BPN zajmuje powierzchnię ponad 60 tys. hektarów. Na mokradłach i w dzikich ostępach bytują setki tysięcy pierzastych przedstawicieli fauny. Czy park jest przygotowany na groźbę epidemii, co o ptasiej grypie sądzą przyrodnicy i pracownicy?
- Lada dzień nad Biebrzę przylecą pierwsze żurawie, skowronki, czajki, a za nimi cała reszta ptaków, które zimowały w cieplejszych rejonach Europy, w Afryce, a nawet w Indiach. Jest wielce prawdopodobne, że część z nich miała kontakt z ptasią grypą. I o ile nie padną gdzieś w drodze, to będziemy musieli zmierzyć się z tą epidemią także nad Biebrzą. Nie ogrodzimy wszak bagien i nie zamkniemy wszystkich ptaków w wolierach. Trzeba zatem uświadamiać hodowców domowego ptactwa, by kury i kaczki nie miały żadnego kontaktu z dzikimi kuzynami - odpowiada Piotr Marczakiewicz, ornitolog i specjalista ds. ochrony przyrody.
Służby parkowe nie wiedzą jeszcze jak przekonać mieszkańców nadrzecznych wsi, by zamykali drób w kurnikach.
- Bo nie tylko padłe ptaki są roznosicielami tej choroby, ale będzie ją niosła ze sobą skażona woda - wyjaśnia dyrektor Sieńko.
Dyrekcja już podjęła odpowiednie działania profilaktyczne. Na początku zimy odbyły się szkolenia w grajewskim sanepidzie. Opracowano też stosowną instrukcję dla pracowników.
Wszyscy już wiedzą, że w przypadku znalezienia martwych ptaków, których ilość lub stan budzi podejrzenia, należy zawiadomić o tym dyrekcję, służby weterynaryjne bądź też policję. W przypadku, jeśli weterynarz potwierdzi możliwość zagrożenia epidemią, dyrektor BPN podejmie decyzję o zakazie wstępu na określony obszar. W żadnym wypadku nie należy też dotykać padniętych ptaków.
- Sądzę, że jest to nadmiernie rozdmuchana medialnie sprawa. W tym przypadku strach ma ptasie oczy. Najbardziej zagrożone są ptaki domowe, ludzie nie powinni obawiać się kontaktu z naturą. Większym zmartwieniem jest np. pokleszczowa borelioza, na którą choruje już kilkunastu pracowników. Teraz winowajcami okrzyknięto ptaki. Przestrzegam przed niepotrzebną histerią - mówi Sieńko.
Tym niemniej pracownicy czują się niepewnie. Najbardziej narażeni na kontakt z chorymi zwierzętami i zakażoną wodą są strażnicy.
- To ryzyko zawodowe. Zmagamy się z kłusownikami, więc poradzimy z mikroskopijnym wrogiem - żartuje niepewnie Henryk Hiero, dowódca straży parku.
Z nowym zagrożeniem muszą też zmierzyć się przewodnicy.
- Turyści nie powinni poruszać się samotnie po parku. My znamy procedury i na pewno bezpiecznie zaprowadzimy gości tam, gdzie sobie życzą - mówi przewodnik Artur Wiatr.
W 2005 r. BPN zarejestrował ponad 50 tysięcy turystów. Tych niedzielnych i samotników nikt nie jest w stanie policzyć.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?