- Ale nie w każdym przypadku tak było.
Był najstarszym dzieckiem w domu i miał najwięcej obowiązków. Pomagał w gospodarstwie, nosił drewno, wodę. A w wolnej chwili bawił się z kolegami w wojnę. Kiedy miał kilka lat, zaatakowały go bezpańskie psy. Z pomocą pośpieszyła wówczas Aza, suczka, która przybłąkała się kilka tygodni wcześniej.
- Słysząc mój krzyk przybiegła z domu i rzuciła się na szarpiące mnie psy - opowiada. - Gdyby nie ona, pewnie bym nie żył.
Rodzice pracowali od rana do nocy. - Byli bardzo zaradni - dodaje. - Choć czasy były trudne, dawali sobie radę.
Nie rozpieszczali dzieci, ale też potrafili nagradzać, choćby za dobre wyniki w nauce. Witek, za świadectwo z pierwszej klasy np. dostał łyżwy. Innym razem rower.
Miał trzynaście lat, kiedy spłonął dom. Przez zimę mieszkali w budynku gospodarczym, a wiosną zabrali się do odbudowy. - Trzeba było pomagać - mówi.
Wakacje spędzał u babci, albo kuzynów na wsi. Na pierwszy obóz pojechał dopiero w szkole średniej.
Nigdy nie chodził na wagary. Głównie dlatego, że szkoła była bardzo blisko domu.
- Dobrze się uczyłem - wspomina wicestarosta. - Najlepszy byłem z przedmiotów humanistycznych.
Chciał być strażakiem, został nauczycielem. - Sam nie wiem, jak to się stało - śmieje się.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?