Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świnie się nie mieszczą. Ale zabić ich nie wolno!

azda
Bielsk Podlaski. Zwierzęta cierpią, a hodowcy tracą przez prawo

Od wprowadzenia zakazu sprzedaży świń na terenie wokół Bielska minęło trzy tygodnie i ciągle nic się nie dzieje. A w chlewniach już zaczyna brakować miejsca.

- Chlewnia to nie fabryka gwoździ gdzie, jeśli jest coś nie tak, to wyłącza się maszyny, pracowników wysyła się na urlopy i można jakoś przeczekać - mówi Mariusz Nackowski, dyrektor Gospodarstwa Rolnego w Parcewie. - W naszych fermach co tydzień rodzi się około tysiąca prosiąt. Na razie jakoś trzodę mieścimy. Odbywa się to kosztem zwierząt, bo ograniczamy im przestrzeń. Ale to nie może trwać w nieskończoność. Tydzień jeszcze wytrzymamy, później świnie mogą zacząć padać. Ale nie możemy nic z tym zrobić, bo ani sprzedać, ani zabić, ani ich wypuścić nie mamy prawa.

Zgodnie z przepisami powiatowy lekarz weterynarii po wyznaczeniu strafy, w której obowiązuje ograniczenie handlu trzodą, powinien wyznaczyć ubojnię, która trzodę tę będzie skupować i prowadzić ubój. Ale do dziś ubojnia taka nie została wyznaczona.

Lokalni hodowcy trzymając powiększające się stada w ścisku łamią normy, ale nie mogą nic zrobić, bo prawo wiąże im ręce.

- Dzwoniłem na niedawno uruchomioną infolinię dla hodowców trzody, ale nie usłyszałem nic nowego - mówi Nackowski. - Trwają prace, prowadzone są ustalenia i nic...

Ale to nie jedyny absurd w walce z ASF. W związku z wystąpieniem choroby od hodowców wymaga się nie tylko zastosowania zabezpieczeń sanitarnych, ale też rejestracji i wypełniania dodatkowej dokumentacji.

- A przecież w związku z zapobieganiem innej chorobie Aujeszkiego od dawna jest wymóg, by sprzedając świnię z jednej hodowli do drugiej mieć zgodę powiatowego lekarza weterynarii, a świnia musi być kolczykowana - podkreśla Nackowski.

Tylko że przepis ten nie jest egzekwowany, a tworzy się kolejne biurokratyczne zasady.

- Chlewnie takie jak nasza są tak zabezpieczone, że praktycznie nie ma możliwości, by wystąpił tu ASF - tłumaczy Nackowski. - W dodatku nasze świnie są przebadane i wiemy, że są zdrowe.

A jak ASF mógł się pojawić w Augustowie?

-Tam albo gospodarz przyszedł z lasu i przyniósł ASF z odchodami dzika na butach, albo kupił chore prosięta - tłumaczy Nackowski.

Skąd mógł je wziąć? W gazetach łatwo znaleźć ogłoszenia o tym, że ktoś sprzeda jedne lub kilka prosiąt.

- Z zarejestrowanej hodowli nikt nie sprzedawałby pojedynczych sztuk. A te nie wiadomo skąd pochodzą i czy są zdrowe - mówi. - To właśnie w ten sposób może się rozprzestrzeniać ASF. Zgłaszałem to służbom weterynaryjnym, ale bez większego odzewu.

Pod koniec sierpnia prokuratura okręgowa w Białymstoku wszczęła śledztwo w sprawie spowodowania zagrożenia rozprzestrzenianiem się ASF. Chodzi o rolnika, który prawdopodobnie sprzedawał i przewoził świnie bez zachowania wymogów weterynaryjnych do chlewni na terenie gminy Zambrów oraz powiatu wysokomazowieckiego. Mogą posypać się kolejne zarzuty...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna