Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To nie jest gra dla idiotów!

Justyna Paszko
Białostocka drużyna futbolu amerykańskiego

Właściwie można nas nazwać samoukami - śmieje się Rafał Bierć, prezes i zawodnik białostockiej drużyny Lowlanders. - Osoby, które trenują w naszej drużynie poszukiwały dla siebie czegoś innego, jakiejś innej dyscypliny sportu niż piłka nożna, koszykówka czy basen. Alternatywą okazał się futbol amerykański.

Zawodnicy Lowlanders na tyle zafascynowali się tym sportem, że sami w wolnym czasie zgłębiali jego tajniki. W przeciągu dekady drużyna zaczęła awansować do wyższych klas rozgrywkowych. Obecnie gra w Toplidze. W 2014 roku do zespołu zaczęto ściągać obcokrajowców.

- Bo zauważyliśmy, że inne drużyny zaczynają się zbroić w obcokrajowców - wyjaśnia Bierć. - A jak awansowaliśmy do Topligi, to już właściwie nie było wyjścia. Mieliśmy już wtedy budżet, który na to pozwalał.

Od 2014 r. przez zespół przewinęło się 10 graczy z USA i dwóch serbskich trenerów.

- Amerykanie są filarami drużyny - podkreśla Bierć. - Sprowadzamy tu ludzi, którzy nie tylko umieją grać, ale potrafią też swoją wiedzę przekazać reszcie zespołu.

I dodaje, że Amerykanie w Białymstoku odnajdują się bez problemu. - Owszem, trafiali się zawodnicy, którym, np. nie smakowało tutejsze jedzenie, albo przeszkadzało, że ludzie na ulicy z zainteresowaniem na nich patrzyli. Na szczęście, takich osób było bardzo mało.

Mike polubił Białystok

24-letni Amerykanin Mike Kagafas do Białegostoku przyjechał ze stanu Ohio, w lutym tego roku. - Miałem szansę na grę w NFL, ale nie wyszło - tłumaczy. - Stanąłem więc przed wyborem: przestać grać w futbol i znaleźć zwykłą pracę, albo poszukać innej szansy. I wtedy mój agent mnie zapytał, co myślę o wyjeździe do Europy...

W ten sposób w zeszłym roku trafił do Szwecji. Do przyjazdu do Białegostoku zaś zachęcił go inny zawodnik, który spędził tu kiedyś dwa sezony.

- I od razu polubiłem Białystok i tutejszą kuchnię - podkreśla. - Jedzenie jest tu po prostu fantastyczne! Najbardziej smakują mi gołąbki - śmieje się.

Często odwiedza pizzerię Savona, Pelati, Bar Słowiański z polską kuchnią i Pub Fiction.

- No i podoba mi się, że jest tu dużo centrów handlowych, bo kiedy w nich przebywam, przypomina mi się dom... - wyznaje.

Koledzy z drużyny nazywają Mike’a z sympatią Michałem. A ten ku ich uciesze bezbłędnie nauczył się już sześciu polskich zwrotów: - „Dzień dobry”, „cześć”, „siema”, „jak się masz”, „dobrze”, „co” - wymienia jednym tchem. - No i znam jeszcze kilka brzydkich słów - dodaje ze śmiechem.

I stwierdza, że gdyby znał dobrze język polski, to mógłby się tu poczuć całkiem jak w domu.

- Ale wódkę pije już jak Polak - śmieje się Rafał Bierć.

Mimo, że drużyna Lowlanders zakończyła już sezon, Mike został w Białymstoku. Chce obejrzeć finał Topligi, który obędzie się podczas tego weekendu w stolicy Podlasia.

Twierdzi, że nie odczuwa wielkiej tęsknoty za rodzinnymi stronami. - Jestem poza domem od podjęcia nauki w koledżu. Później byłem rok w Szwecji, teraz jestem tu. Tęsknię za bliskimi, ale jestem przyzwyczajony do rozłąki z nimi - tłumaczy.

Futbol amerykański zrodził się w ojczyźnie Mike’a. Dla niego więc to coś więcej, niż zwykła gra. - Oznaczał dla mnie darmową edukację w koledżu, możliwość podróżowania po Stanach, a potem profesjonalne granie w całej Europie. Więc najlepszym określeniem będzie, że futbol amerykański to moje prawdziwe życie, coś, co robię od 12 lat. Nie znam niczego innego.

Ludzie myślą, że to dla osiłków

- Dla mnie zaś to przede wszystkim adrenalina, której nie doświadczyłem uprawiając inne sporty - wtrąca Rafał Bierć. - Trenowałem wiele różnych dyscyplin: judo, koszykówkę... Jednak w futbolu jest coś, czego nie da się opisać. Ta widowiskowość, zderzenia zawodników. To jest piękne!

Według Rafała, futbol amerykański nie jest grą dla idiotów. - Mamy książki zagrywek, które mają po kilkadziesiąt stron. To wszystko trzeba później umieć zastosować na boisku. Trzeba umieć się odnaleźć i czytać grę. A ludzie myślą, że to sport dla osiłków, którzy nie robią nic więcej, poza nawalaniem się na siebie.

- Każdy sport może się taki wydawać, jeśli nie rozumie się jego zasad - tłumaczy Tomasz Zubrycki, zawodnik Lowlanders Białystok i reprezentant Polski. - Wszyscy wiedzą, o co chodzi w siatkówce czy piłce nożnej. Natomiast futbol amerykański to taka trochę egzotyka.

Tomka do przyjścia na trening Lowlandersów zachęcił kolega z siłowni.

- Miałem sporo wolnego czasu, więc poszedłem - mówi. - Od treningu do treningu i zasmakowałem tego sportu. I tak mi zostało!

Choć przyznaje, że początki w drużynie były ciężkie. - Tomek teraz gra w reprezentacji Polski, ale na początku był fatalnym zawodnikiem. Wręcz beznadziejnym! - śmieje się Rafał Bierć. - Ale pamiętam, jak dosłownie codziennie wychodził na boisko, rzucał, łapał i ćwiczył. I teraz jest najlepszy!

Tomek przyznaje, że dziś futbol amerykański jest dla niego jest jak narkotyk.

- Są tu tak duże emocje, jakich nigdy w żadnym innym sporcie nie doświadczyłem - wyjaśnia. - Podczas pierwszych meczy byłem przerażony, ale potem zacząłem panować nad emocjami. Ten strach przekuł się w przyjemność.

Zawodnicy Lowlanders podkreślają, że w futbol amerykański może grać praktycznie każdy. Gra ta charakteryzuje się bowiem tym, że właściwie na każdej formacji - w ataku czy obronie - jest masa pozycji, a każda z nich wymaga zupełnie innych warunków fizycznych. Najważniejsze są jednak chęci.

- Nieważna jest waga, wzrost, siła. Wszystko da się zbudować - podkreśla Tomek Zubrycki. - Jak ktoś jest niższy, to będzie grał na innej pozycji, a wyższy - na innej. Ktoś wysoki i grubszy będzie zaś grać na linii. Najważniejszy jest charakter, chęć do walki i rywalizacji.

Po każdym sezonie drużyna Lowlanders prowadzi rekrutację, zarówno do seniorów, jak i juniorów.

- Widywałem już takich cwaniaczków - wielkich chłopaków - wspomina Rafał. - I wydawało się: „wow, ale będzie z niego zawodnik!“ A później wychodziły z nich płaczki i mentalność dziecka. Dlatego podkreślam zawsze na rekrutacji - chęci! Nie trzeba się przejmować, kiedy coś nie idzie, bo wszystkiego można się nauczyć.

Kask z kratą i Ochraniacz na zęby to podstawa!

W futbol amerykański grają także dziewczyny. - W Ameryce grają, i to nawet w bieliźnie! - zaznacza Rafał Bierć. - Jest specjalna Lingerie Football League, gdzie dziewczyny uderzają lepiej od chłopaków. Ale wiadomo, że tam chodzi o show i komercję. Natomiast w Warszawie mamy kobiecy zespół Warsaw Sirens. Zdaje się, że był taki zespół również w Rzeszowie. My też próbowaliśmy zorganizować drużynę żeńską, było nawet kilka treningów, ale niestety nie przełożyło się to na większe zainteresowanie.

I dodaje, że wbrew temu co się powszechnie sądzi, to mimo brutalności tego sportu, nie jest on wcale kontuzjogenny: - Najczęściej są to jakieś wybicia, czy zwichnięcia kończyn, które nie są osłonięte przez ochraniacze - wymienia. - Palce, stopy, skręcone kostki, zbite mięśnie, kolana. Raczej nie różnią się bardzo od kontuzji odnoszonych w piłce nożnej. Sprzęt sportowy jest coraz lepszy, ochraniacze trwalsze i skuteczniejsze. Dużo zależy też od przygotowania na siłowni. Trzeba obudować ciało tkanką mięśniową, dobrze się rozgrzać. Ja grałem 10 lat i miałem tylko złamany mały palec i naderwany mięsień. Jeśli poświęcasz się dla jakiegoś sportu, to zawsze może się coś stać. Ale w drużynie są osoby, którym nigdy nic się nie stało - mówi Rafał.

Przed urazami chroni cały zestaw ochraniaczy: kask z kratką, ochraniacz na zęby, houlder pad, czyli ochraniacz na ramiona, horse-collar, czyli kołnierz chroniący głowę i kark. Są tzw. plates, które montuje się na plecach, żeby chronić kręgosłup. Są liczne ochraniacze na stawy, specjalne rękawiczki, koszulki, no i suspensory, czyli ochraniacze na genitalia. Są też ochraniacze na kość ogonową, uda i kolana wszyte w spodenki.

Tomek Zubrycki gra na pozycji skrzydłowego. Często znajduje się w sytuacji, kiedy rzuca się na niego cała drużyna.

- Bycie na samym dole takiej kanapki nie jest wcale takie bolesne - śmieje się. - Kiedy biegnę i patrzę w niebo, szukając piłki, i zderzam się z jakimś zawodnikiem, to tak, jakbym wpadł na słup. I to jest dopiero ból!

Chciałbym, żeby kibice Jagiellonii przychodzili i do nas

W drużynie Lowlandersów znajdziemy cały przekrój zawodów. Rafał jest adwokatem, a Tomek prowadzi sklep ze sprzętem sportowym.

- Mamy też kolegę grabarza i chłopaka, który o mały włos nie skończył seminarium duchownego, mamy lekarza, mechanika samochodowego - wymienia Rafał. - To są ludzie, którzy mają rodziny, dzieci, mają po 40 lat. Ale mamy też juniorów, którzy trenują z nami od 16-17. roku życia. Nie mogą się doczekać, kiedy ukończą 18 lat i dołączą do pierwszego zespołu.

Tomek podkreśla, że zawodnicy Lowlanders są pasjonatami i na co dzień nie zarabiają na sporcie wielkich pieniędzy. - Ale w bogatszych klubach, owszem, da się na tym zarobić - przyznaje.

Białostocka drużyna futbolu amerykańskiego rozgrywa swoje mecze na bocznym boisku Stadionu Miejskiego w Białymstoku. Mają zawsze komplet publiczności. Kiedy ludzie się nie mieszczą, obserwują mecz zza siatki. Jest też stream internetowy, który śledzi średnio 4 tys. widzów. Zdarzali się internauci z Ameryki Południowej, Japonii i całej Europy.

- Ale oczywiście chciałbym, żeby te rzesze kibiców, które idą na mecz Jagiellonii, szły też do nas - przyznaje Rafał.

Mike wierzy, że futbol amerykański może kiedyś w Europie dorównać popularnością piłce nożnej. - Jeśli liga ma rosnąć w siłę, to musi mieć przede wszystkim „pee wee programs” (programy szkoleniowe dla dzieci) - wyjaśnia Amerykanin. - Maluchy muszą zacząć grać w wieku 5 lat. Kiedy takie dziecko zaczyna grać, to od razu ma dwóch wiernych fanów - rodziców. Później dochodzą ciocie, wujkowie, kuzynostwo. Dziecko gra na szkolnym boisku, widzą to inni, dochodzi jeszcze kilku fanów. Kiedy dorasta, wspina się po szczeblach wyższych lig, a jego fani kibicują mu niezależnie od tego, gdzie gra. Później fani mają dzieci, zabierają je na mecze, żeby kibicowały. Są lojalni, bo to gracz „z naszego miasta”. Tak się rozwija popularność sportu.

Tomek wierzy, że za jakiś czas nastąpi taki moment, ale to nie będzie szybko: - Piłka nożna tak zdominowała wszystkie dyscypliny, że żadna inna nie jest w stanie jej dorównać. Wszystkie kraje w Europie musiałyby się w tym samym czasie zafascynować futbolem, żeby mógł być tak samo popularny. Życzyłbym sobie, żeby tak było, ale jest to raczej niemożliwe. Wydaje mi się, że futbol amerykański będzie mógł dorównać popularnością siatkówce lub koszykówce.

W 2016 roku zespołowi Lowlanders Białystok udało się dotrzeć aż do półfinałów Topligi. Niestety, zespół uległ drużynie z Gdyni. - Wspominam ten sezon ze łzą w oku. Finał mieliśmy na wyciągnięcie ręki. Prowadząc przez cały mecz, przegraliśmy go w ostatnich sekundach. Strasznie nam żal. Mija już drugi tydzień od półfinału i nadal, kiedy ktoś o niego pyta, ciężko mi o tym mówić. Boli to tym bardziej, że finał ma być w naszym mieście.

Mimo porażki, Rafał nie załamuje rąk:

- Jestem przekonany, że zagramy w końcu w finale. Tylko szkoda, że nie w ten weekend w Białymstoku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna