Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojciech Dzięgielewski, Agrotechnik: Sukces to wytrwała i nieustanna praca wykonywana każdego dnia

Jba
JBa
Firma Agrotechnik Wojciecha Dzięgielewskiego ze Stawisk (pow. kolneński) została wicemistrzem krajowym Agroligii 2020.

To dla nich miłe wyróżnienie oraz potwierdzenie, że to, co robią każdego dna jest doceniane. Ale, jak podkreśla Wojciech Dzięgielewski, nie pracują dla nagród, a satysfakcji. Tę z kolei dają im zadowoleni klienci. Dlatego jeszcze bardziej cieszą ich sukcesy rolników, których od lat wspierają, oferując im nowoczesne maszyny rolnicze.

- W ubiegłych latach na szczeblu wojewódzkim oraz krajowym, mistrzami zostawali nasi najwięksi klienci, którzy posiadają po kilka naszych maszyn. I w tym roku mistrzem w kategorii rolnicy zostało gospodarstwo zaopatrujące się u nas w maszyny marki Fendt. Staramy się, by oferowane przez nas maszyny i sprzęt rolniczy, były najwyższej jakości, by pomagały rolnikom maksymalizować efekty pracy. A kiedy przyczyniamy się do sukcesu klienta, wiemy, że robimy to dobrze - śmieje się Dzięgielwski.

Pierwsze maszyny sprowadził dla rodziców

Jak podkreśla Dzięgielewski, dzisiejsza Firma Agrotechnik to bardziej ewolucja, niż nagle pojawienie się czegoś nowego. Pomysł na jej stworzenie pojawił się w latach 90-tych, kiedy wraz z bratem i innymi członkami rodziny, szczególnie wujkiem, wyjechali do pracy w Niemczech.

- Pochodziliśmy z gospodarstwa, więc gdy pojawiła się taka możliwość, postanowiliśmy sprowadzić kilka maszyn, by rodzicom łatwiej było pracować. Oczywiście były to używane maszyny rolnicze takie jak: prasy wysokiego gniotu, przyczepy, siewniki, wycinki do kiszonki i zbiorniki chłodzące do mleka - wspomina Wojciech.

Wtedy nawet nie pomyślał, że sprowadzanie maszyn stanie się jego życiem.

- To były czasy, kiedy zmieniała się technologia uprawy, produkcji, karmienie zwierząt. Rolnicy przestawiali się ze zbierania siana z łąk na kiszonkę. Te maszyny wiele ułatwiały - wyjaśnia.

Większość gospodarzy dostrzegała już korzyści wynikające z produkcji kiszonek, ale do tego potrzebne były inne maszyny. Dzięgielewscy zauważyli, że jest to nisza, która budzi zainteresowanie. Zaczęli więc ogłaszać się i sprowadzać maszyny także dla innych, najpierw tych najbliższych z gminy, potem powiatu, a z czasem teren zaczął się rozrastać.

- Oczywiście początkowo były to wyłącznie używane maszyny, dlatego, że były bardziej przystępne cenowo, ale i bardziej dostępne, bo praktycznie od ręki - dodaje przedsiębiorca.

Z biegiem czasu pojawił się pomysł, by współpracować także bezpośrednio z producentami. Zresztą rynek maszyn używanych także ewoluował.

- Zmieniał się gatunek tych maszyn, potrzebne były inne. Wprowadziliśmy sieczkarnię do kukurydzy i szybko staliśmy się specjalistami w tej dziedzinie. Na tych maszynach robiliśmy największe obroty - mówi Wojciech.

Było to związane z kolejnymi zmianami technologii w rolnictwie.

- Po zmianie technologii siana na kiszonkę, w naszym regionie przyszła moda na uprawę kukurydzy. Mocno rozwijała się produkcja mleka, a dla efektywnej hodowoli karmienia zwierząt, trzeba było wprowadzić także kiszonkę z kukurydzy. Przebywaliśmy wtedy w zachodnich Niemczech, Holandii, gdzie uprawa kiszonki i kukurydzy stały na wysokim poziomie, więc maszyny były dostępne - wyjaśnia mężczyzna.

To był czas, kiedy rolnicy szukali nowych rozwiązań, interesowali się, szukali, więc Dzięgielewscy nie musieli ich zbytnio namawiać do inwestowania w nowe maszyny.

- Widzieli korzysci, wynikające z uprawy kukurydzy, a brakowało maszyn do zbioru. Wydajnego i właściwego zbioru, by ziarna były odpowiednio rozdrobnione - tłumaczy.

Powoli rynek maszyn używanych się zmieniał, a Dzięgielewscy zauważyli tendencję, że skala produkcji rośnie, a rolnicy już są na etapie poszukiwania wydajniejszych maszyn. Wtedy i oni zaczęli rozglądać się za nowymi, lepszymi maszynami. Najwięksi producenci mieli już swoich przedstawicieli, więc oni szukali marek, które znane były na zachodzie, ale w Polsce nie były jeszcze reprezentowane. I tak rozpoczęli współpracę z firmami: Fliegl, Thaler, Kemper, Lely. Apóźniej sukcesywnie do tych marek dobierali kolejne, na których maszyny widzieli zapotrzebowanie. Kiedy zaś obroty na tych markach wzrastały, zaczęli bardziej zajmować się maszynami nowymi, niż używanymi.

- Z czasem, aby zróżnicować wahania kursowe, jak również wykorzystać transport, zaczęliśmy sprzedać nowe polskie maszyny na zachód. Najpierw w barterze, czyli sprzedawaliśmy nową maszynę tam, a rozliczaliśmy się maszynami używanymi - mówi Dzięgielewski.

Kolejnym etapem było wprowadzenie do oferty maszyn ciągnikowych. Rozpoczęli współpracę z marką Valtra, a po kilku latach z Fendt.

- Oczywiście zanim zaczęliśmy współpracę z producentem, sprowadzaliśmy ciągniki używane, głównie Zetory i Ursusy oraz Renault, ale widzieliśmy, podobnie jak z innymi maszynami, że jest zapotrzebowanie na ciągniki większych mocy, wydajniejsze, wygodniejsze - dodaje Wojciech.

To, co od samego początku było bardzo ważne to fakt, że nie tylko sprzedawali maszyny, ale i serwisowali je oraz zaopatrywali rolników w części zamienne.

- Wprowadzając nowe marki na polski rynek, naturalnie pojawiała się obawa, czy ktoś to będzie potrafił te maszyny naprawić i czy w ogóle będą dostępne części. Dlatego od początku szukając producentów, równocześnie poszukiwaliśmy miejsca dostaw części zamiennych - wyjaśnia przedsiębiorca.

Dodaje, że od początku działalności, czyli od 1997 roku, starają się obserwować rynek rolny i dostosowywać do potrzeb klientów. Dzięgielewski nie widzi jakieś wielkiej tajemnicy sukcesu.

- To po prostu wieloletnia praca, krok po kroku rozwijanie działalności - wyznaje. I dodaje, że ogromną radość czuje ze sprzedaży każdej maszyny, a te najdroższe potrafią opiewać nawet na 2 mln złotych. Wojciech Dzięgielewski nie pamięta problemów z początku działalności, bo jak tłumaczy, raczej skupiał się na ogromnej satysfakcji, która motywowała go do kolejnych działań. Przyznaje jednak, że choć same zakupy maszyn nie zajmowały dużo czasu, sprowadzenie ich do Polski i biurokracja potrafiła dać w kość.

W działaniach pomaga intuicja

Kiedy zaczynali, siedzibą firmy było po prostu gospodarstwo rodziców. Szybko jednak zrobiło się ciasno i zwyczajnie brakowało miejsca na podwórku na trzymanie maszyn rolniczych.

- Nabyliśmy kawałek placu przy drodze krajowej 61 i tam wystawialiśmy nasze maszyny. Potem, z biegiem czasu potrzebowaliśmy więcej przestrzeni biurowej oraz powierzchni serwisowej, warsztatowej, więc podjęliśmy decyzję o budowie nowej siedziby - tłumaczy Wojciech.

Nowoczesny budynek, który oddany do użytku został w 2013 roku to aż 2 tys. mkw powierzchni. Firma Agrotechnik zatrudnia w tej chwili ponad 60 osób. Ma też swoje oddziały w Przasnyszu, Mrągowie i Brańsku.

- Już na tak szerokim terenie istnieją zróżnicowane gospodarstwa, więc i my poszerzyliśmy portfolio, by nasze maszyny w pełni zaspokoiły potrzeby klientów - mówi.

Dzięgielewski przyznaje, że nie miał z bratem biznesplanu, a raczej działali intuicyjnie. Pochodzili z gospdarstwa, więc doskonale znali problemy rolników.

- Rolnicy inwestowali coraz bardziej odważnie, poszukiwali maszyn specjalistycznych. Obserwowaliśmy rynek i staraliśmy się do niego dostosować. Zawsze jednak stawialiśmy na marki premium. Wybieraliśmy firmy mniej znane, ale wartościowe. Nie chcieliśmy robić tego, co większość, a czymś się wyróżnić i postawiliśmy na jakość. Pomagamy rolnikom wybrać najbardziej wydajne maszyny do skali produkcji i jej specyfiki - mówi Wojciech.

Nie odczuli skutków pandemii, bo jak tłumaczy przedsiębiorca, branża rolnicza, ze względu na dystans społeczny, była bezpieczna. Rolnicy mimo pandemii koronawirusa inwestowali w maszyny. W tej chwili jednak borykają się z problemami dostaw.

- To problem wszystkich branż. Brakuje surowców, kompotentów. Czas dostaw się wydłużył, często termin jest niepewny i to najbardziej przeszkadza w pracy, że nie jesteśmy w stanie jasno go określić - mówi Wojciech.

Ale w przyszłość patrzy spokojnie. I dalej powoli, ale wytrwale chce rozwijać portfolio maszyn, które oferują w jego firmie. I choć początkowo praca wiązała się ze sporymi wyrzeczeniami, dzisiaj nie samą pracą żyje Wojciech Dzięgielewski. Przedsiębiorca uwielbia aktywny odpoczynek, a ponieważ specyfika pracy przez te ćwierć wieku się zmieniła, i nie musi już tyle wyjeżdżać służbowo, chętnie korzysta z urlopu.

- Z racji specyfiki branży rolniczej, więcej czasu na wyjazdy mogę sobie wygospodarować w okresie zimowym. Dlatego staram się jak najczęściej wyjeżdzać na narty. Lubię ten aktywny wypoczynek . Alelatem też staram się choć tydzień urlopu spędzić z rodziną na wyjeździe - wyznaje.

Ważne dla niego jest również to, że zarówno żona jak i córka wspierają go w dalszym rozwoju firmy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wojciech Dzięgielewski, Agrotechnik: Sukces to wytrwała i nieustanna praca wykonywana każdego dnia - Plus Gazeta Współczesna

Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna