumacząc, że nie nosi ze sobą dowodu, bo wcześniej ją okradli. Wtedy zaczęło się piekło. - Kontroler zaczął na mnie besztać i zwracać się do mnie na "ty" - relacjonuje pani Teresa - Stwierdził, że muszę mieć dowód. Czterokrotnie zagroził mi, że wezwie radiowóz i wypisze mandat na sumę 400 złotych.
Odpowiedź MPK w Białymstoku
Skontaktowaliśmy się w tej sprawie z z Biurem Komunikacji Społecznej Urzędu Miejskiego w Białymstoku. Jak informuje Karol Świetlicki z BKS-u na bilecie jest umieszczony napis informujący o tym, że należy skasować bilet elektronicznie i że na feralnym bilecie jest widoczna tylko jedna dziurka, a powinno być 7 - 8. Poza tym, gdyby ten bilet został skasowany, to widoczna byłaby informacja o tym w postaci kodu czyli wspomnianych dziurek. Jako, że na bilecie nie ma takich śladów, to nie ma podstaw do anulowania mandatu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?