Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uciekała od złego losu

Janka Kryńska [email protected]
Najpierw z dziećmi uciekała z Czeczenii. Potem z trzema najstarszymi córkami  uciekała z Francji. Teraz jej córki trafiły do domu dziecka, a ona z tęsknoty tuli ich zabawki.
Najpierw z dziećmi uciekała z Czeczenii. Potem z trzema najstarszymi córkami uciekała z Francji. Teraz jej córki trafiły do domu dziecka, a ona z tęsknoty tuli ich zabawki.
Aisza bierze leki i chodzi na terapię. Codziennie jeździ do domu dziecka, żeby spędzić jak najwięcej czasu z córeczkami. Gdyby nie to, wcale nie wychodziłaby z domu. Może nawet już by nie żyła. - Oddadzą mi dzieci? Powiedz - prosi.

Czekała już na mnie w redakcji. Kilka tygodni wcześniej rozmawiałam z nią przez telefon. Chciałam się dowiedzieć, czemu przysłała do nas paczkę z dziwną zawartością: czarną rękawiczką i czarnym krawatem, dokumentem podróży, zastępującym uchodźcy paszport, zdjęciami kilkorga dzieci. Ona nie chciała wtedy nic powiedzieć. Była zła, że nie dzwoni do niej dziennikarz płci męskiej.

- Nie rozumiecie, że czarna rękawiczka to wyzwanie na pojedynek? Wyzywam wszystkich kłamców! To nie kobiety sprawa! - krzyknęła w słuchawkę i przerwała połączenie.
Teraz przyszła sama, żeby porozmawiać. Czekała na mnie skulona na krześle, z oczami pełnymi łez i strachu. Nie tak sobie wyobrażałam Czeczenkę Aiszę, która wyzywa na pojedynek media, policję, sądy - bo przez wszystkie te instytucje czuje się oszukana.
- Zabrali mi dzieci - powiedziała i skuliła się jeszcze bardziej, jakby samo wypowiedzenie tego zdania sprawiło jej fizyczny ból.

Jej mąż już miał żonę

Kilkanaście lat temu Aisza mieszkała w Czeczenii. Zdała maturę i zaczęła pomagać ojcu w prowadzeniu piekarni we wsi, w której mieszkała jej liczna, wielopokoleniowa rodzina. Aisza nie chce opowiadać o grozie wojny. Dziękuje jedynie Allachowi, że żadna z najbliższych jej osób nie zginęła. Ale i tak kilkoro z jej rodzeństwa, podobnie jak ona, opuściło ten kraj bez perspektyw. Mieszkają teraz w różnych państwach, w całej Europie.

Aisza wyszła za mąż za mężczyznę, który już miał jedną żonę. Wprawdzie oficjalnie w Czeczenii wielożeństwo nie istnieje, jednak pobożni muzułmanie wcale nierzadko żyją w takich związkach.

- Bardzo go kochałam - opowiada Aisza o swoim czeczeńskim mężu. - Był młody, tak jak i ja. Było nam naprawdę dobrze razem.

Ale do czasu. Potem coś się zaczęło psuć w tym trzyosobowym małżeństwie. Aisza mówi, że to przez pierwszą żonę, która była kłótliwa i zazdrosna o swoją pozycję w domu.
W 2001 roku Aisza urodziła pierwszą córkę, Walę. Dokładnie rok później na świat przyszła Anna.

A w 2005 roku Aisza rozwiodła się z mężem, bo atmosfera w domu stała się nie do zniesienia.
Kiedy stała przed sędzią, była w kolejnej ciąży. Ale wystarczyło - zgodnie z prawem szariatu - powiedzieć trzy razy: "Rozwodzę się z tobą", żeby zostać osobą wolną.

Zabrała dzieci i uciekła z Czeczenii

Aisza miała wtedy 28 lat. Z dwiema maleńkimi córeczkami za rękę i trzecią w brzuchu zdecydowała się na karkołomne przedsięwzięcie: ucieczkę z Czeczenii.
- Nie było tam dla mnie miejsca. Ojciec już był stary, mama nie żyła od dawna, bo młodo umarła. Nie było z czego żyć. Nie było nadziei, że będzie lepiej - tłumaczy desperacki krok.
Grupę nielegalnych "turystów" z Czeczenii schwytali pogranicznicy w okolicach Terespola. Aisza z córkami znalazła się w ośrodku dla uchodźców w Warszawie. Tam przyszła wkrótce na świat trzecia dziewczynka, Jasmina.

- Cały czas bardzo tęskniłam za ojczyzną. Teraz też tęsknię, ale nie chcę tam wracać - mówi Aisza. - Polska to dobry kraj, dobrzy ludzie tu żyją, życzliwi.
Przygnębiają ją tylko nasze jesienne szarugi i zimowe krótkie dni. Dla niej to są najgorsze miesiące.
- Mam wtedy depresję. Siedzę w domu, jest mi smutno, mam lęki i czarne myśli - wyznaje.

Miłość lekiem na strach

Aiszę w Polsce prześladować zaczął senny koszmar:
- Śniło mi się wiele razy, że nie mam gdzie mieszkać, że znajduję się na ulicy z moimi córkami, że nie mam środków do życia, a wszyscy mnie mijają obojętnie - mówi i w jej oczach widać ten strach, który jest ciągle żywy. - Bardzo chciałam mieć kogoś, kto się nami zaopiekuje.
W warszawskim ośrodku dla uchodźców spotkała kogoś takiego. Kilkanaście lat starszy od Aiszy uciekinier z Pakistanu zakochał się w młodej Czeczence.

Ahmeda znam tylko ze zdjęć. Uśmiechnięta, dobroduszna twarz okolona bujną, siwą brodą. Ciepłe spojrzenie. Ta twarz budzi zaufanie. Aisza przytakuje, potwierdza, że Ahmed to bardzo dobry człowiek. Mówi, że bardzo ją kocha. Że jest jej przykro, bo ona nie umie kochać go tak mocno, jak on ją. Ale ma nadzieję, że jeszcze go pokocha, bo bardzo tego chce. Bo on na taką miłość zasługuje.

Wzięli w Polsce ślub. Ahmed ma brata, który razem z nim opuścił Pakistan. Też mieszkał z nimi.
Twarz Aiszy tężeje, kiedy zaczyna mówić o swoim szwagrze.

- Zaczął się dobierać do mojej najstarszej dziewczynki. Ona wtedy miała pięć lat - mówi i spuszcza wzrok. - Nie, nie zgłaszaliśmy tego nigdzie. W muzułmańskich rodzinach takie sprawy załatwia się inaczej. Ahmed wyrzucił go z domu i zerwał z bratem kontakt. Zabronił mu do nas przychodzić.

Aisza mówi, że nie może o tamtych wydarzeniach zapomnieć. Że prześladują ją do dzisiaj, chociaż - co podkreśla - nie doszło do najgorszego. Tylko dotykał.
- Na szczęście córka wymazała wujka z pamięci, ale ja wiem, że to w niej jest, że kiedyś może wrócić we wspomnieniach - mówi Aisza.

Ponad dwa lata temu czeczeńsko-pakistańska rodzina opuściła Polskę. Pojechali szukać szczęścia we Francji. Tam Aisza urodziła kolejną dwójkę dzieci: wymarzonego syna i najmłodszą córkę.

- Dobrze było, mąż pracował, ja wychowywałam dzieci. Starsze dziewczynki nauczyły się francuskiego - wspomina pierwsze udane tygodnie na francuskiej ziemi.
Wykradła córki i uciekła do Białegostoku

Wkrótce jednak stracili dach nad głową. Pustostan, w którym mieszkali, został bowiem rozebrany. Z piątką dzieci znaleźli się na ulicy, koczowali gdzie popadnie. Rodziną zainteresowała się francuska pomoc społeczna.
- Chodziło o dzieci - opowiada Aisza. - Żeby nie żyły w takich warunkach. I wszystkie zabrali do rodziny zastępczej...

Aisza miała prawo codziennie odwiedzać swoje pociechy. Musiała zdobyć zaufanie ludzi, którzy się nimi opiekowali, bo nawet pozwalali jej zabierać starsze dziewczynki na spacer.
- I któregoś dnia je wykradłam - wyznaje. - Miałam już wszystko zaplanowane i przygotowane.

Uciekłam z nimi do Polski.

Już nie wróciła do Warszawy. Przyjechała do Białegostoku, bo miała tu znajomą z Czeczenii.
Mieszka w wynajętym czteropokojowym mieszkaniu w bloku, na jednym z dużych białostockich osiedli. Mąż dalej żyje we Francji, nie traci kontaktu z dwójką pozostałych w rodzinie zastępczej najmłodszych dzieciaków. Przysyła Aiszy co jakiś czas ich zdjęcia: śliczny chłopczyk i urocza jak laleczka dziewczynka są ładnie, kolorowo ubrani, mają zabawki. Na niektórych zdjęciach towarzyszą im opiekunki, na innych tulą się do ojca.

- Muszą nam je oddać, nie wyobrażam sobie życia bez dzieci - szepcze Aisza, oglądając najnowszy albumik ze zdjęciami syna i córki.

Ale wie, że dopóki Ahmed nie osiągnie jakiejś stabilizacji, to nawet nie ma co marzyć, że francuskie prawo zezwoli na powrót dzieci do biologicznej rodziny. A Ahmed dalej mieszka w jakimś opuszczonym domu i na dodatek stracił niedawno stałą pracę.

- On nie może ciężko pracować fizycznie - martwi się Aisza. - Ma cukrzycę. Teraz sprzedaje na ulicach kwiatki.

To takie francuskie i romantyczne - ale w wydaniu eterycznych kwiaciarek. Brodaty, siwy Pakistańczyk, który oferuje gościom kawiarnianym bukieciki fiołków na pewno nie czuje się dobrze w tej roli. Choć ważne jest, że zarabia jakieś pieniądze. Przysyła je do Białegostoku, żeby Aisza mogła opłacić czynsz i rachunki za mieszkanie. Poza tym kobieta dostaje zasiłek na siebie i dziewczynki z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. Jakoś udaje jej się związać koniec z końcem.

Sama wezwała policję

To było 22 lutego br. Aisza trafiła do szpitala psychiatrycznego w Choroszczy. Przywiozło ją na oddział pogotowie ratunkowe i policja.
W karcie informacyjnej czytamy: "pacjentka sama wezwała policję i prezentowała zachowania agresywne".

- Oni mnie nie rozumieli - tłumaczy Aisza. - Ja chciałam, żeby oni przywieźli szwagra i go pokarali. Za to, co zrobił mojej córce.
Jakby nie pamiętała, że to było kilka lat temu; że załatwili problem po swojemu, zrywając z bratem męża kontakt. Jednak Aisza chciała zemsty - albo sprawiedliwości.
Córki od razu 22 lutego trafiły do domu dziecka. Z Francji przyjechał Ahmed i wtedy Aisza na własne żądanie wypisała się ze szpitala - pod opiekę męża. On spędził z nią kilka dni i musiał wracać do Francji - żeby nie stracić pracy.

Sędzia: To pierwsza taka sprawa

18 marca Aisza złożyła podanie do białostockiego Sądu Rejonowego IV Wydział Rodzinny i Nieletnich: "Proszę o pomoc - zwrot moich małoletnich dzieci, które znajdują się w domu dziecka. (...) Ja byłam hospitalizowana. Teraz jestem w domu z mężem, czuję się lepiej. Mąż pomaga w domu w różnych pracach. Przyjmuję leki, tylko tęsknię po dzieci i dzieci również tęsknią po mnie. Proszę wrócić moich dzieci".

A z sądu już szło wezwanie na pierwszą rozprawę wyznaczoną na 15 maja 2013 r. o ograniczenie władzy rodzicielskiej. Ma się w tym dniu stawić w sądzie również mąż Aiszy.
- Ahmed przyjedzie. On chce w ogóle wrócić do Polski i tutaj żyć. Ale czy nam zabiorą dzieci? Powiedz, że nie zabiorą. Ja nie mam schizofrenii. To depresja. Mam najgorsze myśli, ale wiem, że muszę żyć dla swoich dzieci - Aisza teraz myśli tylko o tym, jak odzyskać dziewczynki.

Sędzia Elżbieta Cylwik z białostockiego Sądu Rejonowego nie może nic powiedzieć o sprawie, która ma się odbyć 15 maja. Z dokumentów wynika, że to nie rozpoznanie ze szpitala - schizofrenia paranoidalna - było przyczyną wszczęcia postępowania z urzędu o ograniczenie władzy rodzicielskiej Aiszy nad córkami. Jakieś wydarzenia z ubiegłego roku legły u podstaw tej decyzji. Aisza, kiedy ją o to pytam, mówi, że nie wie, o co może chodzić. A ja nie wiem, czy mogę jej wierzyć.

- To chyba pierwsza taka sprawa w środowisku uchodźców żyjących w Białymstoku - mówi sędzia Cylwik. - Owszem, zdarzają się problemy z dziećmi, które wchodzą w konflikt z prawem. Ograniczenie władzy rodzicielskiej nie jest równoznaczne z odebraniem dzieci. Trzeba poczekać na zakończenie postępowania.

Imiona wszystkich członków opisywanej rodziny zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna