Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To polowanie na ojca. Samotne kobiety szukają zamożnych mężczyzn, by zajść w ciążę

Dorota Naumczyk [email protected]
Dominika uknuła plan - wyjedzie do innego miasta i tam pójdzie z kimś do łóżka.
Dominika uknuła plan - wyjedzie do innego miasta i tam pójdzie z kimś do łóżka. sxc.hu
Na konto Eweliny wpływa co miesiąc 14 tysięcy zł alimentów, na rachunek Dominiki - 5 tysięcy. Beata nie dostaje nic. I jest szczęśliwa.

Co łączy te trzy białostoczanki? Wszystkie są ciut po 40-tce i samotnie wychowują dzieci. I to nie dlatego, że zostały porzucone przez mężów czy też partnerów, ale dlatego, że tak wybrały. Tak chciały od samego początku.

- No, może nie od dzieciństwa - precyzuje Dominika. - Kiedy byłam nastolatką, marzyłam, że kiedyś założę szczęśliwą rodzinę, że będę miała piękny dom, a w nim męża i gromadką dzieci. Ale czas mnie wyleczył z tych marzeń.

Za królewiczem ruszyła do stolicy

Dominika była bardzo zdolną studentką. Skończyła prawo na białostockiej filii Uniwersytetu Warszawskiego, szybko zrobiła aplikację i zaczęła pracę w jednej z białostockich kancelarii. Była piękną i ambitną dziewczyną, więc zawsze kręciło się wokół niej mnóstwo facetów. Ale jakoś nie mogła trafić na tego jedynego. Nigdy z żadnym z nich nie wiązała większych nadziei na przyszłość. No, może poza Robertem... Był adwokatem i bardzo się jej podobał, tyle że... już miał żonę. Dominika miała wtedy 30 lat i nie chciała rozbijać czyjegoś związku. Ciągle jeszcze dawała sobie szansę, że zbuduje własny. Zakończyła więc ten przelotny romans. Ale minęło kolejnych pięć lat, a przy jej boku ciągle nikogo nie było.

- Było w tym wiele mojej winy, bo byłam zapracowana, robiłam karierę i czekałam na królewicza z bajki - dziś Dominika bije się w pierś.
Kiedy skończyła 35 lat, przyszło otrzeźwienie. Zdała sobie sprawę, że żaden królewicz na białym koniu do Białegostoku nie przyjedzie. I że, co gorsza, zegar biologiczny tyka już na tyle głośno, że jeżeli nie weźmie spraw w swoje ręce, to za kilka lat zobaczy w lustrze starą, samotną kobietę, bez dzieci i wnuków. I że w biedzie nie będzie jej miał kto podać nawet szklanki wody.

Wtedy postanowiła - będzie miała dziecko! Nie chciała jednak wchodzić w związek z byle kim, z pierwszym lepszym napotkanym facetem. Wiedziała, że prędzej czy później zakończyłoby się to rozstaniem. Chciała uniknąć tych wszystkich, znanych jej z prawniczej praktyki, komplikacji: targów o alimenty, ustalania widzeń z dzieckiem itp.

Uknuła więc plan - wyjedzie do innego miasta i tam pójdzie z kimś do łóżka. Wszystko miało się odbyć dyskretnie, a facet miał się nigdy nie dowiedzieć, że jest ojcem. Dominika na brak pieniędzy nie narzekała, więc sprawa alimentów nie miała dla niej większego znaczenia. Jak zaplanowała, tak też zrobiła. Wyjechała do Warszawy, kilka razy poszła na imprezę... Na jednej z nich poznała przystojnego faceta, wylądowała z nim w łóżku. Po kilku tygodniach, już po powrocie do Białegostoku, okazało się, że jest w ciąży. Była bardzo szczęśliwa. Tak jej męsko-damska przygoda miała się zakończyć.

Ale się nie zakończyła. Warszawiak nie chciał zrywać kontaktów. Ciągle pisał e-maile i sms-y, naciskał na spotkania. Któregoś dnia więc wyznała mu prawdę. Był w szoku. Okazało się bowiem, że jest żonaty i ma szczęśliwą rodzinę. Nie chciał kłopotów. Po kilku dniach zadzwonił i zaproponował, że będzie co miesiąc przelewał na jej konto 5 tys. zł - za milczenie. Ale ani jej, ani jej dziecka nie chce nigdy więcej widzieć na oczy. Danego słowa dotrzymuje już od pięciu lat.
Polowała na wysokie alimenty

Ewelinie też w życiu nie zawsze układało się tak, jak by chciała. Dwa prowadzone w Białymstoku biznesy nie wypaliły, a i kolejne związki kończyły się fiaskiem. Wymyśliła więc, że jej ostatnią szansą na szczęście jest zrealizowanie się w roli matki.

- Byłam już dobrze po trzydziestce, gdy postanowiłam, że na ojca swojego dziecka poszukam zamożnego mężczyzny, bo wysokość alimentów nie jest przecież bez znaczenia... - wspomina.

Z racji prowadzonych wcześniej interesów w branży handlowej, miała w całej Polsce sporo kontaktów z ludźmi bardzo zamożnymi. Odnowiła te znajomości, ponownie weszła w ich środowisko i poznała Bogdana, o 10 lat starszego od niej biznesmena, który dzielił swoje życie i interesy między Warszawą a Paryżem. Bardzo jej się spodobał, a okazało się, że z wzajemnością. Tam, we Francji, miał dom, żonę i dzieci, tu, w Polsce - zamieszkał razem z nią w jednym z warszawskich apartamentowców. Nieoczekiwanie dla siebie samej, po kilku miesiącach zaangażowała się w ten związek całym sercem.

Choć tego nie planowała. Czasami nawet delikatnie naciskała, by Bogdan w końcu rozwiódł się ze swoją francuską żoną, ale bezskutecznie. Po dwóch latach znajomości Ewelina zaszła w ciążę. Dopiero wtedy jej partner zdecydował się rozstać z żoną i zalegalizować ich związek. Już po ślubie białostoczanka urodziła bliźniaczki - dwie śliczne dziewczynki. Wkrótce potem zaczęło się wszystko psuć. Bogdan znowu coraz częściej wyjeżdżał do Francji, a nawet jak załatwiał interesy w Warszawie, to zdarzało mu się nie wracać do domu na noc, tylko nocować w hotelach.

- Wydziałam, że nasz związek się rozłazi, ale nie mogłam nic zrobić - opowiada Ewelina. - Próbowałam go jakoś naprawiać, bo kochałam męża, ale bez żadnego skutku. Oddalał się ode mnie coraz bardziej. Jednak w dniu, w którym dowiedziałam się, że ma 20-letnią kochankę, i mnie przestało tym małżeństwie zależeć. Nawet nie byłam wściekła. Miałam dwie córeczki i one były całym moim światem. I dopiero teraz wróciłam do planu walki o wysokie alimenty.
Ewelina postanowiła skierować do sądu wniosek rozwodowy i alimentacyjny, spakować siebie i córki, i wrócić do rodzinnego Białegostoku.

Wtedy Bogdan po raz pierwszy od lat poprosił ją o poważną rozmowę. Powiedział, że sąd na podstawie jego prezesowskich zarobków przyzna jej jakieś 10 tys. zł alimentów miesięcznie, on zaś będzie jej płacił o cztery tysiące więcej pod warunkiem, że po rozwodzie zostanie z dziećmi w Warszawie. On bowiem chce widywać córki zawsze, kiedy tylko będzie miał na to czas i ochotę.

Ewelina na razie przystała na jego warunki. Sprawa rozwodowa jest jeszcze w toku, a na jej konto co miesiąc wpływa 14 tys. zł. Nie musi więc, póki co, myśleć o pracy, a swój czas może w całości poświęcić dzieciom.

Wolała wczasy niż bank spermy

Beata, pracownica jednego z białostockich banków, też zawsze marzyła o córeczce. Nigdy jednak nie miała szczęścia do facetów. Nigdy nie czuła się jakoś specjalnie atrakcyjna jako kobieta. Rodzice wychowali ją w duchu, że nie należy się wyróżniać ani wychylać, a co jest przeznaczone, i tak człowiek dostanie. Czekała więc na to swoje przeznaczenie i czekała. Lata mijały, a ona pracowała ciągle w tym samym bankowym okienku i czasami po pracy spotykała się z tymi samymi dwiema koleżankami. Przyjaciółki znały jej marzenia. I to jedna z nich podpowiedziała jej, jak może je zrealizować. Albo zostaniesz klientką banku spermy - rzekła - albo pojedziesz sama na wakacje i tam już sama wiesz, co powinnaś tam zrobić...

- Wybrała tę drugą opcję. Wykupiła wczasy nad morzem, oczywiście w terminie swoich dni płodnych - opowiada przyjaciółka Beaty, Kamila. - Wstydziła się iść do banku spermy i przyznać do tego, że jest taka niezaradna, że nie może znaleźć sobie porządnego faceta. Bała się tych spojrzeń obcych ludzi. Pojechała więc na wakacje i wróciła w ciąży. Mówiła, że to była jedna noc, a dała jej szczęście na całe życie...

Beata samotnie wychowuje siedmioletnią dziś córeczkę. Ojca dziecka, poza tamtą jedną nocą, nigdy więcej nie widziała. O alimentach też nigdy nie myślała, bo uważa, że byłoby to z jej strony nieuczciwe.

Imiona bohaterek zostały - na ich prośbę - zmienione.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna