Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To kobiety rządzą na wsi

Magdalena Kleban
Mówią o nich słaba płeć, a one walczą o zmiany u siebie
Mirosława Bezdziel
Mirosława Bezdziel

Mirosława Bezdziel

Podczas tej ciągłej gonitwy między domem, mężem, dziećmi i pracą marzy nam się, żeby mieć coś własnego, czego nikt nam nie odbierze. A że na wsiach nie mamy na co dzień tych wszystkich "miejskich" rozrywek, kin, teatrów, filharmonii, musimy sami sobie organizować czas. Więc na pewno nie robimy tego za darmo - przekonuje z uśmiechem Mirosława Siemieniuk-Morawska z Dubicz Cerkiewnych, która niedawno została uhonorowana zaszczytnym tytułem "Niezwykła Polka".

Wystarczył impuls

Jak dziś pamięta ten dzień, kiedy wszystko tak naprawdę się zaczęło. Był rok 2000, a Mirosława postanowiła zgłosić się do I edycji programu "Pejzaż wiejski kobietą malowany". Te warsztaty znają niemal wszystkie podlaskie społeczniczki - w pewnym sensie było to dla nich najważniejsze doświadczenie w ich dorosłym życiu. Nie dosyć, że wreszcie ktoś docenił, co od lat próbowały lepiej lub gorzej robić na rzecz własnej społeczności, to jeszcze dał narzędzia do tego, by osiągnąć więcej.

- Nigdy nie zapomnę, jak któregoś dnia każdej z nas po kolei kazano wejść na stół i głośno opowiedzieć pięć pozytywnych cech o sobie. No bo jak to? Nie dosyć, że mamy się otworzyć przed innymi, to jeszcze się chwalić? Nam kobietom ze wsi wydawało się to nie do pomyślenia. Ale dzięki temu się przełamałyśmy - wspomina Mirosława.

Trudno powiedzieć co decyduje o tym, że jedni nie są w stanie usiedzieć w domu i najlepiej spełniają się w działaniu, a inni najlepiej czują się nie- nagabywani przez nikogo w zaciszu własnego domu. Jedno jest pewne - z genem społecznikowskim trzeba się po prostu urodzić, tego nie można się wyuczyć. Zarówno Mirosława Siemieniuk-Morawska, jak i jej koleżanki Danuta Bagińska z okolic Zabłudowa czy też Mirosława Bezdziel ze wsi Studzianki już jako dzieci wyróżniały się spośród swoich rówieśników: przewodniczące klas, harcerki.

Ale to przecież też nic znowu takiego nadzwyczajnego. Tyle tylko, że większość z nas z tego wyrasta, im jednak ta "choroba" z wiekiem się tylko pogłębia. Już nie potrafią sobie wyobrazić życia bez swoich stowarzyszeń, zespołów, teatrzyków dla dzieci. Wyszukują w internecie programy unijne, piszą programy, z których korzysta potem cała gmina.- Nie jest trudno coś zrobić, wystarczy tylko chcieć - przekonuje Mirosława Bezdziel.

Był czas, że i ona próbowała szukać szczęścia w mieście, ale po kilku latach postanowiła wrócić do swoich rodzinnych Studzianek, gdzie jej rodzina żyje od pokoleń. Została nauczycielką w szkole, gdzie uczyli się jeszcze jej rodzice i dziadkowie. Może dlatego nie mogła spokojnie patrzeć, jak jej ukochana wieś popadała w coraz większą ruinę. Zaczęła od tego, na czym zna się najlepiej - dzieci. To im postanowiła zorganizować czas w pierwszej kolejności. By już nie wałęsały się tak bez celu, nie oglądały bezmyślnie telewizji.

- Udało się otworzyć świetlicę środowiskową, powstały kolejne warsztaty z myślą o uczniach. Mija właśnie 6 lat odkąd stworzyliśmy dziecięcy zespół folklorystyczny "Płomyki" - wymienia jednym tchem. - Staram się zmienić tutejszą mentalność właśnie dzięki najmłodszym. Bo im się ciągle jeszcze chce. A i później są z tego korzyści. Moi pierwsi wychowankowie są już dzisiaj całkiem dorośli i to jest fantastyczne, obserwować, jak i oni starają się już coś zmienić wokół siebie, zrobić coś dla innych.

Tylko schylić się po pieniądze

Pisanie, że pieniądze z Unii zmieniają polską wieś, jest już pewnym truizmem. Nie byłoby tego jednak, gdyby nie te wszystkie kobiety, które postanowiły wziąć sprawy w swoje ręce. Tak się bowiem dziwnie składa, że na wsiach, w małych miasteczkach to właśnie płeć piękna należy do najaktywniejszych członków lokalnej społeczności. Mężczyźni ciągle jeszcze wolą się przyglądać z daleka.

- Mamy z tym problem. Dobrze jak jeszcze się nie wtrącają, siedzą w domach. Bywa jednak trudno. Ot choćby ostatni przykład - organizujemy w naszym stowarzyszeniu bal sylwestrowy. I mamy kłopot z frekwencją. Koleżanki nie chcą przychodzić z mężami. Boją się, że tylko im wstydu narobią upijając się szybko do nieprzytomności - nieco wstydliwie przyznaje Danuta Bagińska.

Na szczęście, są i od tego wyjątki.

- Moja rodzina za to, nie tylko, że się przyzwyczaiła do tego mego społecznikowania, ale jeszcze mój mąż coraz częściej włącza się do naszych akcji - nie bez dumy przyznaje Mirosława Siemieniuk-Morawska.

Myślenie o innych pomaga

Był zresztą czas, całkiem niedawno, kiedy to praca dla innych zwyczajnie je uratowała, czy to przed bezlitosną chorobą, czy zwykłą ludzką zawiścią. Mirosława dopiero w ubiegłą sobotę odważyła się zdjąć chustkę z głowy i pokazać światu swoje króciutkie włosy. Rak zaatakował ją rok temu, wierzy, że udało się jej wygrać tą walkę i najgorsze ma już za sobą.
- Gdyby nie praca przy projektach, pewnie bym zwariowała od tego ciągłego myślenia o chorobie. A tak nie tylko, że skończyłam dwa kolejne, ale jeszcze zapisałam się na studia pedagogiczne - śmieje się.

- Mnie to dopadło pięć lat temu. Przyrzekłam wtedy sobie i Bogu, że jak z tego wyjdę, to jeszcze bardziej poświęcę się innym. I słowa dotrzymuję - dodaje Danuta Bagińska.
Nie ma dla nich rzeczy niemożliwych, wydają się nieustraszone. Kiedy trzeba są miłe i słodkie, potrafią jednak i tupnąć w razie kłopotów. Żeby osiągnąć cel, pomóc - nie cofną się przed niczym.

Mirosława Siemieniuk-Morawska.
Mirosława Siemieniuk-Morawska.

Mirosława Siemieniuk-Morawska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna