Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Syberiada polska". Sybiracy po obejrzeniu filmu mówią: Biel kłuje w oczy

Janka Kryńska [email protected]
Alicja Wołczaska (z lewej) i Zenon Tworkowski są rodzeństwem. W dniu wywózki nad Irtysz mieli 9 i 12 lat. Z prawej stoi Irena Tworkowska, żona Zenona, również Sybiraczka.
Alicja Wołczaska (z lewej) i Zenon Tworkowski są rodzeństwem. W dniu wywózki nad Irtysz mieli 9 i 12 lat. Z prawej stoi Irena Tworkowska, żona Zenona, również Sybiraczka. A. Chomicz
- Brud, wszy, pluskwy, mróz i głód - tak wyglądała zsyłka na Sybir - mówią Polacy, którzy przeżyli wywózkę. - A w filmie "Syberiada polska" Sowieci noszą białe kożuszki, a zesłańcy białe koszule... To kłuje w oczy, bo biały był tylko śnieg.

Świadomość faktu, że ten przedpremierowy, białostocki pokaz filmu "Syberiada polska" obejrzy za chwilę tak wielu Sybiraków sprawia, że odczuwam wielką tremę - przyznał reżyser Janusz Zaorski podczas konferencji prasowej przed projekcją. - Zresztą trema towarzyszyła mi od początku realizacji "Syberiady". Wiedziałem, że ten temat czeka, że wśród rozliczeń z najnowszą historią wciąż schodził gdzieś na dalszy plan. Może zawiniła źle pojęta poprawność polityczna. Nie wiem. Ja miałem również pewne rodzinne zobowiązania, żeby o losach polskich zesłańców na Syberię zrobić rzetelny film.

Kamery jechały 9 tysięcy kilometrów

- Nasza ekipa była pierwsza po Michałkowie, która realizowała film w autentycznych syberyjskich plenerach - z dumą obwieścił reżyser. Okazało się, że był w błędzie, bo - jak poprawił go autor zdjęć do "Syberiady polskiej", Andrzej Wolf, wielki rosyjski reżyser Nikita Michałkow ani "Syberiady", ani "Cyrulika syberyjskiego" nie kręcił na Syberii. Więc z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że polscy filmowcy byli pierwsi, którzy dotarli ze swoim sprzętem do Krasnojarskiego Kraju - czyli tam, gdzie dzieje się akcja "Syberiady polskiej".

Podczas organizowania wyjazdu ekipy na Syberię okazało się, że można by było wypożyczyć w Moskwie kamery i cały sprzęt niezbędny na planie - ale za ceny "hollywoodzkie" - jak powiedział Zaorski. W rezultacie więc wszystko jechało z Polski - transport przez 9 tysięcy kilometrów wielką ciężarówką okazał się tańszy.

Trud wyjazdu do Krasnojarska opłacił się: syberyjskie plenery to jeden z mocniejszych (a niektórzy twierdzą, że najmocniejszy) elementów tego filmu. Zdjęcia z motolotni wręcz zapierają dech w piersiach i rzeczywiście oddają to, co powraca we wspomnieniach wielu Sybiraków: niezmierzone przestrzenie tajgi lub śnieżno-lodowej pustyni, odbierające wszelką nadzieję, że można gdzieś uciec. Zesłańcy wiedzieli, że poza osadą, w której wegetowali, mają niemal zerowe szanse na przeżycie.

Przy realizacji "Syberiady polskiej" reżyser nieraz zaskakiwany był wysokością kosztów, które trzeba było ponieść, aby poszczególne sceny filmu wyglądały jak najbardziej autentycznie.
- Sam moment wywózki realizowany był w skansenie taboru kolejowego w Chabówce - wspomina Janusz Zaorski. - Za wynajęcie i uruchomienie lokomotywy ciągnącej kilka bydlęcych wagonów dostaliśmy fakturę na 400 tysięcy złotych.

Nie zdradził, ile kosztowało wybudowanie przez góralskich cieśli kilku drewnianych baraków, które udawały osiedle Kalucze - miejsce zesłania mieszkańców wsi Czerwony Jar, a wśród nich głównego bohatera Staszka Dolinę z rodzicami i bratem. Wiadomo, że na powstałą pod Celestynowem syberyjską osadę zużyto 480 metrów sześciennych drewna.

W obsadzie "Syberiady polskiej" obok aktorów polskich jest wielu ukraińskich. Wcielili się oni w role zarówno zesłańców - bo ten naród też został dotknięty falą zsyłek i przymusowych przesiedleń, jak i sowieckich oprawców.

Bieda tam była straszna

Alicja Wołczaska i Zenon Tworkowski w 1941 roku mieli 9 i 12 lat. I wielkiego pecha, bo razem z rodzicami - nauczycielami z Michałowa - zostali porwani przez falę wywózek na Syberię dosłownie w ostatnim z możliwych terminie: 21 czerwca 1941 roku, przededniu, napadu Hitlera na Sowietów, kiedy to niespodziewanie Związek Radziecki dołączył do grona aliantów walczących z Niemcami.

- Obejrzałam ten film ze wzruszeniem i zainteresowaniem - przyznaje pani Alicja Wołczaska, z domu Tworkowska. - Chociaż nasze losy były zupełnie inne niż bohaterów "Syberiady polskiej".
Rodzina Tworkowskich trafiła do Obwodu Omskiego, nad potężną syberyjską rzekę Irtysz. Nie zamieszkali w specjalnie przygotowanych barakach. Po miesięcznej podróży w bydlęcych wagonach, w warunkach makabrycznych, znaleźli się w przykołchozowej wiosce.

- Mieliśmy sami sobie znaleźć lokum - wspomina pani Alicja. - Bieda tam była straszna, w tym kołchozie. Sowieci tak wszystko zorganizowali, żeby w jednej wsi nie mieszkało wielu Polaków, tylko jedna rodzina. Mieliśmy bardzo ciężko. Mama wyjeżdżała z Michałowa w zaawansowanej ciąży. W kołchozie urodziła dziecko, które po kilku dniach zmarło. Nie była w stanie pracować. A wciąż nam powtarzano: "Kto nie pracuje, ten nie je".

Rodzeństwo Tworkowskich zapamiętało coś, czego w "Syberiadzie polskiej" próżno szukać: biednych, rosyjskich kołchoźników, którzy bezinteresownie pomagali polskim zesłańcom przetrwać.

- Kiedy władza mówiła im, że z Polski przyjechali wyzyskiwacze i burżuje, wrogowie, to oni wiedzieli, że jest odwrotnie, nie wierzyli propagandzie - opowiada Zenon Tworkowski. - Dzielili się z nami jedzeniem. To były piękne i wzruszające gesty.

W pamięci dorastającej dziewczynki, jaką była wtedy pani Alicja, pozostały też wszechobecne wszy i pluskwy, z którymi wciąż się walczyło. I ryzykowne wyprawy na kołchozowe pola, żeby wygrzebać z ziemi przemarzniętego ziemniaka albo znaleźć przeoczony przez kołchoźnika kłos żyta.

- To była domena dzieci, gdyby na czymś takim przyłapano dorosłego, czekało go więzienie - wspomina pan Zenon. - Nasz wujek trafił do łagru za to, że znaleziono przy nim wiązkę zboża.
Alicja i Zenon Tworkowscy ostatnie miesiące swojej syberiady spędzili w domu sierot polskich w Omsku, zorganizowanym przez Związek Patriotów Polskich.

- Nie byliśmy sierotami, po prostu nasi rodzice nauczyciele zostali tam zatrudnieni. Do Polski wróciliśmy w 1945 roku. Nic nie zostało z naszego majątku. Nowi lokatorzy traktowali nas jak wrogów - opowiada pan Zenon. - A film Janusza Zaorskiego obejrzałem z zainteresowaniem, chociaż trochę jak bajkę. Ci sowieccy oficerowie w białych kożuszkach, na pięknych koniach, ci zesłańcy w białych koszulach, w skórzanych oficerkach, wygoleni, syci - tak pięknie nie było. Ale dobrze, że w ogóle taki film powstał. Tylko trochę za późno, bo już niewielu Sybiraków żyje.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna