Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ukrywali Żydów w jamie pod stodołą

Julia Szypulska
Zdzisława Chlebowska (z lewej) miała okazję spotkać się z Chaną Broder-Lisogurski (obok) podczas uroczystości wręczenia medalu „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Na małym zdjęciu: Izabella Wierzbicka
Zdzisława Chlebowska (z lewej) miała okazję spotkać się z Chaną Broder-Lisogurski (obok) podczas uroczystości wręczenia medalu „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Na małym zdjęciu: Izabella Wierzbicka Archiwum
Rodzina Kryńskich uratowała życie żydowskiej rodzinie Lisogurskich. Ten bohaterski czyn ujrzał światło dzienne dopiero teraz, dzięki ciekawości prawnuczki.

Lisogurscy - 4-letnia Chana, jej rodzice oraz babcia ukrywali się w jamie, specjalnie wykopanej pod stodołą. Było to we wsi Morze, koło Siemiatycz, w gospodarstwie Bronisławy i Konstantego Kryńskich oraz ich dzieci - Krystyny i Henryka. Żydowska rodzina trafiła tam w maju 1943 roku i dotrwała do końca wojny. Gospodarze zostali tydzień temu - pośmiertnie - odznaczeni medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. To najwyższe odznaczenie państwowe przyznawane nie-Żydom przez Instytut Yad Vashem w Izraelu. Uroczystość odbyła się w ośrodku kultury w Siemiatyczach, gdzie kiedyś mieściła się synagoga. Wzruszeń i łez nie zabrakło, gdy spotkały się dwie rodziny - Chany Broder-Lisogurski oraz potomkowie Kryńskich.

Lisogurskich bez Kryńskich by nie było

- Przede wszystkim chciałabym wam wszystkim powiedzieć, jak szczęśliwa jestem i poruszona będąc tutaj, mając okazję wypełnić swój obowiązek i poznać potomków zasłużonej rodziny, która uratowała życie moje i moich rodziców, Racheli i Abrahama Lisogurskich, oraz mojej babki Rywki Kalles - powiedziała podczas uroczystości 77-letnia dziś Chana Broder-Lisogurski, która przyleciała z Izraela. - Chcę wam przedstawić moją rodzinę. Nie ma dziś z nami mojego męża, który nie pojawił się w Polsce ze względu na słaby stan zdrowia. Oto moja starsza córka, Pnina wraz z mężem Navotem. Ohad to ich młodszy syn. A to mój syn, Dawid, wraz żoną Carmel i córką Miką. To jest moja młodsza córka, Shlomit. Przyjechała do nas z Toronto, gdzie mieszka ze swoim partnerem i trójką małych dzieci. Gdyby wasi dziadkowie nas nie ocalili, wiele z wymienionych tu osób w ogóle by się nie urodziło.

W ten sposób historia zatoczyła koło. Nie doszłoby jednak do tego, gdyby nie... ciekawość prawnuczki Kryńskich! Izabella Wierzbicka chciała dowiedzieć się czegoś o pradziadkach, których nigdy nie miała okazji poznać. Bronisława zmarła bowiem w 1985 roku, a Konstanty tuż po wojnie - w 1946. Nie zachowały się nawet ich zdjęcia. Nie było jej też dane poznać babci Krystyny, która zmarła w latach 80-tych.

- U nas w rodzinie w ogóle się o tej historii nie mówiło - opowiada 30-letnia białostoczanka, Izabella Wierzbicka. - Gdzieś tam ktoś coś wiedział i czasem coś powiedział, ale nikt nie znał szczegółów. Nikt nigdy nie wchodził w to głębiej.

Z zasłyszanych fragmentów można było się domyślić, że u pradziadków, kiedy jeszcze mieszkali na kolonii wsi Morze, byli jacyś Żydzi. I że było to w czasie niemieckiej okupacji, kiedy Krystyna i Henryk byli jeszcze dziećmi. Izabella zaczęła drążyć ten temat dopiero trzy lata temu. Nie dawała jej spokoju rozmowa z ciocią Zdzisławą - siostrą jej mamy i najstarszą córką Krystyny. To od niej usłyszała nazwisko Chany Broder-Lisogurski, a także to, że o historii ukrywających się u Kryńskich Żydów można przeczytać w internecie.

- Ciocia nie wiedziała gdzie, ale ktoś jej pokazał, że tam jest artykuł o naszej rodzinie - wspomina Izabella. - To mnie zaintrygowało. Myślałam sobie, że jeżeli ktoś pisze coś w internecie o naszej rodzinie, to znaczy, że dla tej osoby to jest ważne. Z czystej ciekawości zaczęłam szukać. Zajęło mi to trzy dni.

Natknęła się między innymi na artykuł opublikowany w jednej z lokalnych gazet. Za pośrednictwem redakcji dostała kontakt do kuzyna Lisogurskich, który mieszkał w Montrealu. Ten zaś skontaktował ją z Chaną. Wówczas na jaw wyszedł kolejny rodzinny sekret. Okazało się, że przez wiele lat obie rodziny utrzymywały kontakt. Najpierw Lisogurscy pisali z Bronisławą Kryńską, a później z jej synem, Henrykiem. Mało tego, w 1997 roku Chana odwiedziła Henryka! Kontakt urwał się dopiero ponad 10 lat temu, po jego śmierci.

- Nikt z nas nie miał pojęcia, że kuzyn Heniek utrzymywał kontakt z panią Chaną, a już tym bardziej, że się z nią widział - mówi Izabella. - Myślę, że się bał. Był człowiekiem starej daty i obawiał się, że taka znajomość przyniesie mu kłopoty. Teraz dowiedziałam się, że po śmierci prababci poprosił nawet rodzinę pani Chany o przerwanie korespondencji.

Odwrotnie było w rodzinie Chany Broder-Lisogurski. Tutaj historia ocalenia im życia przez Kryńskich była przekazywana z pokolenia na pokolenie. Wszyscy członkowie rodziny znali ją doskonale. Dlatego ponowne nawiązanie znajomości i możliwość poznania potomków swoich dobroczyńców było dla Chany niezwykle ważne. Przez te wszystkie lata miała bowiem poczucie, że nie spłaciła wobec nich długu wdzięczności. Dopiero wręczenie medalu pozwoliło jej zakończyć tę historię we właściwy sposób.

- Heniek nie miał dzieci, a mi nie pozostał żaden kontakt z jego rodziną. Wtedy odnalazła mnie Izabella, której będę za to zawsze wdzięczna - wyznaje pani Chana. - Chcę podziękować Izabelli Wierzbickiej za poszukiwania i odnalezienie mnie w internecie. Jestem pewna, że nie było to łatwe. Pisałyśmy między sobą przez trzy lata i czuję, że stałyśmy się prawie rodziną. Dziś możemy oddać cześć rodzinie Kryńskich, na którą tak bardzo zasługują.

Izabella nie spodziewała się, że jej ciekawość i wysłanie jednego maila wywołają taką lawinę wydarzeń i że będzie to tak ważne dla obu rodzin.

Narażali swoje życie dla innych

Potomkowie Kryńskich i Lisogurskich kilka dni temu razem pojechali na polanę, gdzie przed 70-laty znajdowało się gospodarstwo Bronisławy i Konstantego. Szukali śladów stodoły, do której gospodarz zaprowadził uciekinierów. Wtedy to również był maj, tyle że 1943 roku. Było to po likwidacji getta w Siemiatyczach i wywiezieniu Żydów do obozu zagłady w Treblince. Wcześniej, od listopada 1942 roku, Lisogurscy ukrywali się u innej rodziny w Aleksandrowie. Musieli jednak stamtąd uciekać, bo Niemcy zrobili obławę na to gospodarstwo.

Kryńscy mieli w okolicy opinię dobrych ludzi. Pomogli i innym żydowskim rodzinom - czasami pozwolili się przespać komuś w stodole, innym razem dali jedzenie. W domu się nie przelewało - skromne gospodarstwo położone z dala od wsi. Mało kto tu zaglądał, Niemcy też rzadko. Ale ten, kto zajrzał, mógł liczyć na pomoc, w miarę skromnych możliwości. Bo Kryńscy byli bardzo wierzący i poważnie traktowali przykazanie o miłowaniu bliźniego. Dlatego dali się przekonać, gdy Shaiko Kalles, wuj 4-letniej wówczas Chany, poprosił ich o udzielenie schronienia swojej rodzinie. Początkowo miało być to tylko na próbę, na dwa tygodnie. I tak do Kryńskich trafiła kilkuletnia dziewczynka wraz z rodzicami i babcią. Dwa tygodnie minęły, a Konstanty stwierdził, że nie ma serca wypędzić uciekinierów.

- Zapewniając nam schronienie, Kryńscy wiele ryzykowali - przyznaje Chana. - Polacy - przyłapani na pomaganiu Żydom - spotykali się ze śmiercią. Zabijano całe rodziny. Decyzja o pomocy Żydom była więc niezwykle miłosiernym krokiem

Do dziś pamięta, jak Konstanty po wydojeniu krów co wieczór przynosił jej szklankę ciepłego mleka. Zresztą, cała rodzina codziennie dostawała coś ciepłego do zjedzenia. Kiedy nadeszła zima i wiadomo było, że zostaną na dłużej, gospodarz wraz z synem wykopali kilkumetrowy bunkier pod stodołą, do którego wchodziło się przez szopę. Nie był duży, Chana jako dziewczynka ledwie mogła się tam wyprostować. Dorośli spali na siedząco i opuszczali bunkier za potrzebą tylko w nocy. Kryńscy, owszem, mieli chwile wahania, czy mogą dłużej narażać życie swoje i dzieci. Bronisława poradziła się wtedy proboszcza parafii w Ostrożanach. Odpowiedział jej: - To dobry uczynek, to niewinni ludzie.

Lisogurscy wyszli z ukrycia w lipcu 1944 roku, po wkroczeniu armii sowieckiej. Potem wyjechali do obozu dla uchodźców we Włoszech, a później do Kanady. W latach 70-tych Chana wraz z rodziną wyprowadziła się do Izraela, gdzie mieszka do dziś.

- Miłe jest, że moja rodzina dostała medal, ale najbardziej cieszę się z tego, że pani Chanie ulżyło, że udało jej się zamknąć ten rozdział- mówi Izabella Wierzbicka, prawnuczka Bronisławy Kryńskiej. - A to, czego ja się dowiedziałam o pradziadkach jest bezcenne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna