Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzyma lwa w swoim domu. Simba to duży kociak

Bartosz Gubernat [email protected]
– Przy mnie Simba jest przymilny jak mały kotek – mówi Leszek Bielenda (z prawej), właściciel 150-kilogramowego lwa.
– Przy mnie Simba jest przymilny jak mały kotek – mówi Leszek Bielenda (z prawej), właściciel 150-kilogramowego lwa. Fot. . K. Kapica
Jeszcze w grudniu, w zimne dni wylegiwał się ze swoim panem na kanapie. Ale wtedy ważył 48 kilogramów i był przymilnym kociakiem. Dzisiaj do salonu nie ma już wstępu. Skórzaną sofę przerósł trzykrotnie.

Leszek Bielenda to chyba najbarwniejsza postać w Głogowie. Jeszcze niedawno mieszkańcy kojarzyli go głównie z nietypowymi samochodami (jeździ potężnym hummerem) i niezwykłymi ozdobami (na betonowym ogrodzeniu jego posiadłości stoi cała armia rozbawionych troli). Dzisiaj ekscentryk kojarzy się z Simbą - lwem, którego dostał z objazdowego cyrku.

Ten kot jest znany w całej Polsce

Kot skończył właśnie roczek. Podczas naszej ostatniej wizyty, w styczniu, robiliśmy mu sesję zdjęciową na skórzanym komplecie wypoczynkowym w salonie. Hasał także wokół stołu do bilarda. Lubił czochranie po rozwianej czuprynie i drapanie pod brodą. Ciekawe, czy od tej pory urósł? Trzeba to sprawdzić. Jedziemy do Głogowa Małopolskiego.

Na miejscu dowiadujemy się, że zainteresowanie lwem i jego właścicielem nie słabnie.
- Przyjeżdżają dziennikarze z TVN-u, Polsatu, TVP i ogólnopolskich gazet. Miejscowi poznali już lwa, dlatego odpuścili. Zresztą, komu miałem go pokazać, już to zrobiłem. Dzieci też już się do niego przyzwyczaiły. Każde, które chciało, ma jego zdjęcie - mówi Bielenda wskazując palcem na szkołę po drugiej stronie ulicy. - Ale panowie pożegnali się na wszelki wypadek z rodzinami? Bo jak rozumiem, chcecie dzisiaj wejść do Simby? - dopytuje gospodarz z kamienną twarzą.

- ... No właśnie, może odpuścimy. Może zrobimy zdjęcia z zewnątrz... - odpowiadam.
- Żartuję przecież - mówi ze śmiechem pan Leszek. - Jest wielki i silny, ale jeśli będziecie mnie słuchać, nic wam nie zrobi. Jest przymilny jak mały kotek.

On nie lubi obcych głosów

Na wszelki wypadek właściciel kota instruuje nas, jak mamy zachowywać się w klatce, aby nie sprowokować ataku lwa. To nowość. Bo jeszcze kilka miesięcy temu, w styczniu, czuliśmy się u Simby swobodnie.

- Po pierwsze zostawcie poza wybiegiem wszelkie plecaki, torby i kurtki. Nic nie mówicie, bo on nie lubi obcych głosów, a słyszy wszystko. I jeszcze jedno - wchodzicie do środka na mój znak i żadnych gwałtownych ruchów.

Mimo wcześniejszych zapewnień pana Leszka, przed klatką robi się trochę groźnie. Ale widok, jak Bielenda i jego znajomy Remigiusz bawią się z kotem, szybko nas rozluźnia...

Potężny, 150-kilogramowy kot raz po raz powala na ziemię swoich opiekunów, ale widać, że w ten sposób po prostu się bawi. Trochę więcej problemów ma tylko z prawie dwumetrowym Remkiem, przez pana Leszka nazywanym ojcem chrzestnym Simby. To on pomaga przy pielęgnacji kota.

Wziął w paszczę moje... kolano

Bielenda zaprasza nas do środka. Stajemy pod ścianą i obserwujemy reakcję Simby. Kot doskonale orientuje się, że przybyło mu dwóch gości. Na razie nie zwraca na nas jednak uwagi. Rozkosznie liże po twarzy pana Leszka. Wystarcza jednak, że przesuwamy się o kilka kroków i już jest obok mnie. Bielenda widzi, że staję w bezruchu. Lew wącha i bierze do paszczy moje kolano. Powyżej zgięcia nogi czuję dotyk potężnego kła. Przed oczami przelatuje mi całe życie... Cholera, po co tu wchodziłem...

Lew ostatecznie rezygnuje z konsumpcji mojej kończyny.

W ogrodzie pana Leszka pojawia się ekipa z innej gazety. Koledzy rozmawiają przez telefon, nie słuchają upomnień opiekuna lwa. Simba robi się coraz bardziej niespokojny... Głośno sapie. To znak, że jest coraz bardziej zdenerwowany. Opuszczamy wybieg. Straty? Stosunkowo niewielkie. Podrapana obudowa obiektywu i zadrapania na ramionach pana Remka.

- Ale to chleb powszedni - tłumaczy Remigiusz. - On nie rozumie, że nie jesteśmy lwami i bawi się z nami jak ze swoimi braćmi czy kolegami. Nie można mieć o to do niego pretensji. Pamiętajmy, że to dzikie zwierze. W gruncie rzeczy i tak jest delikatny.

- Simba niech odpocznie, a ja pokażę, jak doinwestowałem jego wybieg. Teraz nie ma opcji, aby się stąd wydostał - mówi Bielenda, zamykając klatkę na solidną kłódkę i dwie zasuwy.

Klatka to dwie tony metalu

Od strony basenu widok na wybieg jest imponujący. Wysoka na około dwa i pół metra i długa na około pięć metrów klatka jeszcze pachnie nowością. Simba wchodzi do niej małym, kwadratowym oknem.
- Klatka waży około dwóch ton i jest przytwierdzona do solidnego, betonowego podłoża - wyjaśnia Leszek. - Tutaj mój pupil czeka, aż posprzątam mu wybieg. W tym małym pomieszczeniu weterynarz bada go, a jeśli trzeba robi zastrzyki.

W trakcie rozmowy Simba jak na zawołanie wskakuje do swojej dodatkowej klatki. Bielenda z niemałym wysiłkiem opuszcza metalowe zamknięcie, odcinając kotu wyjście na wybieg. Teraz możemy bez obaw pobuszować w domu króla dżungli.

- Jak widać, wokół całego wybiegu przy ogrodzeniu stoją miski - mówi Bielenda. - Dzięki temu kiedy nie ma mnie w domu, każdy członek mojej rodziny może bezpiecznie, z zewnątrz dolać Simbie wody. Rozstawiłem też grube kije. Po co? Dla ochrony. Ale broń Boże nie do bicia Simby. Po prostu, kiedy czuję się zagrożony, stawiam taki pal przed sobą, a on mnie obchodzi dookoła. To wypróbowana metoda. Na szczęście nie często muszę z niej korzystać.

Jak w Big Brotherze

W prawdziwym żywiole właściciel kota jest jednak dopiero przy jego grocie. Obudowana pokaźnymi kawałkami piaskowca izoterma z ciężarówki zmieniła się nie do poznania. Przede wszystkim lew dostał... kaloryfer.

- Jest sterowany zdalnie i podłączony do ogrzewania mojego domu. Pod sufitem zamontowałem Simbie także dodatkową półkę z desek, na której uwielbia leżeć. Na zewnątrz dostał olbrzymie pnie. Na tych przed grotą wyleguje się i ostrzy pazury. Te z boku służą do wychodzenia na dach, skąd dumnie obserwuje cały nasz ogród - wylicza Bielenda.

- Czy na tym koniec inwestycji? - pytam.

- Absolutnie nie! Zamówiłem już pastuchy, które zamontuję wokół całego ogrodzenia. To dla podniesienia bezpieczeństwa ze 100 do 102 procent. No i jeszcze jedno - zimą będę oglądał Simbulkę przy komputerze. Lada dzień w rogu groty zamontuję obrotową, bezprzewodową kamerę. Żeby mieć z nim jeszcze lepszy kontakt. Bo pokochałem tego kota i już na pewno nikomu go nie oddam - puszcza oko pan Leszek.

Czy obraz z kamery będą mogli podglądać internauci? Znając pana Leszka, to niemal w stu procentach pewne...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna