Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W więzieniu przesiedział 24 lata

Redakcja
O swojej działalności przestępczej i nawróceniu Piotr Stępniak opowiadał pensjonariuszom Zakładu Karnego w Czerwonym Borze. O tym samym mówił też podczas spotkania z mieszkańcami Łomży, zorganizowanego przez Kościół Zielonoświątkowy.
O swojej działalności przestępczej i nawróceniu Piotr Stępniak opowiadał pensjonariuszom Zakładu Karnego w Czerwonym Borze. O tym samym mówił też podczas spotkania z mieszkańcami Łomży, zorganizowanego przez Kościół Zielonoświątkowy.
Przeczytaj spowiedź recydywisty.

Wolisz, jak się do ciebie mówi "Gepard" czy raczej Piotr Stępniak?

- Zdecydowanie Piotr Stępniak.

A skąd ten przydomek "Gepard"?

- Z więzienia, wzięło się to od moich szybkich reakcji na różne zdarzenia, które miały miejsce w więzieniu. Zarówno zdarzenia, jak i reakcje były negatywne. Pozytywnych w moim życiu nie było zbyt wiele.

Za kratki trafiłeś bardzo wcześnie, bo w wieku 11 lat. Jak wspominasz swoje dzieciństwo?

- Do ósmego roku życia miałem wspaniałą rodzinę, dom, mamę, tatę. To było coś wspaniałego, ale przyszedł alkohol do mojego domu i rozwalił całą rodzinę. Moja mama najpierw tylko towarzyszyła ojcu przy kieliszku, a później się uzależniła i razem z nim piła.

Mój brat i siostra wyjechali, zostałem ja z młodszym bratem i z matką, …matką alkoholiczką. Matkę zwolnili z pracy, nas zabrali do domu dziecka, jednak ja stamtąd uciekłem, by pilnować matki. W ten sposób wszedłem na drogę przestępczą. Tak się zaczęła przygoda "Geparda"…

Wiesz, co się teraz dzieje z twoimi towarzyszami z młodych lat, z grupy przestępczej?

- Z tego, co wiem, to nie żyją...

To byli twoi przyjaciele, koledzy?

- Byłem zaradny, a taki człowiek był im potrzebny. Ja jako młody chłopiec, kiedy szedłem z nimi kraść i rabować, to mnie nic nie groziło. Oni by poszli od razu do więzienia, a mnie jedynie mogli zamknąć do zakładu poprawczego. Dlatego, jak rabowaliśmy, jak nas łapali, to ja wszystko brałem na siebie. Tyle że ja później siedziałem, a ich wszystkich puścili.

Nie czułeś, że robisz źle?

- Miałem swoje marzenia... Jak większość młodych chłopców chciałem być strażakiem. Ale kiedy do mojego domu wkradł się alkohol, kiedy zaczęło się szerzyć zło, gdy w moim domu pojawiało się pełno wujków i każdy chciał być moim ojcem, i kiedy zostaliśmy odrzuceni przez społeczeństwo, przez sąsiadów, kiedy już nie byliśmy akceptowani przez nikogo, bo ludzie po prostu wytykali nas palcami.... przestałem marzyć. Narastała we mnie taka złość, bezradność. Inni mieli święta Bożego Narodzenia, a ja mogłem tylko o tym pomarzyć. U mnie w domu nie było światła, jedzenia, nie było nic. Trzeba było sobie radzić. Na pewno nie czułem, że robię źle.

Wielu twoich rówieśników z osiedla, dzielnicy zaczynało tak jak ty?

- Tak. W moim bloku dużo było rodzin takich jak moja. Nie myślałem wtedy, że mogę na wiele lat trafić za kratki. To był taki kodeks, swoisty honor, ja się od małego nie bałem więzienia.

Nikt ci nie pomógł? A co ze szkołą? Tam też nie wiedzieli o twoich problemach?

- To nie tak. Do szkoły lubiłem chodzić, czułem się w szkole inaczej. Ale tak się zdarzyło, że moja przygoda ze złodziejstwem zaczęła się właśnie w szkole. Tam ukradłem pierwszy raz kanapki koleżance. Byłem głodny! Wiem, że gdybym powiedział, to by mi dała, ale ukradłem je. Później drugi i trzeci raz.

Wstydziłeś się tego, że byłeś głodny?

- Wstydziłem się, że u mnie jest w ogóle tak w domu! Inni mówili o sobie, o swoich rodzinach... Pamiętam, jak kiedyś pisaliśmy wypracowania o domu czy też jak dzieci opowiadały o swoich domach, rodzinach, a ja nie miałem co opowiadać. Co miałem powiedzieć, że moja mama jest prostytutką, że pijaczką jest, że wujkowie przychodzą do nas. Nie miałem co opowiadać…

Długo "działałeś" na "Ośkach", czyli osiedlach, zanim trafiłeś pierwszy raz za kratki?

- No, prawie trzy lata...

Czy w ciągu tego okresu miałeś takie sytuacje, że narażałeś własne życie?

- Wiele razy mogłem zginać. Pamiętam, jak napadliśmy na sklep, który chwilę później otoczyła policja, nie było gdzie uciekać. Schowałem się do zamrażarki. Policja wszystkich zabrała, a ja tak w tej zamrażarce zostałem. I usnąłem tam. Palce, które trzymałem pod wiekiem, opadły, zamrażarka się zamknęła... Znalazła mnie kobieta, która później robiła inwentaryzację. Takich sytuacji, w których otarłem się o śmierć, było znacznie więcej.

Ale za to nie trafiłeś do więzienia?

- Pierwszy raz poszedłem siedzieć za czarnoskórych. Byłem skinheadem, należałem do faszystowskiego frontu narodowego. W Gdańsku za pobicie czarnoskórych studentów trafiłem na dwa lata do więzienia.

Ciężko było?

- Ciężko, ale ja byłem tym człowiekiem, który był stamtąd. Siedziałem wcześniej w zakładzie poprawczym, więc już jakąś szkołę więzienną przeszedłem. Ja tam czułem się naprawdę dobrze.

Dużo było takich jak ty? Zorientowanych w więziennym życiu?

- Powiedzmy tak: Ja w więzieniu czułem się dobrze, bo byłem przekreślony przez świat, wszyscy, ale to dosłownie wszyscy, mnie przekreślili. Wszyscy mówili: Zdechniesz w więzieniu, zgnijesz tam, krzyczeli do mnie "ty kryminalisto". Ja to po prostu łyknąłem. Nie chciałem nikogo zawieść. Dlatego czułem się tam dobrze. Strasznie nienawidziłem ludzi, bo ludzie nie chcieli, bym ich kochał. Ludzie mnie nienawidzili, więc ja to odwzajemniałem. Ktoś, kto przychodzi pierwszy raz do więzienia, ma w sobie lęk, strach, obawy, nie wie, co go czeka, nie wie, czy go nie zgwałcą... Różne sytuacje zdarzają się w więzieniach. Wielu ludziom na początku jest bardzo ciężko. Ja współczuję tym, którzy pierwszy raz trafiają za kraty.

Po dwóch latach odsiadki opuściłeś zakład karny. Co było dalej?

- Byłem pięć dni na wolności i wróciłem. Za napad poszedłem siedzieć na kolejne pięć lat. I tak moja kariera się rozpoczęła i tak trwa. Wychodzę i przychodzę, wychodzę i przychodzę… Łącznie w więzieniach przesiedziałem 24 lata i cztery lata w zakładzie poprawczym.

< b>Między innymi dlatego ośmiokrotnie próbowałeś odebrać sobie życie?

- Zapewne tak, ale wiem, że Bóg miał też względem mnie swój plan. Upominał się o mnie wiele razy, stawiał na mojej drodze ludzi, którzy mi mówili o Nim, ale ja tego nie słuchałem. Musiało dojść do tragedii, musiałem znaleźć się na dnie, aby zrozumieć. Bardzo ciężko zachorowałem, ale Bóg mnie uzdrowił. Teraz kocham ludzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna