Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uważa, że zwolniono go z przyczyn politycznych

(ika)
Archiwum
Były wicedyrektor WORD-u walczy przed sądem o przywrócenie do pracy.

Sprawa trafiła wczoraj na wokandę Sądu Rejonowego w Białymstoku. W odpowiedzi na pozew, w którym Marek Trębicki domaga się przywrócenia na stanowisko zastępcy dyrektora Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Białymstoku lub odszkodowania za bezzasadne zwolnienie, obecny dyrektor WORD nie pozostawia na swoim byłym pracowniku suchej nitki. Zarzuca mu nagminną nieobecność w pracy i niewykonywanie poleceń służbowych.

Trębicki odpiera zarzuty. Uważa, że jego zwolnienie ma charakter polityczny. Jego następcą został bowiem młody PSL-owiec, prywatnie - zięć Jana Kaczana, podlaskiego działacza... oczywiście PSL-u. Członkiem tej partii jest też dyrektor białostockiego WORD-u oraz nadzorujący wszystkie ośrodki w województwie - wicemarszałek Walenty Korycki.

Również Marek Trębicki był członkiem władz wojewódzkich PSL. Powołując się na znajomości z byłym ministrem rolnictwa - Markiem Sawickim - miał według prokuratury otrzymać w 2008 r. intratną posadę w oddziale terenowym Agencji Rynku Rolnego w Białymstoku. Proces w sprawie przekroczenia uprawnień przy obsadzaniu stanowisk przez prezesów ARR (podległej resortowi), w dalszym ciągu toczy się przed białostockim sądem. Po wybuchu afery, Trębicki zatrudnił się w WORD-zie w Białymstoku. Po ponad 3 latach, w czerwcu br., otrzymał wypowiedzenie.

- Nie stoi za tym żadna polityka, ani osobiste porachunki - zapewnia Andrzej Daniszewski, dyrektor WORD w Białymstoku. - Tu chodzi o zachowanie pana Trębickiego, który szukał wymówek, aby nie wywiązywać się ze swoich obowiązków lub nie przychodzić do pracy.

Zgodnie z argumentacją pełnomocnika WORD, pod nieobecność dyrektora odmawiał podpisywania dokumentów. Nie miał też najlepszych stosunków z pracownikami.

- Starałem się być dyrektorem wymagającym. Uznałem, że najważniejsze w pracy nie są sympatyczne relacje - mówił przed sądem Marek Trębicki. Twierdzi, że miał dżentelmeńską umowę z dyrektorem, że sam może decydować, czy przyjść do pracy na pierwszą czy drugą zmianę. Zdaniem jego byłego szefa, nadużywał jednak tej swobody. Marek Trębicki uważa ten zarzut za kuriozalny, bo pracował 8 godzin dziennie, a wszelkie prywatne wyjścia były konsultowane z przełożonym.
Kolejna rozprawa w grudniu.

Czytaj e-wydanie »

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna