Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stracił już wszystko: Syna, pieniądze i nerwy

Helena Wysocka [email protected]
sxc.hu
- Nie potrafię bez Kubusia żyć. Tymczasem walka o dziecko przypomina tę z wiatrakami. Straciłem już wiarę we wszystko, nawet w sprawiedliwość sądów - mówi załamany Mariusz.

Sędzia przyznaje, że podjęte do tej pory przez suwalski sąd decyzje mogą rodzić u mężczyzny poczucie krzywdy.

- Musieliśmy, zgodnie z prawem, działać pod presją czasu - tłumaczy. - To jednak wcale nie oznacza, że argumenty ojca zostaną pominięte. Tak na pewno się nie stanie.

- Tyle, że ja straciłem już wszystko - dodaje Mariusz. - Kontakt z synem, dobre imię i pieniądze. Żona obrzuca mnie oszczerstwami, a komornik zajął konto. Zaczyna mi brakować na opłacenie rachunków.

Widział syna tylko dwa razy

Mariusz ma 32 lata. Mieszka w Gołdapi. Jest zawodowym żołnierzem i ojcem ośmioletniego Jakuba.
- Od pewnego czasu w moim małżeństwie przestało się układać - opowiada. - Dużo pracowałem, by utrzymać rodzinę. Liczyłem na uczciwość żony. Okazało się, że byłem naiwny. Oszukiwała mnie na każdym kroku. Nawet w tak błahych sprawach, jak praca. Twierdziła, że podjęła ją w sklepie, podczas gdy nigdy tam nie była. Taki związek nie miał sensu. Postanowiliśmy się rozstać.

W sierpniu kobieta wraz z Jakubem pojechała w odwiedziny do swoich rodziców. Kilka dni później poinformowała, że już nie wraca. A to oznaczało, że Jakub pozostanie ponad sto kilometrów od domu.
- Dla mnie to był cios - dodaje mężczyzna. - Kontaktowałem się z żoną, wręcz błagałem, aby zmieniła decyzję. Deklarowałem, że wyprowadzę się z mieszkania, zrobię wszystko, aby mieć kontakt z dzieckiem. Zaśmiała mi się w twarz. Zagroziła, że mnie zniszczy. I jest w tym konsekwentna. Rujnuje mi życie, krok po kroku.

Mariusz postanowił walczyć o dziecko. Wystąpił do sądu o ustalenie jego miejsca pobytu. Wniosek nie został rozpatrzony. Trafił do... akt sprawy rozwodowej, która nie wiadomo kiedy się zakończy.

- Pojechałem odwiedzić syna - opowiada. - Chciałem zobaczyć, jak mu się powodzi, dowiedzieć, czego potrzebuje. Na próżno pukałem przez kilka godzin do drzwi. Nikt mi ich nie otworzył. Myślałem, że tego nie przeżyję. Rozumiem, że żona ma pretensje do mnie, ale jak można coś takiego robić Kubusiowi! Mieliśmy ze sobą doskonały kontakt, spędzaliśmy wiele czasu. Na pewno potrzebuje ojca i ogromnie tęskni.

Przed drzwiami mieszkania teściów pozostawił plecak, o którym Kuba marzył, szkolną wyprawkę, telefon komórkowy i wrócił do domu. Później próbował kontaktować się z synem telefonicznie. Efekty były różne. Chłopak rzadko odbierał, a jeśli już, to rozmowę kontrolowała matka albo babcia.

Kilka tygodni później Jakub poprosił ojca, aby zabrał go do Gołdapi. Chciał wrócić do "starej" szkoły, kolegów. Chciał być z tatą. Mariusz obiecał, że porozmawia o tym z mamą. To był przysłowiowy gwóźdź do trumny. Od tego czasu bowiem kontakty z synem były jeszcze bardziej utrudnione. Matka zgodziła się tylko na dwa krótkie spotkania, w których zresztą sama uczestniczyła.

Zrozpaczony mężczyzna wystąpił do sądu, by ten określił, kiedy może widywać syna. Chciał go zabrać na weekend do domu, pojechać na wycieczkę, czy choćby pójść na spacer na lody. Wniosek został oddalony. Suwalski sąd stwierdził bowiem, że nie ma dowodów na to, że.... nie spotyka się z dzieckiem.

Sąd wniosków ojca nie czytał

Na początku września Mariusz zaproponował żonie, że będzie łożył na utrzymanie dziecka. Prosił o podanie numeru konta bankowego. Zamiast tego otrzymał z sądu informację, że kobieta wystąpiła o alimenty. Domagała się pieniędzy zarówno dla syna, jak i dla siebie. Prosiła też sędziego, by wskazał miejsce pobytu dziecka. Oczywiście chciała, by Jakub pozostał przy niej.

- Sąd dał mi siedem dni, bym odniósł się do tego wniosku - opowiada Mariusz. - Tak też uczyniłem. Nie mam nic przeciwko płaceniu alimentów na dziecko, ale żona - zdrowa, młoda osoba mogłaby się wziąć do pracy. Uważam też, że Kubuś powinien mieszkać ze mną.

Sędzia tych argumentów nie wziął pod uwagę. Przede wszystkim dlatego, że... orzeczenie wydał tydzień wcześniej. Poinformował o tym naszego Czytelnika w połowie października.

- Na poczcie odebrałem dwa listy - dodaje Mariusz. - Była to decyzja sądu nakazująca mi płacenie alimentów i... komornika. Ten, na wniosek żony wszczął już egzekucję. Jak można coś takiego robić?! Dlaczego mam pokrywać koszty egzekucji, skoro nie uchylam się od płacenia alimentów. Kwestionuję tylko ich wysokość. Sąd nie wziął bowiem pod uwagę, że muszę z czegoś żyć. Tymczasem przy tak wysokich alimentach zabraknie mi na opłacenie rachunków.

Sędzia Dariusz Małkiński z wydziału cywilnego Sądu Okręgowego w Suwałkach przyznaje, że mężczyzna może mieć poczucie krzywdy.

- Musimy przestrzegać prawa - dodaje. - A kodeks stanowi, że tego typu sprawy musimy rozpatrzeć bezzwłocznie, nie później niż w ciągu siedmiu dni. Jednocześnie trzeba dać drugiej stronie czas, by odniosła się do wniosku. Sędzia musi więc często, aby nie narazić się na zarzut przewlekłości, podejmować decyzję na podstawie argumentów jednej strony. Niestety, na nieprecyzyjnym prawie i pośpiechu często cierpi rzetelność.
Sędzia zastrzega, że orzeczenie nie jest prawomocne i sąd może je zmienić, jeśli niezadowolona strona złoży zażalenie.

- W tym przypadku tak właśnie jest - mówi sędzia Małkiński. - Zażalenie wpłynęło i będzie rozpatrywane.
A co z komornikiem? Sędzia mówi, że jeśli wydane w ubiegłym miesiącu postanowienie zostanie zmienione, to koszty postępowania egzekucyjnego poniesie żona naszego Czytelnika.

Mariusz: Mam prawo go wychowywać!
Za dwa tygodnie odbędzie się pierwsza sprawa rozwodowa. Mariusz przypuszcza, że nie zakończy się na jednym posiedzeniu. Żona może robić problemy, choćby z tego powodu, że mężczyzna zamierza walczyć o syna.
- Mam takie samo prawo do wychowywania Kubusia, jak jego matka - przypomina. -Wierzę, że sąd weźmie to pod uwagę.

Żona Mariusza także ma nadzieję w sprawiedliwość sądu. Obecnie nie ma sobie nic do zarzucenie. - To nie ja utrudniam kontakty z dzieckiem - twierdzi. - To Kubuś nie chce spotykać się z ojcem. A ja nie zamierzam interweniować. Zależy mi na tym, aby dziecko miało spokój.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna