Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Takie poszarpane dzieciństwo

Joanna Klimowicz [email protected]
Może tylko kolor oczu i cery wyróżnia je od innych dzieci
Może tylko kolor oczu i cery wyróżnia je od innych dzieci M. Kość
Gdyby nie czarne oczyska, niczym nie różniłyby się od polskich dzieci. Tak samo się śmieją, czekają na wakacje, wzruszają filmem. A jednak ich dzieciństwo tak bardzo się różni... Najpierw okropności wojny, potem czekanie na walizkach na przystanku "Polska". Tak bardzo zasługują na szczęście.

Leila wcale nie wygląda jak muzułmańska dziewczynka z Czeczenii. No nijak nie odpowiada stereotypowi. Jej grube warkocze mają płomiennorudy kolor, oczy są niebieskie, cera mlecznobiała. Za to w narodowym tańcu porusza się tak płynnie i gibko, że żaden polski dziecięcy zespół folklorystyczny by tego nie podrobił. Śpiewa w niezrozumiałym dla nas języku. Chyba o ślicznej dziewczynie. Odrzuca warkocze i kręci nóżką. Inne czeczeńskie dzieciaki patrzą na nią jak zahipnotyzowane, otwierają buzie, wsłuchując się w rodzinną mowę. Dawno jej nie słyszały wśród rówieśników. Tak mówią i śpiewają tylko rodzice, przybici zgryzotami i beznadziejnym oczekiwaniem na status uchodźcy. Matki w kołowrotku prania i zajmowania się młodszym drobiazgiem, zapewnienia choć minimum wygód w ośrodku. Ojcowie zrezygnowani. Kiedyś pracowali, byli prawdziwymi głowami rodzin, a dziś są na czyjejś łasce.
Przerzucane
W polskiej szkole mówi się po polsku i to nie jest problem dla maluchów z Czeczenii.
- Te najmłodsze dzieci nie mają żadnych uprzedzeń. Przychodzą do nas nieświadome różnic kulturowych, właściwie nie zauważając, że się czymś różnią - mówi Ewa Zając, dyrektor SP nr 15 w Białymstoku. Teraz ma dzieci z Czeczenii w dwóch "zerówkach". Niektóre już drugi rok, na prośbę rodziców. Codziennie są roześmiane, bawią się z panią, śpiewają po polsku "Pięć tłustych serdelków", chichoczą w "pociągu". W kolorowej klasie przechodzą takie same sprawdziany jak ich polscy koledzy, bawią się z nimi. Dzieciom, które dopiero przed paroma miesiącami dołączyły do polskiej szkoły, tłumaczą polecenia nauczyciela. Czasami wychodzą komiczne sytuacje, bo jednak na początku bariera językowa jest. Jedna z nauczycielek śmieje się sama z siebie, jak bardzo musiała się gimnastykować, odgrzewając dawno już zapomnianą znajomość rosyjskiego, by na pierwszych lekcjach przekazać maluchom z obcego kraju najprostsze sprawy: otwórzcie zeszyty, spiszcie z tablicy...
Ta bariera jednak mija błyskiem. Bo dzieci w tym wieku są najbardziej chłonne. Nowe wymogi i zasady, nowy język, imiona kolegów, słowa piosenek chłoną jak gąbeczki. Jeszcze rok, dwa, a zaaklimatyzowałyby się całkowicie, tylko ciemnymi głębokimi oczami zdradzając swoje egzotyczne pochodzenie. Lwiej części nie będzie to dane.
- Najgorsze, że te dzieci się tak przerzuca - załamuje ręce Ewa Zając. - W ubiegłym roku mieliśmy Sedę, dziewczynkę z Groznego. Była u nas rok i dwa miesiące, skończyła czwartą klasę ze świetnymi wynikami, jednymi z lepszych. Praktycznie z dnia na dzień dowiedziała się o deportacji. Ale był płacz...
Wojna trwa
Dorośli uchodźcy z Czeczenii pamiętają każdą chwilę w kraju. Inaczej niż dzieci, które szybko zapominają co złe, tylko czasem budzą się z płaczem. Niektóre z nich widziały, jak bomba zabija kogoś z rodziny, jak urywa mu rękę. Wojna właściwie nie skończyła się od 1991 roku. Wtedy na fali pieriestrojki Dżochar Dudajew wygrał wybory prezydenckie i proklamował niepodległość. Rosja odpowiedziała wprowadzeniem stanu wyjątkowego w Czeczenii i sąsiedniej Inguszetii. Właściwie od tamtej pory otwarte działania zbrojne albo walki bojowników trwają nieprzerwanie. Po przejęciu władzy przez Rosjan czeczeńscy bojownicy zaczęli uciekać się nawet do akcji terrorystycznych. Ich opór nie słabnie. Nie dalej jak przed miesiącem 20 rosyjskich żołnierzy zginęło w miejscowości Szatoj. Separatyści zestrzelili helikopter MI-8.
Pamiętam przejmujący apel pewnego Czeczena, Khalita Kabijeva, który pięć lat temu błagał w Białymstoku o azyl. Dla gromadki małych dzieci, żony i jej siostry, i dla siebie. Opowiadał wstrząsające historie wojenne. Sam przeszedł niemało. Rosjanie wyciągali mężczyzn z domów, szukając pracowników MBD (policji czeczeńskiej), bili, zabierali i chyba rozstrzeliwali, bo po członkach rodziny często wszelki ślad ginął. Kabijeva trzymali trzy doby bez jedzenia i wody, strasząc śmiercią. Rodzina zebrała resztki oszczędności, wykupiła go, potem zdobyli dokumenty i przez Rosję i Ukrainę przedarli się do Polski. Kabijev prosił i przekonywał do solidarności, współczucia: "Jak to mówią, ziemia jest okrągła. Może być i tak, że w takim pięknym kraju jak Polska zdarzy się koszmar..." Pracował w czeczeńskiej drogówce, a żona i jej siostra opatrywały rannych bojowników. Dla nich powrót do Czeczenii oznaczał wyrok śmierci. Po dwóch "negatywach" nie czekali dłużej na deportację. Uciekli na Zachód.
Tylko osiem procent cudzoziemców, starających się w Polsce o status uchodźcy, otrzymuje go. Muszą udowodnić, że byli prześladowani z konkretnych powodów, które wylicza Konwencja Genewska. Jeśli im się to nie udaje, dostają odpowiedź odmowną, czyli "negatyw". Postępowanie o nadanie statusu uchodźcy prowadzi Urząd ds. Repatriacji i Cudzoziemców. Jeżeli jest decyzja o odmowie wszczęcia postępowania, można się odwołać do Rady ds. Uchodźców. Po powtórnej decyzji odmownej przysługuje odwołanie do NSA. Średnio po półtora roku cierpliwość i nadzieje uchodźców wygasają. Pakują skromniutki dobytek i ciągną na Zachód. Albo wracają do kraju. Dla nich - kraju okupowanego, gdzie czekają ich represje.
Przystanek Polska
Póki co, czekają w dwóch białostockich ośrodkach: hotelu Iga i Budowlani. W sumie jest ich kilkuset. Mężczyźni potrafią całymi dniami przesiadywać na murku. Bo niby co mają robić? Nikt nie zatrudni obcokrajowca bez znajomości języka i z nieuregulowanym statusem. Dzieciaki nie rozpamiętują. Adaptują się błyskiem. Pomagają im w tym Polacy.
- Byłam zdumiona, jak dobrze mówią po polsku, kiedy przyszłam na pierwsze zajęcia - mówi Kasia Borzym, uczennica VI LO w Białymstoku, jedna z wolontariuszek Fundacji Edukacji i Twórczości. Kasia pomaga w lekcjach Czeczenom z hotelu Budowlani. Fundacja natomiast prowadzi projekt pomocy, między innymi urządza biblioteczkę, przybliża kulturę polską, a Polakom - czeczeńską.
- Myślałam, że będę miała mnóstwo pracy z nauczeniem dzieci podstawowych zwrotów, a tu się okazało, że swobodnie możemy przejść do bardziej skomplikowanych zagadnień - mówi Katarzyna Borzym.
Najwięcej problemów nastręczają im przedmioty w szkole, wymagające fachowego słownictwa, jak np. biologia. Muszą poświęcać im dwa razy więcej czasu niż polskie dzieci. Podopieczni Kasi: 15-letnia Malika i 18-letni Maga są dopiero w I klasie gimnazjum. Niemniej jednak nie upadają na duchu. Cieszą się każdym dniem, mają mnóstwo przyjaciół, chodzą z nimi do kina i na spacery. Starają się nie poruszać bolesnych tematów, jak przeszłość w ojczyźnie. Czasem wymknie się im pełne rozmarzenia westchnienie, kiedy opowiadają, że np. na wakacje przyjeżdża babcia z Groznego. Nigdy nie skarżą się na polskich kolegów, choć przecież wiemy, że w świecie dzieci bywają okrutne sytuacje. Polskie dzieci śmieją się z imienia Umar czy dziewczynek, którym religia nie pozwala przebrać się w strój do gimnastyki, albo ze zwyczaju modlitwy pięć razy dziennie. Młodzi Czeczeni podpytują Kasię, jakich zachodnich języków mogłaby ich nauczyć. Francuski? Rozpromieniają się.
- Owszem, chcieliby się wyrwać na Zachód, ale myślę, że raczej w celach turystycznych. Bo tak naprawdę marzą o powrocie do ojczyzny. Mają świadomość, jak tam się dzieje i chcieliby być tą częścią, która ją będzie odbudowywać. Każdy z nich ma ten swój bagaż doświadczeń, ale i planów na przyszłość. Bardzo ich za to podziwiam - mówi Kasia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna