Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teraz boi się o życie

Urszula Bisz
Pani Basia w ciągu kilku dni stała się wrakiem człowieka. Mówi, że nowy właściciel mieszkania groził jej. Nie chce jednak złożyć zeznań, bo się go boi.
Pani Basia w ciągu kilku dni stała się wrakiem człowieka. Mówi, że nowy właściciel mieszkania groził jej. Nie chce jednak złożyć zeznań, bo się go boi. A. Zgiet
Barbara Markowska z Białegostoku była w ciężkim szoku, gdy do jej drzwi zapukał obcy mężczyzna i pokazał akt własności mieszkania, w którym kobieta od lat mieszka z dwójką dzieci. Nie mogła pojąć, w jaki sposób został właścicielem, skoro to ona spłacała kredyt hipoteczny...

Mam się wymeldować z mieszkania, w którym mieszkam od lat, za które płacę czynsz i raty kredytu hipotecznego! - opowiada Barbara Markowska z Białegostoku. - Wszystko przez to, że zostało ono przepisane na mojego byłego szwagra. Namówił mnie były mąż. A teraz szwagier sprzedał mieszkanie, mimo że mieszkam tam razem z dwójką dzieci.

Kilka dni temu do drzwi pani Basi zapukał nieznajomy mężczyzna. Nie przedstawił jej się nawet z imienia i nazwiska. Powiedział tylko, że teraz to on jest nowym właścicielem mieszkania. Pani Barbara opowiada, że mężczyzna straszył ją. Wszystko po to, by się wymeldowała. Początkowo przerażona kobieta chciała ustąpić, byleby tylko groźby pod jej adresem nie powtórzyły się.

Potem jednak, za namową swego pełnomocnika i innych osób, postanowiła się nie wymeldowywać. Zdaje sobie bowiem sprawę z jednego - jeśli to zrobi, straci mieszkanie i wszystko, co w nim jest.

Z przerażeniem czeka więc na kolejny krok nowego właściciela mieszkania. Chce negocjować, ale nie jest traktowana jak strona do dyskusji, a raczej jak niepotrzebny balast. Wizyty nowego właściciela mieszkania pani Basia spodziewa się podczas najbliższego weekendu. Strasznie się jej boi. Dzieci: 13-letniego Rafała i 10-letnią Joasię, w razie czego przeniosła do innego, specjalnie wynajętego mieszkania.

Chciała pomóc mężowi w spłaceniu długów. On ją zostawił.
A zaczęło się niewinnie. Barbara Markowska z mężem Krzysztofem i dziećmi przeniosła się z Sawina do Białegostoku. Tu kupili mieszkanie na kredyt. Pani Basia nie przejmowała się rachunkami. Za nie i za spłatę kredytu odpowiedzialny był jej mąż. Ten jednak w listopadzie 2004 roku powiedział jej, że już od trzech miesięcy nie spłaca zadłużenia wobec banku. Namówił żonę, by zwrócić się o pomoc do jego brata - Zbigniewa. Ten miał wziąć kredyt, by pomóc im w spłacie długu.

Potem w sądzie Zbigniew Markowski zeznał, jak wyglądała propozycja jego brata: "Zaproponował mi, abym wziął kredyt, jeden duży na swoje nazwisko. Miał to być kredyt hipoteczny pod należące do nich mieszkanie położone w Białymstoku przy ul. Pułkowej (...).

Mieszkanie miało zostać przepisane na mnie, a zabezpieczeniem kredytu miało być to właśnie mieszkanie. Ustaliliśmy, że ten nowy kredyt mieli faktycznie spłacać małżonkowie Markowscy, a nie ja. Wprawdzie do końca nie ustaliliśmy, co miało stać się z mieszkaniem po spłacie kredytu, ale ja uważałem, że po tej spłacie miałem przepisać na nich z powrotem mieszkanie. Ustalono też, że w mieszkaniu w dalszym ciągu będzie mieszkał brat z żoną i dziećmi i będzie płacić czynsz do spółdzielni mieszkaniowej i inne opłaty za korzystanie z niego.

Ustalenia jednak zaczęły się zmieniać, zwłaszcza gdy okazało się, że Krzysztof rat kredytu wcale nie spłaca. Mało tego, znalazł sobie inną kobietę, a z żoną wziął rozwód.

Wtedy zaczęła się gehenna pani Basi. Nagle okazało się, że szwagier, który miał być tylko figurantem potrzebnym do wzięcia kredytu, rości sobie prawa do mieszkania przy ul. Pułkowej. Mało tego, chce wyrzucić Barbarę Markowską i jej dzieci na bruk. Ich sprawa trafiła do sądu. Pani Barbara chciała udowodnić, że tak naprawdę jej były szwagier jest fikcyjnym właścicielem mieszkania. Sprawę, niestety, przegrała.

Ma opuścić mieszkanie.Szwagier chciał też od niej pieniędzy.

Jej byłemu szwagrowi było jednak mało. Postanowił pozwać ją do sądu i zażądał od niej pieniędzy za lata wynajmowania od niego mieszkania. Zrobił to, chociaż wcześniej zeznał, iż jego własność tak naprawdę była fikcyjna. Mimo że raty kredytu płaciła pani Barbara, a on w mieszkaniu przy Pułkowej nigdy nie mieszkał. Zmienił też zeznania i stwierdził, że jest on jedynym właścicielem, a Barbara Markowska zajmuje mieszkanie na podstawie najmu.

Przy takim nastawieniu sprzedał mieszkanie, mimo że większość rat kredytu hipotecznego na to mieszkanie spłaciła Barbara Markowska (ma na potwierdzenie dowody wpłat). Nowy właściciel miał je kupić za 100 tys. zł. Nawet go nie obejrzał. To on poinformował panią Basię, że szwagier sprzedał ją i jej dzieci razem z mieszkaniem.

Gdy zapytaliśmy Zbigniewa Markowskiego, dlaczego to zrobił i jak z jego perspektywy wygląda sprawa związana z mieszkaniem przy ul. Pułkowej, odmówił komentarzy. Odpowiedział tylko:

- Ja w to nie będę wnikał. Jest tak jak jest. Ja wiem, gdzie leży prawda i koniec.
Dla Barbary Markowskiej nie jest to jednak koniec. Dalej musi walczyć z tragiczną sytuacją, w którą wplątała ją była rodzina.
- Nigdy męża o nic nie podejrzewałam - mówi pani Basia. - Aż do teraz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna