Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Starość to nie grzech i nie przestępstwo

Redakcja
Najtrudniejsze w tym programie jest powiedzieć komuś: To koniec – mówi Irena Santor.
Najtrudniejsze w tym programie jest powiedzieć komuś: To koniec – mówi Irena Santor.
Rozmowa z Ireną Santor.

Jak się Pani czuje jako jurorka w programie "Tylko nas dwoje"?

- Coraz lepiej. Miałam wielką tremę przed pierwszym odcinkiem. Nigdy wcześniej tego nie robiłam. Kiedyś tam jurorowałam, ale to tak od czasu do czasu i nie na taką skalę. I nie w 10 odcinkach. Tu chodzi o to, żeby się dobrze bawić, żeby się uczestnicy rozśpiewali, żeby mieli świadomość tego, co to jest dźwięk, że to nie jest takie łatwe... Ale to przecież nie są egzaminy do La Scali. To zabawa. Ja się coraz lepiej bawię.

Co jest najtrudniejsze w programie?

- Najtrudniejszy moment to jest, niestety, ten, kiedy ktoś już kończy przygodę z programem. Nie lubię tego. Co prawda, to nie jest nasz wynik, to wynik publiczności, ale jest to niemiłe. Powiedzieć komuś: Dziękujemy bardzo, ale to już jest koniec. Sprawia mi to przykrość.

Zbliżają się święta. Jak je Pani spędzi?

- W domu. Spokojnie, cicho. Po tym takim rozgardiaszu, jak tutaj za kulisami, chętnie sobie w domu odpocznę.

Ma Pani jakiś specjał na świąteczny stół?

- Mam. Przyjaciółki, które gotują specjały i ofiarowując je mi, mówią: To dla ciebie! (śmiech).

Powiedziała Pani kiedyś, że Pani głos to dar od Boga...

- To prawda. Nie wiem, jak zaczęłam śpiewać. Mówię zawsze, że śpiewam, "odkąd siebie nie pamiętam" (śmiech). Od przedszkola już śpiewałam. Ciągle. Potem w szkole podstawowej, aż w końcu ktoś powiedział: To trzeba sprawdzić, czy ty naprawdę śpiewasz, czy nie (śmiech). I ktoś mnie przeegzaminował, ktoś naprawdę ważny w świecie muzyki.

Dał mi list polecający do zespołu "Mazowsze", ponieważ nie mogłam pójść do szkoły muzycznej. To były ciężkie czasy. Z tym listem przyjechałam do "Mazowsza" i tam zostałam 8 lat. Potem skończyłam szkołę muzyczną, zdałam maturę, poszłam na przesłuchanie do radia i tak jakoś zostało. Śpiewanie to nie jest łatwa praca.

A czego wymaga od człowieka?

- Samokontroli, podglądania, uświadamiania sobie, co jest we mnie złe. Poza tym na nasz zawód składa się nie tylko dźwięk, ale również i tekst. Ważne, by dużo czytać, chodzić do teatru, opery, filharmonii. To bardzo rozwija. Trzeba kontaktować się z ludźmi, którzy umieją więcej niż ja (śmiech). To jest taki zawód, który nie daje spokoju do końca życia. Ważne, z kim się przyjaźnimy, co czytamy, co nas kształtuje...

Jak na Panią patrzę, to mam wrażenie, że czas się dla Pani zatrzymał.

- Nie, nie zatrzymał się, córciu (śmiech). Nie zatrzymał się. Mam jeszcze jako takie siły fizyczne. A Pan Bóg łaskaw czasem daje mi znak i mówi: Uważaj, masz tylko dwie struny, więc nie chrypnij, nie przesadzaj, nie szalej. Więc staram się dostosować. Bo to też jest zawód, który wymaga rygoru. Staram się jako tako szanować to, co mi dał Pan Bóg (śmiech).

A nie boi się Pani przemijania?
- Nie. Nie boję się starości. Uważam, że to jest naturalne i wiem, że przyjdzie kiedyś taki dzień, kiedy mnie zabraknie. I bardzo się tym przejmuję. Bo nie lubię nie być (śmiech).

Jestem ciekawa życia, ciekawa świata. A tak bez kokieterii, muszę powiedzieć, że to kobiety szczególnie nie zdają sobie sprawy z tego, że każdy wiek odkrywa ciekawe karty. Trochę to sloganowo brzmi i banalnie, ale tak jest naprawdę. W każdym wieku można się dowiedzieć czegoś ciekawego.

Tego, czego człowiek nigdy by się nie dowiedział mając 20, 30 lat. Każdy wiek przynosi nową prawdę. Świat jest nieskończenie wielki i piękny i chodzi o to, żeby do niego dotrzeć. A wiek, to, ile lat żyjemy, pomaga nam w delektowaniu się tym w pełniejszym odbiorze. Ja to mówię bez kokieterii.

Mówię to po to, żeby szczególnie kobity wiedziały, że starość nie jest ani grzechem, ani przestępstwem, ani niczym brzydkim. Jest naturalnym procesem. Każdy z nas musi, czy chce, czy nie, odejść z tego świata. Ale chodzi o to, żeby odchodzić pogodnie, a nie z takim płaczącym, stetryczałym: "A bo mi się nic nie udaje". Udała ci się wczoraj zupa?

Udała. A mnie się nie udała. Każdy ma coś, w czym jest dobry. Jak ja widzę - mówię tu o tych moich kumach - jak wspaniale gotują, ile umieją w tej dziedzinie, to je podziwiam! To starsze panie, które gotują według nowych przepisów, nowych wzorców, używają nowej maszynerii w kuchni. Naprawdę, świat jest piękny i ciekawy.

A kiedyś marzyła ponoć Pani o tym, żeby zostać biologiem i... wstąpić do zakonu.

- Z tym zakonem to trochę przesady, bo ja tylko jako dziecko o tym myślałam (śmiech). U nas w domu był wielki obraz świętej Teresy od Dzieciątka Jezus. I ja ciągle na tę świętą Teresę patrzyłam i myślałam, że ja bym też tak chciała - mieć piękny habit i to wszystko. I te kwiaty spadające z jej rąk i ona modląca się do Jezusa. I ja też tak chciałam.

Ale szybko mi przeszło, bo byłam za żywym dzieckiem. Łaziłam po drzewach, dostawałam klapsy za to, że darłam buty, rozdzierałam ubrania (śmiech). Także to mi przeszło. Ale biologiem chciałam być serio. Bo to jest interesujące, jak to wszystko jest, skąd się to bierze, jak to żyje, jak się to rozwija, jak było, jak będzie, co może być dalej. Właśnie to jest to: jak człowiek jest ciekawy świata, to się nie starzeje.

A wyobraża Pani sobie swoje życie bez muzyki?

- Nie. Można mi zabrać wszystko, ale... nie.

Jest jakaś osoba, żyjąca bądź nie, z którą chciałaby Pani spotkać się i na przykład zjeść kolację?

- Nie wiem. Kiedyś miałam takie marzenie: Boże, wszyscy jeżdżą do papieża, też bym chciała. Do naszego oczywiście. Tak się zdarzyło. Los mnie tam pokierował i byłam u papieża. Już był choreńki, ale jeszcze się z nami przywitał. Byłam tam z lekarzami, z onkologami. Dostałam na pamiątkę biały różaniec. Namówili mnie, żeby papieżowi zaśpiewać kołysankę kurpiowską. Miałam taką tremę, jakiej nigdy wcześniej w życiu.

Myślałam, że się rozpadnę na cząstki. I tak prawdę powiedziawszy, jak skończyłam, to nawet nie wiem, jak to się stało, że byłam w całości. To było wielkie przeżycie. Bo to był człowiek charyzmatyczny, mądry, ważny, dobry. I z niego to emanowało. To mnie w nim najbardziej urzekło. Te jego inteligentne oczy, które potrafiły powiedzieć prawdę. Nigdy złośliwie. To było moje takie marzenie, które się spełniło.

Dziękuję za rozmowę.
- Ja również dziękuję i życzę Wesołych Świąt!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna